środa, 30 lipca 2014

Rozdział XXXIV - Ucieczka

            Znajduję się z mężem w sali dla mentorów. Na ekranach już pokazane są trybuny. Słońce piękne je oświetla. Po dłuższej chwili w końcu pojawiają się trybuci. Mocno ściskam dłoń Harry’ego i się w niego wtulam. Kładę swoją brodę na jego ramieniu i próbuję powstrzymać łzy. Trybuci wjeżdżają po kolei na trybuny. Oklaski nie są tak głośne jak zwykle. Wszyscy są bardzo smutni, że ich ulubieńcy mogą zginąć. Może jeszcze uda się odwołać tegoroczne igrzyska? Bardzo bym tego chciała.
            Tłumy krzyczą na widok pary z Dwunastki. Wszyscy ich kochają. W pewnym momencie ich stroje zaczynają płonąć. Wyglądają na groźnych. Katniss ma minę jakby to wszystko było poniżej jej godności. Tak właśnie jest.
            Snow wygłasza nudną przemowę na temat tegorocznych igrzysk. Głupek. Myśli, że przez to się poddamy? Tchórz.
***
            Po pokazie spotykam się z Finnickiem. Przytulam się do niego mocno.
- Jak ja ci współczuję.
- Dobrze, że ciebie nie wylosowali. Co by było z Jamesem? – widzę w jego oczach troskę.
- A co z Annie?
- Wrócę do niej – mówi pewniej. – Emily?
- Hm?
- Harry już tobie o tym mówił? – zniża głos.
- O czym? – robię zaskoczoną minę.
- Chodź. Nikt nie może usłyszeć – prowadzi mnie w kąt. – Zaczyna się bunt. Będziemy próbowali wydostać Katniss z areny. Uciekniemy do Trzynastki.
- Trzynastki? Ale przecież jej już…
- Jest. W podziemiach. Tam jest bezpiecznie. Ty i Harry macie tam się ukryć zaraz po tym jak zaczną się igrzyska. W dystryktach nie będzie już bezpiecznie.
- C-co? – jąkam się.
- Snow nam wypowiedział wojnę i my mu nią odpowiadamy.
            Robię wielkie oczy. Po chwili podchodzi do nas Johanna. Rozmawiamy chwilę o jej wylosowaniu. Zauważam Cecelię i idę w jej kierunku. Obejmuję kobietę i mówię jej, jak bardzo jej współczuję. Ta głaszcze mnie po plecach i dziękuje za troskę. Uśmiechamy się delikatnie do siebie i zauważam Katniss oraz Peetę. Z blondynem posyłamy sobie słabe uśmiechy. Bardzo żal mi wszystkich tegorocznych tybutów.
            Siedzę teraz z Harrym w naszej sypialni. Chłopak bawi się moimi włosami, ja swoimi rękoma. Po dłuższej chwili pytam się go o to, czy to co powiedział mi Finnick jest prawdą. Brunet potwierdza tę informację.
- I kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć?! – oburzam się. – Czemu dowiedziałam się tego od niego, a nie od ciebie?
- Edward mi o tym powiedział na dożynkach. Pewnie skontaktował się z Haymitchem… - ściska moją dłoń. – Widziałem jak im wszystkim współczujesz nie chciałem ci mieszać teraz w głowie.
- Jak uciekamy?
- Wylatujemy stąd poduszkowcem?
- Jak to? Tak zwyczajnie? Nie zauważą nas?
- Będziemy odlatywać z obrzeży miasta.
- A co z Jamesem i…
- Przyjadą tutaj. Już niedługo. Polecą z nami również Chris, Nelly, Darcy, Sophie, Celine i Mick. Wątpię, aby w Kapitolu było bezpiecznie.
            Kiwam głową i zastanawiam się nad tym wszystkim. Ucieczka. I jak wygląda Trzynastka? Myślałam, że już nie istnieje, a tu proszę…
***
            Dwa dni ćwiczeń mijają spokojnie. Harry informuje mnie, że dzisiaj pojawią się nasi rodzice oraz James. Będą mieszkać u Chrisa. Nie ma jakoś dużo miejsca, ale na razie musi im tyle wystarczyć. Mówi, że wieczorem możemy do nich pójść. Koniecznie. Stęskniłam się za Jamesem.
