niedziela, 24 sierpnia 2014

Epilog

  Siedemdziesiąte igrzyska głodowe mimo wszystko były najlepszym co mnie w życiu spotkało. Gdyby nie one nie poznałabym wielu cudownych ludzi.
    Poznałam Ellie, która była świetną przyjaciółką. 
    Przeżyłam pierwszą miłość z Tannerem.
    Poznałam Nelly, Chrisa.
    Zaprzyjaźniłam się z Mickiem i Sophie.
    I przeżyłam najcudowniejszą miłość ze wspaniałym człowiekiem, jakim był Harry Joven. 
   Obdarował mnie on najcudowniejszym uczuciem na świecie. Dzięki niemu moje życie stało się piękniejsze. Nigdy nie zapomnę spędzonych z nim chwil. To dzięki niemu mam teraz syna, uśmiechałam się każdego dnia. Nasza miłość była moją najwspanialszą przygodą życia.
   Wszystko skończyło się dnia, kiedy postanowił walczyć o wolność Panem. Doskonale wiem, że robił to dla nas, ale jego śmierć jest bardzo bolesna. 
   Czasem się zastanawiam jak to by było, gdybyśmy się nigdy nie spotkali. Z pewnością nie byłabym taka szczęśliwa. Byłabym nadal tą samą Emily Ature, która siedzi cicho w domu razem z tatą i mu pomaga.
   Dzięki Harry'emu moje życie nabrało barw i każdy dzień był inny. Spędzaliśmy każdy dzień wspólnie, robiąc różne rzeczy, a kiedy było mi źle brunet zawsze potrafił poprawić mi humor.
   Teraz kiedy nie ma go wśród nas życie straciło wszystkie swoje barwy, sens. Bez niego ten świat nie jest taki sam. Bez niego nic już nie będzie takie samo. Wszystko co miałam przepadło, skończyło się dnia, kiedy Harry opuścił świat.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Tak to jest ten moment, kiedy możecie się wypłakać. Szczerze sama uroniłam parę łez, pisząc to.
Mówiłam Wam, że coś szykuję, więc oto jest! Druga część o życiu Emily! Tutaj macie link:
http://needinghelpinlife.blogspot.com/
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze na tym blogu oraz za wyświetlenia! Wszyscy komentujący, jesteście cudowni! Wasze słowa sprawiały, że miałam jakąkolwiek motywację do dalszego pisania. Niektóre komentarze potrafiły mnie wzruszyć. Nawet nie wiecie, co ze mną wyczyniacie pisząc, co czujecie podczas czytania. W środku od razu robiło mi się cieplej.
Dziękuję Wam za spędzanie czasu na moim blogu. Jesteście wspaniali. :')

czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział XXXVIII - Płacz

   Budzę się dość wcześnie. Odwracam się w stronę syna, który już nie śpi i bawi się swoimi dłońmi. Odgarniam jego włosy i uśmiecham się leniwie. Kruszyna zerka na mnie i również unosi kąciki swoich ust.
- Jak się spało, skarbie? - Pytam, ziewając.
- Dobrze - uśmiecha się. - Tato powiedział, że jak wróci to nauczy mnie strzelać z łuku - informuje.
- Naprawdę? - Udaję, że nie wierzę.
- Tak - mówi poważnym tonem.
- To cudownie - nie przestaję się uśmiechać.
   Po paru minutach rozmowy podnosimy się z łóżka i załatwiamy poranne sprawy. Kiedy już jesteśmy po śniadaniu postanawiam zobaczyć, jak się czuje matka Harry'ego. Kieruję się do jej pokoju i zastaję ją w łóżku. Mrugam kilkakrotnie oczami. Mam nadzieję, że oddycha. Serce bije mi dwa razy szybciej i szybkim krokiem, ciągnąc Jamesa, podchodzę do kobiety. Szturcham delikatnie jej ramię, a ta dopiero po paru minutach się odzywa:
- T-tak? - Pyta słabo.
- Dzień dobry - posyłam delikatny uśmiech.
- Och, witaj Emily. Gdzie Harry?
   Czy ten idiota nie raczył poinformować matki o swoim odejściu? Super. Jest niemożliwy.
- Em... - kręcę głową. - Może pójdziemy na śniadanie - unikam tematu.
- Emily - patrzy na mnie surowo.
   Biorę głęboki oddech i przymykam oczy.
- Harry poszedł na misję do Kapitolu - wyrzucam z siebie te słowa w błyskawicznym tempie.
- Co? - Robi wielkie oczy, które po chwili się zamykają.
- Pani Joven, pani Joven! - Krzyczę, szturchając kobietę. Przykładam dłoń do jej nozdrzy. Nic nie czuję. Nie oddycha. Nie. Nie. Nie.
- James, idź szybko po Kayle'a! - Krzyczę, a chłopczyk wyrozumiale kiwa głową i opuszcza pokój. - Niech pani z nami zostanie. Proszę - płaczę nad nią.
   Dopiero po paru chwilach dociera do mnie, że mogę jej pomóc. Reanimacja. Panika ogarnia całe moje ciało i nie za bardzo pamiętam, co i jak trzeba zrobić. Zanim się do tego biorę w pomieszczeniu już pojawiają się lekarze i zabierają ze sobą moją teściową.
   Stoję w miejscu, ponieważ jestem w zbyt wielkim szoku, aby się ruszyć i coś powiedzieć. W pewnym momencie czuję dotyk syna, który owija swoje ramiona wokół moich nóg, a przede mną pojawia się Kayle.
- Wszystko w porządku? - Pyta.
- T-tak - odpowiadam niepewnie. Obraz mi się rozmazuje i po chwili nic nie widzę. Czuję, jak ktoś mnie chwyta.
***
   Budzę się w białym pomieszczeniu. Słyszę, jak kogoś ratują obok mnie. To matka Harry'ego. Próbują przywrócić pracę jej serca, ale bez skutku. Po paru chwilach się poddają.
- Co?! Nie możecie jej tak zostawić! - Krzyczę, a głowy lekarzy kierują się teraz na mnie.
- Emily, uspokój się - słyszę głos Kayle'a. Szukam go wzrokiem. Stoi obok mojego łóżka. 
- To mama Harry'ego! On się zawiedzie, jak wróci i już jej nie będzie - mówię błagalnym tonem. - Proszę uratujcie ją - zaczynam płakać.
- Jej serce nie wytrzymało tego wszystkiego - informuje spokojnie.
- Jak ty możesz być taki spokojny, kiedy ktoś umiera?! - Szlocham.
- Emily... - Wzdycha, a ja przestaję go słuchać.
   Najpierw jego ojciec, teraz matka. On tego nie wytrzyma. Doskonale wiem, że już jej nie uratują, ale ta informacja nie może do mnie dotrzeć. Chłopak w tak krótkim czasie stracił swoich rodzicieli. Śmierć matki to jego wina. Gdyby nadal tutaj był nic by się nie stało. 
- Emily - słyszę głos Kayle'a. Odwracam głowę w jego stronę i kiwam wyrozumiale głową. - Chcesz o tym porozmawiać? 
- Nie. Dziękuję Kayle - uśmiecham się słabo. - Gdzie jest James? - Pytam.
- U twojej przyjaciółki, Nelly. Widziała, jak wychodziliśmy z tobą i matką Harry'ego... Ona też nie wyglądała najlepiej.
- Pewnie Chris był takim samym idiotą, jak Harry i nie raczył powiedzieć, gdzie idzie - fukam.
- Być może...
- Kayle. Czy gdybyś miał dziecko i żonę, która jest w ciąży... to poszedłbyś na wojnę? - Pytam.
- Gdyby dzięki temu najważniejsze osoby w moim życiu były bezpieczne poszedłbym - prycham. - Emily, zrozum. Harry'emu na was zależy, dlatego to robi.
   Próbuję przyjąć jego informacje do świadomości. Może ma rację. Ale... jego nieobecność  tak boli. Czuję ukłucie w sercu i przerażenie, że mogło mu się coś stać. Nie wytrzymam psychicznie, jak dowiem się, że coś mu się stało.
***
   Dzisiaj wypuścili mnie ze szpitala. Kieruję się do Nelly. Kiedy tam wchodzę James od razu się na mnie rzuca, a ja słabo się uśmiecham i mocno go do siebie przytulam. Następnie podchodzę do płaczącej Nelly i ją obejmuję, próbując jakoś pocieszyć. Jak przypuszczałam. Chris nic jej nie powiedział. Dowiedziała się o tym od Sophie. To przykre, że nasi chłopcy nie pomyśleli o tym, że my bez nich nie damy tu rady, a tym bardziej bez pożegnania.
   Popołudniu krążą różne plotki na temat śmierci Boggsa. Przysłuchuję się im, ale o nikim innym nie mówią. 