            Po pokazach indywidualnych, czekamy w piątkę na wyniki. Siedzę obok męża, tuląc się do niego, a on całuje mnie w czoło.
            Na ekranie pojawia się Caesar i zaczyna ogłaszać wyniki. Rodzeństwo z Jedynki, Enobaria, Brutus, Finnick i Chaff otrzymują wysokie noty. Edward dostaje sześć punktów, a Mia tylko cztery. Spuszczam głowę. Bardzo słabo im poszło. Kiedy pojawiają się trybuci z Dwunastki jesteśmy zaskoczeni ich wynikami. Otrzymują po dwanaście punktów. Robię wielkie oczy. Co oni pokazali? A może specjalnie przydzielili im tyle punktów, aby Zawodowcy chcieli się ich pozbyć jako pierwszych, ponieważ są zagrożeniem? Snow na pewno wszystko dokładnie przemyślał, aby pozbyć się symbolu rebelii.
            Po ogłoszeniu wyników w ciszy ubieramy się z Harrym i kierujemy do mieszkania Chrisa. Jest ciemno. Trzymamy się za ręce, a po mojej twarzy po raz kolejny spływają łzy. Boję się tego wszystkiego. A jak coś pójdzie nie tak? Nie uda im się wydostać Katniss? Jak wszyscy zginą?
- Nie martw się tak kochanie – szepcze mi do ucha loczkowaty, a ja kiwam głową i ocieram łzy.
- Kocham cię – mówię.
- Ja ciebie też – gładzi mój policzek i po chwili zatrzymuje mnie, dając całusa.
            Odwzajemniam go i, stojąc na moście, zaczynamy się namiętnie całować. To od razu poprawia nam humor. Pocałunek jest pełen bólu, troski, zmartwienia. Na mojej twarzy zaczyna pojawiać się delikatny uśmiech. Chwilę później wchodzimy do mieszkania Chrisa. Wszyscy witają nas serdecznie. James na dźwięk naszych głosów biegnie prosto na nas.
- Mama! Tata!
            Przytulam się bardzo mocno do syna. Jak się cieszę, że znowu go widzę.
- Tęskniłem za wami – mówi mocno przytulając się do mnie.
- My też skarbie – głaszczę go po głowie.
            Podnoszę się. Harry bierze małego na ręce i zaczyna z nim latać po całym domu. Chłopak zaczyna się śmiać. Obydwoje są bardzo szczęśliwi. Widzę Darcy, krzyczącą:
- Ja też tak chcę! – po chwili Chris bierze małą na ręce, a dziewczynka udaje samolot.
            Nelly się do mnie przytula i mówi, jak bardzo jej żal każdego z trybutów.
            Po przywitaniu się z każdym udajemy się do salonu i dyskutujemy o naszej ucieczce. Dzieciaki bawią się w pokoju obok. Wszyscy są ciekawi, jak wygląda to miejsce.
            Po dwudziestej drugiej postanawiamy wracać z mężem do Ośrodka Szkoleniowego. Kiedy jesteśmy gotowi do wyjścia James się do mnie przytula i mówi:
- Mamusiu mogę iść z wami?
            Patrzy po sobie z zielonookim i po chwili stwierdzamy, czemu nie? Nic złego mu się tam nie stanie. Będzie spał razem z nami. Mały zaczyna się ubierać z wielkim uśmiechem na twarzy i opuszczamy mieszkanie przyjaciela.
            Wracając zatrzymujemy się przy fontannie na życzenie syna. Harry trzyma za ręce Jamesa, chodzącego po murku niedaleko fontanny. Kiedy prawie spada ten go łapie i zaczyna nim tarmosić. Ja do nich podchodzę i zaczynam krytykować ich nieuwagę.
- Spokojnie. Byłem przy nim – śmieje się.
- Mamo. Przecież umiem pływać – jęczy mały, a ja wzdycham.
- Tak. Ja po prostu się o ciebie martwię – przytulam syna.
            Każdy z nas po kolei bierze prysznic i kiedy jesteśmy gotowi kładziemy się. James leży pomiędzy mną, a Harrym i prosi, abyśmy mu coś opowiedzieli. Zaczynam opowiadać o swoich zabawach z bratem. James jest zaskoczony tym, że ma tak samo na imię.
- Co ty myślałeś? Że tylko ty możesz mieć tak na imię? – śmieję się.
- Nie – kręci głową. – A gdzie on teraz jest?
- W lepszym świecie – uśmiecham się do małego, poprawiając mu włosy.
- Jest tam szczęśliwy?
- Na pewno – całuję go w czoło i zauważam, jak Harry patrzy na nas z uśmiechem. – Teraz idź już spać.
- Dobranoc – ziewa.
- Dobranoc – odpowiadamy z mężem i po chwili zasypiamy w trójkę.
***
            Śniadanie jest bardzo miłe. James zadaje różne pytania Edwardowi, a mnie po cichu pyta się, czemu Mia jest taka dziwna. Odpowiadam, że to wina igrzysk, a wtedy on stwierdza:
- Skoro igrzyska sprawiają, że ludzie są smutni albo chorują przez nie to po co je urządzają?
- Nie wiem skarbie. Naprawdę, nie wiem – głaszczę go po głowie.
***
            Zbliża się godzina wywiadów. Sophie i James cały czas ze sobą rozmawiają. Mniejsza, kopia Harry’ego bardzo ją lubi, dlatego spędza przy niej teraz tyle czasu. Razem z mężem przyglądamy się trybutom. Każda dziewczyna wygląda prześlicznie. Wywiady już się zaczynają, a wśród nas nadal nie ma Katniss. Wszyscy trybuci mówią cokolwiek, aby odwołać igrzyska. Płaczą, krzyczą – w przypadku Johanny. Kapitolińczycy również nie są zadowoleni z tegorocznych igrzysk. Mogą zginąć ich ulubieńcy.
            Przychodzi pora na Katniss i ujawnia nam się ona w pięknej, ślubnej sukni, w której zapewnie miała być w ten piękny dzień. Dokładnie pamiętam wieczór przed telewizorem, kiedy pokazywali ich oświadczyny. Wszyscy witają ją gorącymi oklaskami.
            W pewnym momencie dziewczyna zaczyna kręcić się wokół własnej osi, a jej sukienka ze ślubnej zmienia się na czarną. Brunetka rozkłada ręce, do których przyczepione są skrzydła. Wygląda jak… kosogłos. Symbolem rebelii jest… Katniss - kosogłos. Wszyscy to zapamiętają. Każdy zachwyca się jej sukienką. Gorące oklaski otrzymuje jej stylista, Cinna. Zasługuje na nie. Wykonał kawał dobrej roboty. Jamesowi bardzo się ona spodobała. „Ciociu! Ona wygląda jak ptak!”.
            Następnie na scenie pojawia się Peeta. Jak rok temu wywiad przebiega im bardzo dobrze. Lecz chłopak mówi pewną rzecz, która zaskakuje wszystkich. Mówi, że Katniss jest w ciąży. Co? Robię wielkie oczy. Wszyscy są w szoku i krzyczą, aby odwołać igrzyska. Zapada chaos. Brunetka oraz Peeta stają obok pozostałych trybutów, którzy łapią się za ręce. Po chwili gaśnie światło. Na sali nadal słychać protesty.
            Wieczorem siedzimy w salonie. Gdyby nie James na pewno panowałaby grobowa cisza. Ten co chwile się zachwyca sukienką Katniss i pyta, czemu wszyscy są tacy smutni i co na znaczeniu miało to nagłe zgaszenie świateł. Uśmiechamy się i odpowiadamy na jego pytania razem z Sophie. Tylko Edward i Mia nie włączają się w rozmowę.
***
            Już dzisiaj wyjeżdżamy. Rozpoczynają się igrzyska. Jestem ciekawa jak to wszystko będzie wyglądać. Czy nam się powiedzie?
            James ciągnie nas za ręce, abyśmy wstali.
- Edward dzisiaj wyjeżdża. Chodźcie się pożegnać – mówi, a jego oczy błyszczą.
            Jest pełen energii. Niczego nie rozumie. Jak ja bym chciała być na jego miejscu.