   Serce przyspiesza rytm swojego bicia i zaczynam się pocić. A co jak Harry'emu też coś się stało? Trzęsę się i próbuję powstrzymać strach, ale mi nie wychodzi. Resztę dnia spędzam w ciszy z Jamesem, spacerując po Trzynastce.
   Następnego ranka ktoś puka do mojego pokoju. To Sophie. Wygląda na załamaną. Oczy ma spuchnięte, włosy potargane, a ręce jej się trzęsą. O co chodzi? Co się stało?
- Sophie? - Pytam niepewnie, siadając na łóżku. Nie jestem w stanie się podnieść. Za bardzo boję się tego, o czym prawdopodobnie chce mnie poinformować kobieta.
- Harry... On... Zginął...
   Patrzę na nią nieobecnym wzrokiem. Nie dociera do mnie sens wypowiedzianych przez nią słów. Nie. To niemożliwe. On nie mógł zginąć. Nie zauważam, kiedy po mojej twarzy spływa strumień łez. Sophie podchodzi do mnie i mocno ściska. Swoim płaczem budzimy Jamesa, który do nas dołącza, chociaż nie wie co się stało. Obejmujemy go, próbując jakoś złagodzić ból. Po paru minutach jesteśmy w stanie powiedzieć mu co się stało i chłopiec ponownie wybucha płaczem, a my do niego dołączamy.
   Prawie cały dzień spędzamy na płakaniu. Na chwilę przychodzi do nas Kayle, aby sprawdzić mój stan. Ku zaskoczeniu nie zemdlałam dzisiaj, a miałam doskonały powód. Mój mąż. Harry Joven. Zginął. Straciłam go. Na zawsze.
   Od śmierci Harry'ego nie opuszczam pokoju, nie jem, nie odzywam się. Wszyscy się o mnie martwią. Kayle próbuje na wszelkie sposoby mi pomóc, ale to nic nie daje. Żadna rozmowa teraz nie sprawi, że poczuję się lepiej. Jedyną osobą, która byłaby w stanie mnie uspokoić jest Harry. Teraz go nie ma, więc jestem skazana na wieczny smutek. Nikt mi już nie pomoże.
   ***
   Dowiadujemy się o zwycięstwie Katniss. Snow i prezydent Coin zginęli. Nie za bardzo wiem co się stało. Jakoś mało mnie to obchodzi. W mojej głowie cały czas siedzą wspomnienia z Harrym i świadomość, że podobne rzeczy już nigdy się nie wydarzą. Nadal to do mnie nie dociera. Nie potrafię tego zrozumieć. Dlaczego on? Czemu Bóg mi go odebrał? 
  Słyszałam również, że mają być organizowane ostatnie igrzyska, w których udział będą brać dzieci z Kapitolu. Skoro chcieliśmy to zakończyć nie rozumiem po co się na nich mścimy. Tak, nasze igrzyska sprawiały im przyjemność, ale mimo wszystko nie zasłużyli na taką karę. Nie rozumiem dlaczego są one jeszcze raz organizowane.
   Popołudniu w moim pokoju pojawia się Kayle. 
- Emily. Wszystko w porządku?
   Pociągam nosem. Od utraty Harry'ego bez przerwy płaczę. Nie wiem ile już łez zdążyłam wypłakać.
- Dzisiaj wracacie do domu - siada obok mnie i kładzie dłoń na moim ramieniu. Kiwam głową na znak, że rozumiem. - Będę do was przychodzić, aby rozmawiać, pomóc tobie - informuje.
   Miłe z jego strony, że chce mnie wesprzeć, wydostać z tego smutku jaki wywołała mi śmierć Harry'ego, ale obawiam się, że już nic mi nie pomoże. Będę cierpieć do końca życia.
---
Krótki, ale tyle miało być w tym rozdziale!
To co, jeszcze epilog i koniec 70 igrzysk głodowych. Ale nie obawiajcie się. Ja mówiłam ostatnio - szykuję coś dla Was, więc czekajcie na epilog, a tam dowiecie się o czym mówię. :))
CZYTASZ = SKOMENTUJ
Pozdrawiam. xx

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział XXXVII - Przykre nowiny

   Budzę się obok Jamesa i poszukuję dłonią Harry'ego, ale go nie czuję. Podnoszę głowę i rozglądam się po pomieszczeniu. Nigdzie go nie ma. Gdzie ten idiota sobie poszedł? 
   Próbując nie obudzić Jamesa, podnoszę się ze swojego miejsca i kieruję do łazienki, aby się odświeżyć. Kiedy jestem gotowa zaczynam się ubierać i wtedy budzi się moja mała kruszyna. Przeciera swoimi piąstkami oczka, a ja uśmiecham się na ten uroczy widok. Chłopczyk rozgląda się po pokoju i kieruje na mnie wzrok.
- Gdzie tata?
- Nie wiem - kręcę głową i drapię się po karku. - Zaraz pewnie wróci - dodaję na widok zmartwionej twarzyczki.
   Pomagam małemu się przebrać i idziemy wspólnie na stołówkę. Po drodze spotykamy się z Sophie. Uśmiechamy się do siebie przyjaźnie i zaczynamy różne tematy rozmów, w które również włącza się James. 
   Po śniadaniu wracamy do naszego pokoju, w którym nadal nie mam mojego męża. Co się stało? Zaczynam się poważnie martwić. Postanawiam pójść do Chrisa. Może on wie gdzie jest Harry?
   Wołam syna i kierujemy się do pokoju przyjaciela, który znajduje się piętro niżej. Pukam do drzwi i nie słyszę odpowiedzi. Przykładam ucho do drewnianej powłoki i słyszę czyjeś szlochanie. Prawdopodobnie Nelly. Otwieram drzwi bez zastanowienia i zauważam przyjaciółkę, siedzącą na łóżku z głową schowaną w nogach. Obok niej siedzi Darcy, która pewnie próbuje ją jakoś pocieszyć. Zauważam, że Chrisa nie ma.
   Szybko podchodzę do przyjaciółki, ciągnąc za sobą syna, który po chwili puszcza moją dłoń i sam podbiega do brunetki. Siadam obok niej i chwytam za nadgarstek.
- Nelly. Co się stało? - Pytam z troską.
- Chrisa nie ma cały poranek. Martwię się - szlocha.
- Harry'ego też nie ma... Myślałam, że może Chris wie, gdzie jest...
- Jak oni mogli nas tak zostawić bez słowa? - Oburza się. 
- Nie wiem. Oby mieli poważny powód - wzdycham.
   Po paru minutach, kiedy Nelly się już uspokaja, kieruję się z Jamesem do pokoju rodziców Harry'ego. To jedyne osoby, które jeszcze mogą wiedzieć co stało się z moim mężem. Szpital to ostatnie miejsce jakie chcę odwiedzić.
   Pukam do drzwi, ale nikt nie odpowiada. Ściskam klamkę. Zamknięte. Co jest? Marszczę czoło. James wygląda na równie zdziwionego jak ja.
- Mamo, co się dzieje?
- Nie wiem - zaciskam wargi w cienką linię, zastanawiając się nad zniknięciem czterech osób.
   Chodzimy po różnych piętrach, szukając znajomych twarzy. Spotykam Finnicka. Szybko do niego podbiegam i delikatnie szarpię za ramię. Chłopak odwraca się w moją stronę z grymasem na twarzy, ale kiedy zauważa, że to ja go zaczepiam od razu się uśmiecha.
- Emily. Jak dawno się nie widzieliśmy - obejmuje mnie, co trochę wybija mnie z rytmu. Po paru sekundach się otrząsam.
- Cześć Finnick... Wiesz może gdzie jest Harry?
   Chłopak spuszcza głowę, co wprawia mnie w zakłopotanie. Co się dzieje?!
- Ech... Wiesz... Dzisiaj w nocy jego ojciec miał atak... Zmarł na zawał serca...
- Co?! - Krzyczę na tyle głośno, że cała Trzynastka jest w stanie mnie usłyszeć. Kilka głów odwraca się w naszą stronę. - Jak to możliwe? Co? Jak? Czemu? - Rzucam różnymi pytaniami i zaczynam płakać. Harry. Go na pewno to bardzo boli. 
- Ktoś jego ojca bardzo zdenerwował i jego serce nie wytrzymało emocji...
   Przykładam dłoń do ust i próbuje powstrzymać kolejne łzy. Finnick mnie obejmuje i bardzo mocno do siebie przyciska. Po paru chwilach słyszę smutny głos syna:
- Dziadek nie żyje?
   Razem z Finnickiem patrzymy na niego ze współczuciem i delikatnie kiwamy głowami. Chłopczyk się do nas przytula i wypuszcza strumień łez. Czemu to musiało się wydarzyć?
- A co z Chrisem? - Pytam po paru minutach płaczu, ocierają łzy.
- Ech... to jeszcze nie wszystko... Chris i Harry mają nam pomagać w walce ze Snowem... - mówi ciszej.
- Co?! Nie! Nie pozwolę mu! - Krzyczę. 
- Emily - wzdycha.
- Zaprowadź mnie do niego! - Oburzam się.
- Emily. Uspokój się.
   Posyłam mu surowe spojrzenie i chłopak posłusznie prowadzi mnie do szpitala, gdzie nadal na łóżku leży jego ojciec. Na jego widok robi mi się smutno i już zapominam o złości. Przy łóżku mojego teścia siedzą Harry, jego mama i Chris. Niebieskooki pociesza mojego męża, który ma spuchnięte oczy od płaczu. Jego matka wygląda o wiele gorzej i cały czas trzyma mojego teścia za dłoń. Jest to najsmutniejszy widok w moim życiu. Poza widokiem mojego ojca, kiedy mama odeszła... 
   Powoli kieruję się z synem do Harry'ego. Chris się odsuwa, dając nam do niego dostęp. Niebieskooki podchodzi do matki bruneta. To miłe z jego strony. 
   Zajmuję miejsce Chrisa i kładę swoją dłoń na ramieniu zielonookiego. Na mój dotyk chłopak odwraca wzrok ze swojego ojca i patrzy na mnie swoimi szklanymi oczami. Moje również są teraz przepełnione smutkiem, ale on cierpi. Najmocniej na świecie. Bez słowa chłopak wtula się w moją klatkę piersiową, a ja już wyczuwam jego łzy na swojej koszulce. Gładzę go po głowie, próbując w ten sposób pocieszyć. 
   James stoi obok nas i przygląda się swojemu dziadkowi. Widzę, że jest smutny. Kładzie swoją drobną dłoń na dłoni mężczyzny. Pociera ją swoimi opuszkami palców, a na jego twarzy zaczynają się pojawiać łezki. Odsuwam delikatnie Harry'ego, aby zająć się synem. Z początku mąż nie rozumie moich ruchów, ale na dźwięk szlochu chłopca odwraca się do niego i go obejmuje. Ja chciałam to zrobić, ale Harry jest ojcem, więc nie mam mu tego za złe. 
   Podnoszę się ze swojego miejsca i staję za synem, aby go objąć. Teraz ja razem z mężem przytulamy małego, aby się lepiej poczuł. Po paru minutach się uspokaja, a na twarzach moich chłopców nie ma już tak wielkiego bólu. 
   Spoglądam na teścia, bo chyba jako jedyna w tym pomieszczeniu pierwsze co zrobiłam to uspokajałam ludzi wokół. Widzę jego spokojną twarz. Ma zamknięte oczy. Wygląda jakby spał. Zapadł w sen, ale w wieczny. Po mojej twarzy spływają pojedyncze łzy, ale nie pozostają na długo. Próbuję być silna, dla Harry'ego. Tak jak sobie obiecałam.
    Popołudniu w sali pojawia się Kayle. Wyprasza nas z pomieszczenia, ponieważ będą przenosić teścia do kostnicy. Kiedy przechodzę obok blondyna ten posyła mi pocieszający uśmiech. 
   Kierujemy się do pokoju mamy Harry'ego. Doskonale wiemy, że dla niej to jest najtrudniejsze. Ból rozdziera ją od środka. Może i dobrze udaje, że wszystko jest w porządku, ale wiem, że tak nie jest.
   W ciszy siedzimy i czasem po naszych twarzach spływają pojedyncze łzy. W pewnym momencie kobieta zaczyna wspominać chwile przeżyte z mężem. Uśmiecham się delikatnie. Świadomość, że mama Harry'ego powoli próbuje się pozbierać sprawia, że czuję się lepiej. Widzę, że na twarzy loczkowatego również pojawia się leniwy uśmiech.
   Wieczorem kierujemy się niepewnie do swojego pokoju. Nie wiadomo co może zrobić mama Harry'ego, ale ta twierdzi, że nie chce zawracać nam sobą głowy, więc po długich namowach wracamy do siebie.
   Kiedy James zasypia postanawiam porozmawiać z Harrym. O jego ojcu i o jego udziału w wojnie.
- Harry? - Unosi brew. - Możemy porozmawiać?
- Jasne - mówi słabo.
- Bardzo ci współczuję śmierci ojca... - Wzdychamy. 
- Spokojnie Emily. Już wiem jak się czułaś po śmierci matki - unosi delikatnie kąciki swoich ust.
- Twój tato był cudowny.
- Twoja matka również.
   Śmiejemy się. Nie wiem dlaczego. Może to nerwowy śmiech, aby zapomnieć o smutku?
- Ach. Harry. I jeszcze jedno - patrzy na mnie podejrzanie. - Wiem, że to pewnie nie odpowiedni moment - przygryzam dolną wargę. - Może powinniśmy wyjść z pokoju. Nie chcę budzić Jamesa - informuję, zerkając na syna.
   Brunet kiwa wyrozumiale głową i opuszczamy pokój, delikatnie zamykając drzwi. Opieram się o barierki i przyglądam Trzynastce. 
- Więc... O co chodzi? - Pyta niespokojnym tonem loczkowaty.
- Em... Finnick mi powiedział, że ty i Chris... - Przełykam ślinę. - Macie zamiar brać udział w tych akcjach wojennych.
   Chłopak chowa głowę w dłoniach i wzdycha. Pewnie nie chciał, abym się o tym dowiedziała albo żebym się dowiedziała od Finnicka. Ale... To było nieuniknione. Prędzej czy później musiałabym się o tym dowiedzieć...
- Emily... - zaczyna cicho. 
- Harry, jeśli myślisz, że ja ci na to pozwolę to jesteś w ogromnym błędzie - oburzam się.
   Zielonooki próbuje mnie objąć, ale mu na to nie pozwalam.
- Nie puszczę cię tam! Możesz zginąć!
- Emily. Chcę się do tego przyczynić. Zapewnić Jamesowi dobrą przyszłość.
- Harry! Pomyślałeś o tym, że możesz zginąć i James straci ojca?! To nie będzie dla niego dobra przyszłość!
- Uspokój się!
- Nie, Harry! Nie uspokoję się! W ogóle o nas nie pomyślałeś! - Krzyczę, a w moich oczach pojawiają się łzy.
   Brunet podchodzi do mnie i unosi moją brodę, którą szarpię. Nie chcę na niego patrzeć. On chce nas zostawić i pójść tam gdzie jest najbardziej niebezpiecznie. Ja mu na to nie pozwolę. Nie puszczę go.
- Emily - mówi błagalnym tonem, a jego dłonie znowu dotykają mojej twarzy.
   Niechętnie na niego patrzę i mój wzrok skupia się na jego szklanych oczach.
- Nie obrażaj się - mówi cicho. - Ja chcę dobrze.
- Przecież jak tam pójdziesz ja zwariuję - szepczę.
- Dasz radę. Jesteś silna.
- Nie dam rady, Harry - naciskam. - Nie pamiętasz ostatnich wydarzeń? Śmierci naszych przyjaciół na arenie? Nie pamiętasz, jak popadłam w depresję? Jak sobie pójdziesz znowu wyląduję w szpitalu.
   Przyciskam głowę do jego klatki piersiowej i wybucham płaczem. Chłopak mnie mocniej ściska i słyszę, że również płacze. Łzy wychodzą strumieniami i kompletnie nie przejmuję się tym, że plamię mu koszulkę. Nie jestem w stanie nic innego zrobić. Myśl o tym, że mogę go stracić jest bardzo bolesna. Nigdy mu na to nie pozwolę.
- Kocham cię - szepczę po paru chwilach.
- Ja ciebie też - odpowiada i całuje mnie w głowę, głaszcząc moje plecy.
   Stoimy tak jeszcze z parę minut, cicho popłakując i wracamy do swojego pokoju. James jak spał tak śpi. Na całe szczęście. Bałam się, że go obudziliśmy naszymi krzykami. Dobrze, że postanowiłam porozmawiać o tym na zewnątrz.
***
   Kiedy się budzę znowu obok mnie nie ma bruneta. Denerwuję się. Nie posłuchał się mnie. Nie został. Nie.
   Zaprowadzam Jamesa do Sophie, która nie za bardzo rozumie moje zachowanie. Żegnam się z synem, całując go w głowę. Przytulam się mocno do syna, a następnie do kobiety i bez słowa wyjaśnień kieruję się na dół w poszukiwaniu swojego męża i grupy udającej się do Kapitolu.
   Nie zajmuje mi to dużo czasu. Szybko znajduję Gale'a, Katniss i Peetę. Przemykam się obok nich do sali, w której są stroje oraz broń. Rozglądam się po pomieszczeniu, ale nikogo tam nie znajduję. W pewnym momencie słyszę zaskoczony głos za sobą:
- Emily? Co ty tutaj robisz? - Pyta Finnick.
- Ja... ja... - jąkam się.