            Po chwili podnosimy się z zielonookim i zaczynamy ubierać. James zaczepia loczkowatego, a ten zaczyna się z nim szarpać.
- Mieliśmy się pożegnać, a nie bawić – unoszę brew.
- Przestań być taka poważna – Harry zaczyna mnie łaskotać, a ja niekontrolowanie się śmieję.
            James dołącza do mojego męża.
- Dwóch na jedną? To nie fair! – śmieję się.
            Opadam na łóżko, a dwójka na mnie. Nadal się śmiejemy. Tak samo kiedyś bawiłam się ze swoim bratem. Szkoda, że już go nie zobaczę. W pewnym momencie Harry zaczyna mnie całować i zasłania przy tym oczy Jamesa.
- Tato! Daj popatrzeć! – jęczy.
- Za młody jesteś – mówi między naszymi pocałunkami.
            Uśmiechamy się do siebie. Nie możemy się za długo całować, bo James się niecierpliwi i jęczy, że Harry zasłonił mu oczy.  Po chwili wychodzimy z pokoju. Podchodzę do siostry Edwarda razem z Jamesem, który mocno się do niej przytula, a ta lekko zdezorientowana odwzajemnia uścisk. Unoszę kąciki swoich ust i tulę się mocno z kobietą, klepiąc ją po plecach.
            Teraz podchodzimy do Edwarda, który szepcze coś małemu do ucha, a ten kiwa głową. Mężczyzna podchodzi do mnie i mocno się ściskamy.
- Trzymajcie się – mówi szeptem. – Mam nadzieję, że dokopiemy Snowowi.
            Po mojej twarzy zaczynają spływać łzy. Tak bardzo żal mi Edwarda. Był cudowny. Nauczył Harryego go tak wiele. I jeszcze tyle przeżył. Cała rodzina Montane wyginie? Został już tylko on i Mia, a właśnie idą na pewną śmierć. Są zbyt słabi. Mężczyzna ociera moje łzy i mówi, że mam być silna. Po chwili opuszczają salon i w czwórkę zaczynamy się ubierać. James wypytuje, gdzie wychodzimy.
- Tutaj nie jest bezpiecznie – informuje Harry.
- Co się dzieje? – pyta.
            Zielonooki kuca i patrzy prosto w oczy małego.
- Wojna.
            Chłopiec robi poważną minę. Posłusznie zakłada ubrania, bierze swój plecaczek na plecy i opuszczamy pomieszczenie.
***
            Spotykamy się z rodzicami, Chrisem, Nelly i Darcy na obrzeżach Kapitolu. Dzieci się witają, a James udaje żołnierza. Uśmiecham się na widok tej uroczej dwójki. Pamiętam jak Nelly żartowała, że oni ze sobą będą. Kto wie? Może jak podrosną coś do siebie poczują? A może będę tylko najlepszymi przyjaciółmi? Ale… nie ma co kocham tą dwójkę!
            Pojawia się poduszkowiec. Łapię za rękę Harry’ego i wołam syna, aby do nas podszedł. Wszyscy wchodzimy do środka i opuszczamy Kapitol, kierując się do dystryktu trzynastego.
---
I jak rozdział? Jakieś błędy? Pewnie tak. Eee… nie wiem co jeszcze napisać, więc tyle.
CZYTASZ = SKOMENTUJ

Pozdrawiam. xx

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział XXXIII - Trzecie ćwierćwiecze poskromienia

Informacja do wszystkich czytających tego bloga. Bardzo proszę o skomentowanie tego rozdziału. Chciałabym wiedzieć ile osób to czyta. Nawet jak nie masz konta – pisz z anonima. Proszę.
---
Minęły niecałe cztery lata od narodzin Jamesa. Przez ten czas przeżywaliśmy jego pierwsze kroki, słowa. Oczywiście wygrałam zakład z loczkowatym i jego pierwszym słowem było: „mama”. Obraził się wtedy na Jamesa. Co do malucha… Tak. Wygląda zupełnie jak Harry. Jest brunetem o lokach i pełnej zieleni oczach. Jest ogromną gadułą. Co chwile do nas mówi. Jest też bardzo ciekawski jak ja. Kiedy mój mąż wyjeżdżał do Kapitolu z trybutami ciągle zadawał pytania: „Gdzie pojechał tatuś?”, „Jak długo go nie będzie?”, „Co to igrzyska śmierci?” itd. Kiedy spytał o igrzyska płakałam w nocy. Przeżywałam, że on kiedyś też będzie miał swoje dożynki, może zostanie wylosowany. To było okropne.
            Zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że nie wracają trybuci z naszego dystryktu. Już za nimi nie płakałam jak za Noah i Jessicą.
            Poznaliśmy również Chloe Murray. Tą trybutkę z Jedynki, co wygrała siedemdziesiąte pierwsze igrzyska. Od zwycięstwa jej stan psychiczny się pogorszył, ale wiem, że w głębi duszy jest dobrą osobą i żałuje swoich czynów.
            Tegoroczne siedemdziesiąte czwarte igrzyska były bardzo wyjątkowe, ponieważ mają one dwóch zwycięzców – Katniss Everdeen, która uznawana jest za oznakę buntu, oraz Peeta Mellark. Kiedy dowiedzieli się, że może wrócić tylko jeden z nich wyciągnęli łykołaki. Już chcieli wsadzić je do ust i postanowiono uczynić ich zwycięzcami. Od tamtego czasu ludzie zaczęli wierzyć, że jeszcze wszystko może się zmienić. Poznaliśmy tę dwójkę. Są bardzo mili. Ale Katniss wydaje się taka tajemnicza, niechcąca zawierać przyjaźni. Dużo łatwiej rozmawiało mi się z Peetą.
            Niedługo po narodzinach Jamesa zostaliśmy zaproszeni z Harrym na ślub Chrisa i Nelly. Było miło, zabawnie. Oczywiście mój mąż się upił do nieprzytomności. Były z nim małe problemy, ale wszystko się dobrze skończyło.
            Teraz siedzę razem z Nelly, przyglądając się naszym maluchom. James bawi się z jej córką, Darcy. Dziewczynka ma niebieskie oczy jak Chris i brązowe włosy. Za to uśmiech ma taki sam jak Nelly.
            Chris i Harry poszli na motory, a my pilnujemy młodszych, aby nie nabroili. Zajmują się rysowaniem. Chwilę później podchodzą do nas i pokazują swoje dzieła. Uśmiechamy się na widok małych twarzyczek, które chcą się nam pochwalić swoją pracą. Na kartce, którą dostaję od małej wersji Harry’ego znajduję się ja, mój mąż i James. Trzymamy się za ręce na zielonej łące w słońcu. Oczywiście wszystko jest nieproporcjonalne jak wszystkie rysunki dzieci. Ale dla mnie to jest najpiękniejsze co widziałam. Gładzę chłopca po policzku.
- Podoba ci się mamusiu? – pyta z nadzieją.
- Jest piękne kochanie! – mówię, cały czas patrząc w rysunek.
            Jestem taka szczęśliwa. Mam cudownego syna. Często w trójkę w cieplejsze dni chodzimy na spacery po lesie, kąpiemy się w jeziorze. Spędzamy czas jak typowa rodzina. Jest cudownie.
***
            W tym roku odbędzie się trzecie ćwierćwiecze poskromienia. Z tej okazji pojawiają się nowe zasady na dane igrzyska.
            Siedzę na kanapie z Harrym, które mnie obejmuje. James bawi się w swoim pokoju. Włączamy telewizję i przysłuchujemy się temu co ma do powiedzenia prezydent Snow. Po dłuższej przemowie słyszymy nową zasadę na tegoroczne igrzyska:
- W siedemdziesiątą piątą rocznicę, dla przypomnienia buntownikom, że nawet najsilniejsi z nich nie mogą pokonać potęgi Kapitolu, trybuci obojga płci zostaną wylosowani z puli dotychczasowych zwycięzców w dystryktach.
            Robię wielkie oczy. Co? Dotychczasowych zwycięzców. Ale jak? Nie. Nie wierzę w to. Zakładam, że mam nieobecny wyraz twarzy, ponieważ Harry mną szturcha.
- Emily, Emily.