- Idziesz z nami? - Pyta lekko zaskoczony.
- Gdzie jest Harry? - Odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Już jest gotowy. Czeka z Chrisem na Boggsa. Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej.
- Bo się tak nie czuję. Jak on może mi to robić? Jak?
- Co?
- Iść z wami! On powinien tu zostać, ze mną, z Jamesem!
- Emily, uspokój się - przytula się do mnie i wtedy drzwi do pomieszczenia otwierają się.
- Co tu się... - Harry przerywa swoją wypowiedź. - Co ty tu robisz? - Patrzy zaskoczony.
- Ty kretynie! - Krzyczę na niego. - Chciałeś sobie tak pójść bez pożegnania?! - Kieruję się do chłopaka ze łzami w oczach. - Nie dość, że się mnie nie słuchasz i idziesz z nimi to nawet nie miałeś zamiaru się z nami pożegnać?!
- Emily...
- Nie, Emily! - Walę swoimi dłońmi o jego klatkę piersiową. - Jak ty tak możesz? Zależy mi na tobie, kocham cię, ale się z tobą nie pożegnam, kiedy idę w miejsce, gdzie mogę zginąć! - Oburzam się.
- Ja...
- Właśnie! - Rzucam.
- Przepraszam - obejmuje mnie, a ja nie wiem czemu, ale mu na to pozwalam.
- Zostań - mówię spokojniej.
- Nie. Ja chcę iść.
- Harry - patrzę na niego błagalnie ze łzami w oczach.
- Nie płacz - ociera mokry płyn z mojej twarzy. - Wrócę - uśmiecha się, ale to nie sprawia, że czuję się lepiej. - Ty zajmij się Jamesem i odpoczywaj - gładzi mnie po brzuchu, przez co przypominam sobie o ciąży.
- Masz mi obiecać, że wrócisz.
- Obiecu... - nie pozwalam mu dokończyć i łączę nasze usta w namiętnym pocałunku, pełnym bólu i troski. Całujemy się tak z parę minut. Nie chcę teraz oderwać od niego swoich ust. Będę za nim tęsknić. Bardzo.
   W pewnym momencie Finnick odchrząkuje i odrywamy się od siebie, lekko się czerwieniąc.
- Harry chyba powinniśmy dołączyć do grupy - informuje.
- Czekaj - łapię go za ramię, a brunet patrzy na mnie, marszcząc czoło. - A James?
- Finnick - mówi błagalnym tonem.
- Pospiesz się - rzuca i razem z zielonookim udajemy się do Sophie, gdzie zostawiłam syna.
   Kobieta patrzy na nas, nadal nie rozumiejąc co się dzieje.
- Harry. Po co ci... Nie - kładzie dłoń na swoich ustach.
   Podchodzę do kobiety i ją obejmuję.
- Zostawisz ich tak..
- Wrócę - mówi stanowczo loczkowaty.
   Mąż podchodzi do syna i bardzo mocno go ściska. Szepczą coś do siebie, a następnie brunet kieruje się do mnie i do Sophie. Obydwie jesteśmy całe we łzach. Chłopak najpierw przytula się do Sophie, a teraz do mnie. Ściskamy się bardzo mocno, jakbyśmy już mieli się nigdy nie spotkać. Zaplątuję swoje dłonie w jego lokach i po raz kolejny łączę nasze usta w pocałunku. Tym razem krótszym, ale równie ważnym, jak ten poprzedni.
- Kocham cię - mówi.
- Ja też cię kocham - ocieram łzy.
   Loczkowaty jeszcze raz całuje mnie w czoło, powtarzając, że wróci. Trzymam go za słowo.
---
TAM TAM TAM.
Co czuliście podczas czytania tego rozdziału? Jak sprawdzałam błędy to samej mi się chciało płakać, że Harry ich tak zostawia (Ta głupia jestem. Sama piszę i później mówię, że ktoś jest idiotą).
Zakładka bohaterowie została zaktualizowana. Dziękuję Finnickowi za zdjęcie Jamesa. :))
Szczerze nie planowałam dodać tego rozdziału dzisiaj, ale jak zobaczyłam, że wczoraj było 100 wyświetleń, a pod ostatnim rozdziałem było ich 30 to stwierdziłam, że sobie zasłużyliście + nie ukrywam, że spieszno mi do skończenia tego bloga (później dowiecie się dlaczego). Już coś dla Was szykuję i mam nadzieję, że spodoba Wam się tak samo jak mi. ;3
Pragnę Wam powiedzieć, że na tym blogu pojawi się jeszcze jeden rozdział i epilog. Tak. Już niedługo wszystko się skończy.
Kolejny rozdział mam nadzieję, że będzie szybko. Wszystko zależy od Was ile będzie wyświetleń i komentarzy.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał. ^^
CZYTASZ = SKOMENTUJ
Pozdrawiam. xx
PS Dziękuję za 7100 wyświetleń! Jesteście cudowni!

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział XXXVI - Trzeba jakoś przebrnąć

   Dedykuję ten rozdział Finnickowi (za nasze zarąbiste rozmowy xD). xx

   W mojej głowie krążą same ponure wspomnienia.
   Śmierć Edwarda.
   Śmierć Mii.
   Śmierć Mags.
   Śmierć Wirres.
   Plan Beetee.
   Wszyscy mi mówią, że Katniss, Finnick i Beetee są cali i niedługo pojawią się wśród nas, w Trzynastce. Peeta i Johnna zostali na arenie i prawdopodobnie teraz są w sidłach niezadowolonego Snowa. 
   Od tamtego czasu nie wychodzę z pokoju. Harry, mój ojciec, moi teściowie, Nelly, Chris, Mick, Sophie i James się o mnie martwią. Prawie w ogóle się nie odzywam, a w środku czuję okropny ból i strach przed tym co może nas spotkać. Te wszystkie wydarzenia... To za dużo dla mnie. 
  W pokoju pojawia się Harry z Jamesem. Chłopczyk od razu biegnie w moją stronę, aby mi pomóc przetrwać ból. Robi tak codziennie, a ja nie jestem w stanie wypowiedzieć żadnych, sensownych słów. 
   Harry powoli idzie w moim kierunku, patrząc na mnie z wielką troską. Muszą opuszczać pokój, aby przynajmniej oni byli na bieżąco. A James przecież musi spotykać się z Darcy. Żal by było jakby ich przyjaźń zniszczyła się przeze mnie.
  Zielonooki zajmuje miejsce obok mnie i teraz razem z Jamesem się do mnie przytulają. Z trudem powstrzymuję łzy.
- Katniss, Finnick i Beetee niedługo tutaj będą - informuje mnie niski głos mojego męża. 
    Kiwam wyrozumiale głową. Biorę głęboki oddech. Chciałabym coś powiedzieć, ale nie mogę. Jestem na to za słaba. Coś nie pozwala mi się odezwać już od czterech dni.
- Emily proszę. Powiedz coś - mówi loczkowaty błagalnym tonem, prawie ze łzami w oczach.
   Otwieram usta, ale nie wydobywa się z nich żadne słowo. Chcę mu powiedzieć, że jest wszystko okay i żeby się nie martwił. Nawet jeśli byłoby to kłamstwem to przynajmniej on by nie cierpiał. Nie przejmowałby się mną i nie męczyłby się z myślami, że coś ze mną nie tak.
   Brunet przykłada twarz do mojej klatki piersiowej. Czuję mokry płyn na swojej koszulce. Chowam swoją dłoń w burzy loków chłopka i gładzę jego głowę. Próbuję go w ten sposób uspokoić. 
- Mamo. Ciocia Nelly płakała - słyszę cichutki głosik syna.
   Nelly? Płakała? To wszystko moja wina. Przeze mnie wszyscy są smutni. Przejmują się mną. Nie powinni. Nie jestem aż tak ważna. To jest wywołane ostatnimi zdarzeniami. Strachem przed utratą kolejnej ilości osób. 
***
    W naszym białym pokoju, którego tak bardzo nie lubię, a jestem zmuszona spędzić w nim cały swój czas, pojawiają się nieznani mi ludzie, a obok nich stoją Harry, Nelly i Chris. Cała trójka patrzy na mnie z troską, a ja zdezorientowana kieruję wzrok na mężczyzn, którzy podchodzą do mnie. Nelly wybucha płaczem i przytula się do Chrisa, który oplata ją swoimi ramionami. Chcę się spytać "Co się stało?", ale nie jestem w stanie. W oczach Harry'ego też zaczynają się pojawiać łzy. Kompletnie nie rozumiem zaistniałej sytuacji. Robi mi się słabo. Tracę przytomność.
***
   Słyszę jakieś głosy. Chciałabym otworzyć oczy, ale nie jestem w stanie. Straciłam panowanie nad ciałem. Kompletnie nie wiem co się dzieje. Wszystko mnie boli. Nic nie rozumiem.
- Jej stan nie jest najlepszy - mówi niski głos. - Dla pańskiej żony to wszystko jest zbyt bolesne. Przynajmniej tak wnioskuję z tego co mi pan powiedział. Wszystko będzie jasne, kiedy dziewczyna się obudzi i będę mógł z nią porozmawiać.
   Dla pańskiej żony. Ja mam męża? Zmuszam swój mózg do ciężkiej pracy i próbuję sobie wszystko przypomnieć. Po chwili do mnie dociera. Tak. Mam męża. Jest nim Harry. Ale... gdzie ja jestem? I co się ze mną stało? 
   Wydaję z siebie dźwięki niezadowolenia i czuję, jak powoli wraca do mnie zdolność poruszania ciałem. Słabo drgają mi dłonie i próbuję otworzyć oczy. Kiedy powieki wreszcie się unoszą błysk białego światła, sprawia, że pieką mnie oczy. Mrugam kilkakrotnie i zauważam dwóch mężczyzn patrzących na mnie. Jeden z nich to Harry. Wygląda na bardzo przejętego. Podchodzi do mnie i łapie mnie za rękę.
- Emily... - Szepcze.
- H-Harry - używam całej siły na wypowiedzenie jego imienia.
   Odwracam na chwilę wzrok z zielonych tęczówek męża, aby zobaczyć kim jest druga postać. To lekarz. Jest dość niski, w okularach i białym kitlu. Ma krótkie, blond włosy. Wygląda na około trzydzieści lat. Z powrotem wracam wzrokiem na męża. Zwija usta w cienką linię, a z jego oczu wydostają się łzy. Powoli kieruję swoją wolną dłoń na jego policzek.
- N-nie płacz - mówię słabo, pocierając opuszkami palców dotknięte przed chwilą miejsce na jego twarzy.
   Chłopak uśmiecha się słabo i przyciska moją dłoń do swoich ust, lekko ją muskając. 
- Panie Joven? - Brunet odwraca głowę w kierunku lekarza. - Mogę chwilę porozmawiać z pańską żoną?
   Zielonooki jeszcze raz kieruje na mnie wzrok i gładzi mnie po policzku, na którym po chwili zostawia pocałunek. Jego ciepłe usta sprawiają, że przez moje ciało przechodzi miły dreszcz i pragnę tego więcej, ale brunet jest już za daleko, abym mogła go przy sobie zatrzymać. Drzwi zamykają się z trzaskiem i teraz jestem sam na sam z lekarzem. Mężczyzna zajmuje miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział Harry.
- Witaj Emily. Jestem Kayle - uśmiecha się przyjaźnie. Powtarzam jego gest. - Zapewne zastanawiasz się co się stało i gdzie jesteś - śmieje się. - Pamiętasz ostatnie zdarzenia? - Pyta.
   Patrzę na niego przez chwilę, analizując wypowiedziane słowa. Hm... Szczerze mało pamiętam. Jeszcze niedawno nie wiedziałam, że mam męża. Co oprócz tego się wydarzyło? Przypominam sobie moje wylosowanie, nie za bardzo wiem do czego. Następnie rozmowy z Harrym i jakiegoś chłopka. Był blondynem... Przypominam sobie również jakąś dziewczynę. Niestety jej imienia również nie pamiętam. Później byłam w jakimś lesie i... tam zginęło wielu ludzi... W tym ten blondyn. Tanner. Miał na imię Tanner. Przypominam sobie nasze pocałunki i ból jaki sprawiła mi jego śmierć. A ta dziewczyna... To była Ellie. Moja przyjaciółka. Też tam zginęła. Przypominam sobie wszystkie zdarzenia związane z Harrym. Mój powrót. Nasz ślub. Śmierć mojej matki. Wybucham płaczem. To wspomnienie bardzo mnie boli. Straciłam matkę. Co się dzieje? Czemu o tym zapomniałam?
- Emily? - Pyta lekarz, o którego obecności zapomniałam.
- W-wszystko dobrze - ocieram łzy. - Przypomniałam sobie o mamie.
- Co sobie przypomniałaś?
- Jej... śmierć - mówię cicho.
- Pamiętasz coś jeszcze?
- Śmierć Tannera... i Ellie... Ślub z Harrym... 
- Wiesz co wydarzyło się dalej?
   Nagle w mojej głowie pojawia się wspomnienie o ciąży. Ja... ja mam dziecko... James. Tak. Jest nim James. Przypominam sobie również Nelly i Chrisa. Oni mają córkę. Darcy... Mówię o tym Kayle'owi, a ten wyrozumiale kiwa głową i notuje coś na kartce, którą dopiero teraz zauważam.
- Kayle... jeszcze... pamiętam śmierć moich podopiecznych, Jessici i Noah... Edwarda... Mii... - wysilam pracę mózgu - Mags... Wirtess... - mówię to z bólem.
- Dobrze Emily. Nie męcz się już - kładzie dłoń na moim ramieniu.
- Co się stało? Czemu tutaj jestem? - Pytam.
- Ech... - Wzdycha mężczyzna. - Emily. Prawdopodobnie pod wpływem ostatnich wydarzeń, śmierci pani przyjaciół, popadła pani w depresję. Nie odzywała się pani przez parę dni, co zaniepokoiło innych. Pani mąż powiadomił nas o tym, a jak po ciebie przyszliśmy zemdlałaś. Spała pani prawie dwa tygodnie. Pani mąż odchodził od zmysłów - informuje najspokojniej jak potrafi. 
   Depresja? Popadłam w depresję? Z powodu śmierci przyjaciół? 
- Dobrze, że z pani pamięcią jest wszystko w porządku.
- Proszę nie mówić do mnie "pani" - trochę mnie irytuje to oficjalne zwracanie się do mnie. Czuję się wtedy staro. Mężczyzna się śmieje.
- Dobrze, Emily - uśmiecham się do niego słabo. - Poleżysz tu trochę dopóki twój stan się nie polepszy. Jesteś bardzo osłabiona...
- Mogę się zobaczyć z synem? - Pytam.
- Oczywiście - uśmiecha się. - Zaraz wrócę - informuje i zostawia mnie samą w pomieszczeniu.
   Po paru chwilach otwierają się drzwi, a w nich widzę swojego męża, ojca i syna. Chłopczyk biegnie do mnie i rzuca się w moje objęcia. Szczęście jakie teraz doświadczam nie opiszą żadne słowa. 
- Mamusiu tak tęskniłem - mówi niziutkim głosem.
- Też tęskniłam - głaszczę go po głowie, a z moich oczu wylatują pojedyncze łzy.
   Obok mnie pojawiają się również mój ojciec i Harry. Patrzą na nas z troską. Widzę, jak mojemu ojcu unoszą się lekko kąciki ust. Chłopczyk po paru minutach odrywa się ode mnie i teraz trzy pary oczu wpatrują się we mnie w ciszy.
- Wszystko w porządku? - Pyta po chwili mój ojciec.
- Tak - uśmiecham się delikatnie.
- Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy - wzdycha.
- Chyba się domyślam - patrzę na Harry'ego, który ma nieobecny wzrok.
   Pani mąż odchodził od zmysłów.
   Wiem, jak to jest. Doskonale wiem. Właśnie tak czułam się od paru dni. Nie chcę, aby Harry był w takim samym stanie w jakim jestem teraz ja. Jest na to za dobry, za kochany. Kieruję swoją dłoń w jego kierunku. Rozumie o co mi chodzi i splata nasze palce. Mocno ściskam jego dłoń. Tak bardzo go kocham. Doceniam każdy jego czyn. Wiem, że on również mnie kocha. Bardzo mocno. I wiem, jak teraz musi się czuć. Już po raz kolejny widzi mnie w łóżku szpitalnym. To musi być okropne widzieć swoją miłość tak często w szpitalu, ponieważ ma taki słaby organizm czy psychikę. Chciałabym być dla niego silniejsza. Aby nie musiał się o mnie martwić. 
***
parę tygodni później
   Parę dni po moim przebudzeniu Kayle stwierdził, że jest ze mną lepiej, więc wróciłam. Zaczęłam normalnie funkcjonować, a walka ze Snowem nadal trwa. Widziałam Peetę... w telewizji. Mają go. Johanna też tam była. Nie wyglądali najlepiej. Jutro mają po nich pójść. Beetee udało się wedrzeć w telewizje i puścić nagranie do mieszkańców Panem. Już niejeden dystrykt jest po naszej stronie. Wiele też zostało zniszczonych. 
    W pokoju pojawia się Harry z Jamesem. Wrócili od Chrisa. Chłopczyk zaczyna mi opowiadać o Darcy, a mąż zajmuje miejsce obok nas, delikatnie gładząc moja dłoń. Posyłam mu uśmiech na znak, że wszystko jest dobrze. Odwzajemnia go. 
    Wieczorem James szybko zasypia, więc mam okazję porozmawiać z Harrym sam na sam.
- Cieszę się, że ci się polepszyło - informuje loczkowaty, oplątując mnie ramieniem. Wtulam się w niego mocno i rozkoszuję się jego zapachem.
- Ja też się cieszę - mówię. - Nie chciałabym, abyś przeze mnie cierpiał...
   Zapada cisza. Mocno ściskam jego koszulkę, a chłopak zaczyna gładzić moje plecy.
-Wszystko będzie dobrze - mówię.
- Tak... 
***
   Mijają kolejne dni. Między nami znowu są Peeta i Johanna, ale nie tacy jacy byli zawsze. Johanna wygląda na trochę wystraszoną, a Peeta myśli, że Katniss jest jego wrogiem. Chciał ją zabić, kiedy ją zobaczył. Próbują mu przywrócić pamięć. Chłopak często zadaje pytania na które odpowiadają albo prawda albo fałsz. To pomoże mu przypomnieć sobie niektóre wydarzenia. 
   Razem z Harry spędzamy wspólnie mnóstwo czasu. Próbujemy nie myśleć o tym gdzie jesteśmy i co się dzieje. Nie chcemy czuć smutku, więc robimy wszystko, aby zapomnieć o bólu i strachu.
   Popołudniu, kiedy spaceruję z mężem po Trzynastce, a James zostaje na noc u Darcy, rozmawiamy o wszystkim co się wydarzyło. W pewnym momencie skarżę się na bóle brzucha. Czuję się lekko osłabiona. Razem z brunetem kierujemy się do lekarza. Znowu spotykam się Kaylem. Uśmiecha się do mnie promiennie, a Harry informuje go o moim stanie. Domyślam się co to może być, ale mam nadzieję, że się mylę. Nie w takich okolicznościach. Proszę. Nie.
   ***
   Po badaniach, USG moje przypuszczenia okazują się prawdziwe. Jestem w ciąży. Nie żebym miała coś przeciwko kolejnemu dziecku, ale nie chciałam, aby właśnie teraz się ono pojawiało. Nie wiadomo jak się to wszystko potoczy, czy będzie dobrze, czy już będzie po wojnie. Nie chcę, aby urodził się w takich okolicznościach. Przecież nie wiemy ile to może trwać.
   W pomieszczeniu pojawiają się Harry z Jamesem. Uśmiecham się na ich widok i siadam na łóżku. Nie jest ze mną tak źle. Czuję się na siłach. 
   Mały szybko znajduje się obok mnie i pyta o mój stan.
- Hm... James... jakby ci to powiedzieć - śmieję się. - Będziesz miał rodzeństwo.
- Naprawdę? - Robi wielkie oczy.
- Tak - uśmiecham się do niego i głaszczę po głowie.
   Harry patrzy na mnie lekko zaskoczony.
- Jesteś w ciąży? - Pyta.
- Przed chwilą to powiedziałam głuptasie - śmieję się. Mam naprawdę dobry humor mimo wszystko.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę - informuje i się do mnie przytula.
   Wieczorem wypuszczają mnie i kieruję się z moimi chłopcami do pokoju ojca, gdzie znajdują się również rodzice Harry'ego. Zajmujemy miejsca i informujemy ich o ciąży. Gratulują nam drugiego dziecka i przechodzimy do tematów mojej pierwszej ciąży itd. Spędzamy miło czas na różnego typu rozmowach, zapominając o tym w jakich okolicznościach się teraz znajdujemy.
   Kiedy zbliża się dwudziesta trzecia postanawiamy wracać z Harrym do pokoju. James marudzi, że chce zostać na noc u Darcy tak jak było to planowane. Śmiejąc się, odprowadzamy chłopca do przyjaciół u których na chwilę zostajemy, aby poinformować o ostatnich zdarzeniach. 
- Nie mogłeś sobie odpuścić stary - śmieje się Chris, mówiąc do mojego męża.
 Jego komentarz sprawia, że cała nasza czwórka wybucha śmiechem, a dzieci patrzą na nas z niezrozumieniem. Nelly szturcha Chrisa, przypominając mu o obecności dzieci.
- Przestań kochanie. To przecież część życia. One same kiedyś to będą robić - uspokaja ją, ale te słowa sprawiają, że jest odwrotnie. 
   Postanawiamy z Harrym opuścić pokój, aby nie powodować u naszych przyjaciół kłótni i po chwili jesteśmy u siebie. Siadamy na łóżku, opierając się o wezgłowie i przytulając do siebie.
- Jesteś w ciąży... - Wzdycha.
- Tak. Coś nie pasuje? - Śmieję się, a on do mnie dołącza.
- Nie - gładzi mnie po brzuchu. - Ale mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. 
- Będzie - mówię choć sama nie jestem tego pewna. Przecież w mojej głowie pojawiały się najgorsze scenariusze na wieść o ciąży.
   Brunet nachyla się, aby pocałować mnie w brzuch. Uśmiecham się i zaplątuję dłonie w jego włosy lekko pociągając do tyłu, powodując tym powarkiwanie chłopaka z aprobatą. 
- Wiesz, że lubię, jak to robisz - śmieje się.
- Wiem - dołączam do niego, mówiąc niewinnym głosem.
- Jak myślisz? Będzie to dziewczynka czy chłopiec?
- Em... dziewczynka?
- Mam nadzieję - mówi surowiej. - Masz być dziewczynką, rozumiesz? - Mówi do mojego brzucha, a ja wybucham śmiechem.
- Ono nie ma na to wpływu - bawię się lokami męża.
- Wiem, ale ostatnio byłem rozczarowany Jamesem - śmieje się.
- Ej. Chyba tak źle nie jest. 
- Tak. James jest świetny - mówi, uśmiechając się.
- I taki dojrzały...
- Wolałbym, aby taki nie był. Nie może nacieszyć się dzieciństwem... - Wzdycha.
- Zmieńmy temat - mówię, widząc smutek na jego twarzy. Jeszcze przed chwilą tak się śmialiśmy, było dobrze. 
- Skoro James jest u Darcy, co rzadko się zdarza... może wykorzystamy jakoś ten czas? - Patrzy na mnie z nutką pożądania.
- Patrz do czego doprowadziłeś tą ostatnią propozycją - śmieję się.
- Ale przecież dziecko ci nie przeszkadza, więc w czym problem?
   Zaczyna mnie całować po brzuchu, przenosząc się coraz wyżej. Jego dłonie wędrują pod moją koszulką, która po chwili ze mnie znika. Zaplątuję swoją dłoń w jego włosy i delikatnie pociągam do tyłu. Po raz kolejny spotykam się z powarkiwaniem z aprobatą. Jego usta znajdują się teraz niedaleko moich piersi. Przestaje całować, aby gładzić mnie nosem po niezakrytych stanikiem częściach mojego ciała. Spotyka się to również z łaskotaniem mojej nagiej skóry przez jego urocze loki. Po chwili chłopak wraca do całowania po obojczyku, zagłębieniu między ramieniem a szyją, po szczęce i dochodzi do ust. Wkładamy w ten pocałunek wiele miłości, pożądania, zapominając o tym, gdzie jesteśmy.
   Teraz to moja dłoń wędruje po jego plecach, aby za chwilę schować się pod jego koszulką. Po krótszym czasie ujawnia mi się wyrzeźbiona klatka piersiowa mojego męża. Za każdym razem powala tak samo. Przejeżdżam dłonią po odkrytej części ciała, nie przestając całować się z loczkowatym. Wzdryga się, kiedy dotykam kciukiem jego sutka. Śmieję się i z powrotem kieruję dłoń na jego kark.
   Brunet ciągnie mnie za kostki i znajduję się teraz w pozycji leżącej. Zaś chłopak siedzi pomiędzy moimi nogami i przygląda mi się z pożądaniem.
- Musisz mi pomóc uświadomić sobie, że niedługo znowu nie będę miał kontaktu z twoim ciałem przez parę miesięcy - mówi pociągającym głosem, przejeżdżając dłonią po mojej lewej nodze. Jego dotyk sprawia, że przez całe moje ciało przechodzą przyjemne prądy.
   Dłonie zielonookiego znajdują się obok mojego miejsca intymnego i powoli rozpinają rozporek spodni. Czuję się taka bezbronna, ale nie przeszkadza mi to. Harry to jedyna osoba, która może mieć nade mną kontrolę.
   Ciągnie moje spodnie w dół i pomaga wyplątać się z ubrania. Brunet się nade mną nachyla, aby złożyć pocałunek na ustach, które już zdążyły się stęsknić. Całujemy się bardzo namiętnie. Moje dłonie teraz znajdują się na jego ramionach i nie pozwalają oddalić się chłopakowi.
   Po chwili jedną z nich zjeżdżam niżej, po plecach, aby za chwilę pojawiła się na brzuchu. Zahaczam nią o jego spodnie. Próbuję jedną dłonią rozpiąć guzik, ale trochę mi to nie wychodzi, co spotyka się ze śmiechem ze strony chłopaka, który teraz pomaga mi pozbyć się z niego odzieży.
    Brunet wisi nade mną. Jesteśmy w samej bieliźnie i chyba obydwoje nie możemy już się doczekać tego co zaraz się wydarzy.
    Harry zaczyna całować mnie po szyi. Przysysa się do mnie co oznacza, że zostanie tam ślad, a w tym momencie sprawia, że wydaję z siebie jęknięcie i ciągnę męża za włosy. Śmieje się gardłowo, a ja powoli tracę zmysły. Pragnę go, tak bardzo.
    Kiedy odczepia się od mojej szyi przechodzi coraz niżej, zatrzymując się przy piersiach. Przecież nie może sobie odpuścić zabawy z nimi. Nie byłby sobą, gdyby ich nie dotknął, co właśnie teraz robi, sprawiając, że wydaję z siebie kolejne jęki.
- Jesteś taka piękna - mruczy, zdejmując ze mnie stanik i zaczynając składać pocałunki na nowo odkrytych częściach ciała.
   Jęczę głośniej, kiedy przygryza mój sutek. Czuję, jak całe moje ciało szaleje, pod dotykiem jego ust. Przechodzą mnie przyjemne dreszcze. Pieści moje piersi, jakby już nigdy nie miał się z nimi zobaczyć.
   Po paru minutach zaczyna mnie irytować, że chłopak skupia całą swoją uwagę na moich piersiach, więc przejeżdżam swoimi dłońmi wzdłuż jego pleców, wydając z siebie jęki pod wpływem czynów bruneta. Zahaczam opuszkami palców o jego bokserki. Słyszę jego pomruki z aprobatą, ale nadal nie przestaje zajmować się moją klatką piersiową. Powoli ciągnę jego bokserki w dół i kiedy nie jestem w stanie dokończyć zdejmowania ich, chłopak sam się tym zajmuje.
   Dzieli nas tylko jeden materiał, znajdujący się na mojej kobiecości. Jesteśmy już tak blisko do odczucia najlepszego.
   Głowa Harry'ego zjeżdża niżej, zostawiając pojedyncze pocałunki na moim ciele. Zahacza nosem o pasek mojej bielizny i łaskocze mnie w pobliżu intymnego miejsca, co sprawia, że w dole brzucha mam dziwne, przyjemne uczucie. Chłopie ja tu zaraz orgazmu dostanę jeszcze zanim zaczniemy.
    Czuję, jak całuje mnie nad paskiem majtek, które po chwili ściąga. Jego głowa nadal znajduje się w dole, a jego loki łaskoczą mnie po udach.
    Po chwili wraca do mnie, aby złożyć kolejny, namiętny, czuły, troskliwy pocałunek w usta.
- Kocham cię - mówi pomiędzy całunkami.
- Też cię kocham.
---
Trochę długi chyba wyszedł... Mam nadzieję, że Wam się podoba. Przepraszam, że akcja przebiega tak szybko. Ja nie mam pomysłu, jak to opisać, dlatego powoli zbliżamy się do końca...
Dziękuję za wyświetlenia. Ostatnio jest ich dość sporo, co rzadko się zdarza na tym blogu. Ale zachęcam do komentowania. Nie sądzę, aby napisanie nawet jednego słowa było takie trudne.
CZYTASZ = SKOMENTUJ
Pozdrawiam. xx

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział XXXV - Trzynastka

     Lecąc poduszkowcem, przyglądam się znajdującym się za oknem widokom. Cały czas myślę o tym wszystkim co się wydarzyło, ucieczce, wojnie, która prawdopodobnie wybuchnie. To jest przerażające. Czemu wszystko musiało się tak potoczyć? Każdy jest teraz w niebezpieczeństwie. Ale jest możliwość, że będziemy wolni, że James nie będzie musiał brać udziału w igrzyskach. To by było coś wspaniałego. Oczywiście żeby to zdobyć musi się ktoś poświęcić i wiem, że będzie niejedna ofiara. Szkoda. Naprawdę żal mi tych wszystkich ludzi. Mam nadzieję, że zginie ich jak najmniej. Wierzę, że uda się uwolnić Katniss i pozostałych, aby móc zrealizować plan uwolnienia Panem. 
      Przez całą drogę słyszę różne słowa. Czasem są kierowane w moją stronę, ale nie zwracam na nie uwagi. Siedzę w miejscu, trzymając Harry'ego za rękę. Jestem roztrzęsiona. 
    Dochodzi mnie głos Jamesa, rozmawiającego z Darcy. W pewnym momencie słyszę swojego męża:
- Emily? - Pyta z troską i przejęciem.
- Tak? - Unoszę delikatnie głowę, aby spojrzeć na chłopaka, który ewidentnie się o mnie martwi.
- Wszystko w porządku?
- T-tak - odpowiadam mało przekonująco, ponieważ brunet patrzy na mnie surowo. - Ja po prostu się boję - zwierzam się.
- Spokojnie - obejmuje mnie, co sprawia, że wtulam się w jego tors, a łzy same zaczynają spływać. Jedna z jego dłoni głaszcze mnie po głowie, a druga ściska moją. Jest mi tak źle. Nie wiem, co bym zrobiła bez Harry'ego. - Będzie dobrze.
         ***
       Nie wiem kiedy zasnęłam, ale teraz słyszę nad sobą pełen ekscytacji głos Jamesa:
- Mamo! Mamo! Już jesteśmy! - Krzyczy, a ja patrzę na niego z niezrozumieniem.
       Próbuję sobie przypomnieć co się ostatnio działo. Zauważam, że jestem w białym poduszkowcu. Ach. Już sobie przypominam. Jesteśmy w Trzynastce. O tym mówi mój mały skarb. Unoszę delikatnie kąciki swoich ust i przyglądam się małej iskierce.
- Chodź. Wszyscy czekamy na ciebie.
- Dobrze, dobrze. Już idę - śmieję się.
        Chłopczyk łapie mnie za rękę, a ja lekko się chwiejąc i ziewając kieruję się za nim i potykam się o własne stopy.
- Zwolnij James - śmieję się.
    Kiedy znajdujemy się przy wyjściu zauważam swojego cudownego, przystojnego męża, który na mój widok promienieje. Moją twarz oblewają rumieńce. Teoretycznie powinnam się do niego przyzwyczaić, ale to chyba tak jest, kiedy się kogoś kocha. Nieważne ile ze sobą jesteście wasz widok zawsze będzie wywierać uczucie radości. 
        Mąż trzyma w dłoniach nasze bagaże i w trójkę kierujemy się do wyjścia. Ujawnia nam się zrównana z ziemią Trzynastka. To wygląda okropnie. I zapewne zginęło tutaj wielu ludzi, tylko dlatego, że chcieli wolności. Boję się, że teraz może być podobnie. 
       Po chwili zauważam mężczyznę, który gestem ręki zaprasza nas, abyśmy się za nim kierowali. Schodzimy na dół i widzę teraz ogromne, białe pomieszczenie oraz mnóstwo ludzi. Niektórzy się mnie przyglądają ze zdziwieniem, a inni z pozytywnym zaskoczeniem. Jestem im wdzięczna, że nie podchodzą, ale dziwnie się czuję, kiedy ich wzrok jest skierowany na mnie. To jest tak, jakbym zrobiła coś złego albo niesamowitego, a jestem nikim specjalnym. Zwykłą matką, która wygrała igrzyska. 
       W pewnym momencie zatrzymujemy się przed drzwiami, na które wskazuje mężczyzna, prowadzący nas przez ten cały czas. Harry naciska klamkę i ujawnia nam się mały, biały i skromny pokoik. Wszystko jest w nim białe i nie ma okien. Nie pasuje mi, że wszystkie pomieszczania w Trzynastce są takie jasne. Myślę, że mój mąż się z tym dobrze nie czuje, bo jest wielbicielem ciemnych odcieni. 
     Wchodzimy do środka, zamykając za sobą drzwi. James od razu rzuca się na dwuosobowe łóżko, które jest jedynym w pomieszczeniu. Po chwili mój mąż, który odkłada bagaże dołącza do małego i zaczyna go tarmosić. Ja cały czas się im przyglądam. Zakładam, że wzrok mam nieobecny. Czuje się dziwnie, że my tutaj jesteśmy, a pozostali mieszkańcy naszego dystryktu, również i innych, siedzą w domach i nie spodziewają się tego co może się wydarzyć, a może ich spotkać taki sam los, jak mieszkańców Trzynastki. Niejednokrotnie słyszałam o zamieszkach na ulicach, a to Snowi się nie podoba.
     Z zamyśleń odpędza mnie Harry, który mnie podnosi i jestem teraz przez niego trzymana. Dopiero po chwili dociera do mnie, że moje stopy nie mają kontaktu z podłogą i zaczynam zwracać brunetowi uwagę. Ten, jak zwykle nie przejmuje się tym i wybucha śmiechem. Uderzam go w klatkę piersiową, a on kieruje się na łóżko, na które po chwili opadamy. Zielonooki, jakby zapomniał o obecności Jamesa zaczyna mnie całować po obojczyku, szyi, policzku i w końcu dociera do ust. Nasz pocałunek jest bardzo ciepły i namiętny. Przepełniony troską. Dobiegają mnie dźwięki niezadowolenia Jamesa.
- H-Harry - mówię między pocałunkami, którymi mnie obdarza. Na mój głos odrywa się na chwilę i patrzy na mnie pytająco z wielkim uśmiechem, który również znajduje się teraz na mojej twarzy. - Chyba James domaga się naszej uwagi - śmieję się, a do loczkowatego docierają moje słowa i się ze mnie podnosi z wypiekami na twarzy.
      Zajmujemy miejsca na łóżku i przyglądamy się zdezorientowanemu synowi z wielkimi uśmiechami.
- To jak młody? - Harry próbuje pozbyć się dziwnej atmosfery, która teraz nastała w naszym pokoju. - Jak wrażenia? Podoba ci się tutaj? - Chłopczyk delikatnie kiwa głową.
- C-co wy robiliście? - Pyta niepewnie, a my wybuchamy śmiechem, co wprawia syna w jeszcze większe zakłopotanie.
- Okazywaliśmy sobie miłość - odpowiada Harry.
- D-dotykałeś mamę ustami... - Jąka się. - Eee...
     Zanim zdąża cokolwiek powiedzieć słyszymy huknięcie drzwi, w których pojawia się Chris z załamanym wyrazem twarzy. Co się stało? Zatrzymuje się przed nami i kładzie dłoń na ramieniu Harry'ego. Patrzymy na niego z ciekawością, a w pokoju robi się poważnie.
- Mia i Edward... Nie żyją - informuje.
       Wydaję z siebie jęknięcie i zakrywam dłonią usta. Nie. Czemu? Edward był cudowny. Zauważam na twarzy Harry'ego pojedynczą łzę. Łapię go za policzek i odwracam do siebie. Ocieram mokrą substancję z jego twarzy i gładzę ją kciukiem. On również łapie mnie za policzek i pocieramy swoimi nosami. Daję mu krótki pocałunek na pocieszenie, a chwile później dochodzi mnie smutny głos syna:
- W-wujek n-nie żyje? I-i t-ta pani t-też?
- Tak. Ale nie płacz skarbie - informuję, zauważając łezki w jego oczach. - Oni są teraz w lepszym miejscu - szybko puszczam swojego męża i zajmuję się dzieckiem. Przyciągam go do swojej klatki piersiowej i głaszczę po głowie. Płacze w moją pierś. Moczy mi moją koszulkę, ale to teraz nie jest najważniejsze. Nich się wypłacze, wypuści cały ból, kryjący się w nim. Po chwili unosi głowę, aby na mnie spojrzeć.
- T-tam gdzie James? - Odrywa się ode mnie i ociera łzy.
- Tak - uśmiecham się pocieszająco. - Może się spotkali.
- M-myślisz, że się polubią?
- Na pewno - gładzę jego policzek. 
      Odwracam wzrok w celu znalezienia swojego męża. Rozmawia z Chrisem, siedząc przy stole. Tematem jest pewnie śmierć Edwarda i Mii. Harry nadal jest załamany. Nie dziwię się. Bardzo się lubili z Edwardem i na pewno dał mu wiele dobrych rad. Był cudowny. Naprawdę jest mi go szkoda. I James. On jest bardzo do mnie podobny. Nie znał Mii za dobrze, a było mu jej żal tak samo, jak mi każdego, zranionego człowieka lub zmarłego. A Edwarda kochał całym sercem. W końcu to był jego ojciec chrzestny. Spędzali razem dużo czasu. 
    Jeszcze raz zerkam na Harry'ego i Chrisa, a następnie na Jamesa. Powinniśmy pójść do Nelly. Ja sobie z nią o wszystkim porozmawiam, zwierzę się jej, a mój syn pobawi się z Darcy, może poprawi mu się humor. Jest teraz troszkę zdołowany śmiercią bliskich. Ja też. Bardzo mi przykro z tego powodu. Nie znałam Mii, ale wiem, że była cudowną osobą. Na pewno tak było. Edward był wspaniały, a w końcu to jego siostra, więc musiała być równie niezwykła jak on.
      Podnoszę się z łóżka i chwytam małą kopię Harry'ego za rękę. Pytam się Chrisa, gdzie znajduje się ich pokój. Następnie kieruję się z małym do przyjaciółki u której jesteśmy chwilę później. Na mój widok dziewczyna posyła mi pocieszający uśmiech i zaprasza gestem, aby zajęła miejsce obok niej. Zamiast tego rzucam się na nią i zaczynam płakać. Tak mi przykro. Pierwsze śmierci na tych igrzyskach. Wiedziałam, że będę przeżywać to bardziej niż igrzyska Noah i Jessici. To było oczywiste. Tam znam dużo większą ilość ludzi. Finnick, Mags, Johanna, Peeta, Katniss, Beetee... Nie chce ich śmierci. Są zbyt wyjątkowi. 
       Zwierzam się ze wszystkiego przyjaciółce, szlochając. Ona stara się mnie uspokoić. Doceniam to, ale nie jest w stanie mnie pocieszyć. Nie znała tych ludzi. Nie wie jacy są. 
      James, jak słyszę również zwierza się Darcy ze śmierci swojego wujka. To urocze. Dzieli się z nią ze wszystkim, a kiedy słyszę jego słowa "Bardzo mi żal wujka. Kochałem go. I ta pani... miła była." wybucham jeszcze większym płaczem, który dociera do mojego syna i się do mnie przytula.
- Mamuś nie płacz - ociera moje łzy. - Sama mówiłaś, że są teraz tam gdzie twój brat - mówi z troską.
       Robi mi się w środku ciepło. James jest taki dojrzały, jak na swój wiek, ale to pewnie dlatego w jakich okolicznościach się znajdujemy. Musiał tak szybko dorosnąć. Zawsze byliśmy z nim szczerzy. Nie było co go okłamywać. Prędzej czy później i tak dowiedziałby się o wszystkim. Powinien wiedzieć na czym stoi, że znajduje się w niebezpieczeństwie. Nelly nigdy tego nie pochwalała, ale się jej nie słuchałam. To moje dziecko i wychowam je tak jak ja chcę. Harry się ze mną zgadzał, że kiedy James zapyta: "Co to Igrzyska Śmierci?" mamy mu odpowiedzieć zgodnie z prawdą. Pamiętam ten dzień doskonale. Jego słowa od razu wywołały u mnie smutek i rozpacz. Chłopak z początku tego nie rozumiał. Tato na mnie krzyczał, kiedy pozwalałam mu oglądać zmagania trybutów na arenie. Może to było głupie. Nie wiem. Według mnie powinien wiedzieć, jak to wygląda. Jest naprawdę silny. Zupełnie jak Harry.
       Po południu w pokoju pojawia się Chris. Postanawiam wtedy pożegnać się z przyjaciółką i razem z Jamesem kierujemy się do wyjścia. Syn zagaduje mnie jakimiś drobnostkami, które odpędzają mnie od myśli o tym co się tutaj dzieje i gdzie się znajduję. Jestem mu za to wdzięczna.
       Kiedy jesteśmy w pokoju Harry od razu mnie obejmuje. James dołącza do naszego uścisku, a z moich oczu chcą się wydostać kolejne łzy. Mam cudownego męża, którego obecność zawsze sprawia, że czuję się wyjątkowo. Nawet nie zdaje sobie sprawy ile mu zawdzięczam. Sprawił, że każdy dzień był cudowny i poprawiał mi nastrój. Nie wiem jakby wyglądało moje życie bez niego. I James. Najcudowniejszy syn na świecie. Lepszą dwójką świat nie mógł mnie obdarzyć.
---
Dobrze. To na początku wyjaśnienia czemu w takiej dziwnej formie. Laptop mi padł, a raczej dysk (tak przypuszczamy), więc wszystko, co tam miałam właśnie straciłam. Wczoraj zaczęłam pisać ten rozdział i zapewne byłby o wiele lepszy niż jest teraz. Starałam się go odtworzyć, ale chyba mi nie wyszło... I Młodzi i Waleczni ... Miałam wiele do przodu napisane, a teraz będę musiała pisać wszystko od nowa... Czemu ja? 
Nie ma co się tu żalić, bo nikogo to nie obchodzi...
Ode mnie tyle. Przepraszam za rozdział. Jest taki sobie i krótki. 
Pozdrawiam. xx