            Na mojej twarzy pojawiają się łzy. Wtulam się w zielonookiego i płaczę mu w ramię. Mieliśmy być bezpieczni od momentu wygranej. O igrzyska miałam się dopiero martwić, jak James będzie miał dwanaście lat, a teraz ja i loczkowaty znowu jesteśmy zagrożeni. Słyszę małego Jamesa, zadającego pytanie:
- Tatusiu? Czemu mamuś płacze?
            Harry nic nie odpowiada tylko głaszcze mnie po plecach. James się do nas przybliża i się do mnie przytula.
- Nie płacz mamusiu – odgarnia moje włosy.
- Chodź do mnie kochanie – owijam go swoim ramieniem i całuję w czoło.
            Drzwi do naszego domu się otwierają, a w środku pojawiają się rodzice Harry’ego. James od razu do nich leci krzycząc: „Dzidziuś! Babcia!”. Po chwili również pojawia się mój ojciec do którego podchodzę i mocno się przytulam.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze – mówi kojącym głosem.
            To jakiś koszmar. Czemu my? Czemu znowu jesteśmy narażeni na takie niebezpieczeństwo? To pewnie wina tego, że Katniss się zbuntowała. Nie mam jej tego za złe. Właśnie dzięki niej pojawiła się jakakolwiek nadzieja na nowe jutro. Zawsze są jakieś ofiary, ale nie chcę, aby James stracił swoich rodziców.
            Spędzamy cały wieczór razem z rodzicami. Po dwudziestej dołącza do nas Edward, który jest oburzony tymi zasadami.
- Na pewno te słowa nie były zapisane siedemdziesiąt pięć lat temu. Wymyślili to, aby zemścić się na Katniss.
            Wieczorem żegnamy się ze wszystkimi. Czochram małego Jamesa po głowie, kiedy chce wybiec za gośćmi.
- Zobaczysz się z nimi jeszcze wiele razy – mówię.
- Wiem – obejmuje moje nogi. – Kocham cię mamusiu.
            Czuję ciepło w środku. Każda matka pewnie tak ma, kiedy jego dziecko wypowiada te słowa. Kocham Jamesa całym sercem. Zdarza się, że Harry bywa o niego zazdrosny, ponieważ poświęcam mu więcej uwagi. Kiedy mi to mówi od razu próbuję się mu jakoś zrewanżować.
            Idę z młodym do jego ciemnozielonego pokoju. Wchodzimy do łazienki i wspólnie myjemy zęby. Następnie James przebiera się w piżamę i układam go do snu. Głaszczę go po głowie, a chłopczyk zadaje pytania na temat taty, czy naprawdę są do siebie tacy podobni.
- Jesteś jego klonem jeśli chodzi o wygląd – śmieję się.
- A zachowanie?
- Masz też coś ode mnie – uśmiecham się delikatnie.
- Chciałbym być taki jak ty, mamo.
            Przytulam się do syna bardzo mocno. Nie chcę go opuszczać. Za bardzo go kocham. Spędzałam z nim każdą noc, kiedy był mniejszy, każdą chorobę. Nie będę w stanie go zostawić.
            Kiedy zasypia udaję się do swojej sypialni, gdzie już czeka na mnie mój mąż. Podchodzę do łóżka, a on łapie mnie za rękę i ciągnie do siebie. Opadam na niego. Chłopak owija swoje ręce na mojej tali, a nasze usta łączą się w namiętnym pocałunku, pełnym bólu, smutku.
- Harry, boję się – szepczę.
- Wszystko będzie dobrze – uspokaja mnie i daje kolejnego całusa, nie przestając się uśmiechać.
- Wiesz jak bardzo cię kocham? – po mojej twarzy spływa łza szczęścia. Tak bardzo go kocham. Jestem mu wdzięczna za to, że zawsze przy mnie jest, pociesza mnie.
- Wiem.
***
            Zaprowadzamy Jamesa do rodziców Harry’ego. Mały oczywiście wypytuje co się dzieje. Nie ma co owijać w bawełnę. Mówimy mu, że idziemy na dożynki. Możemy długo nie wracać. Wszystko zależy od tego czy zostaniemy wylosowani. James kiwa głową wyrozumiale i mówi, że już za nami tęskni. Czochram jego włosy, a po chwili całuję w czółko. Harry trochę się z nim szarpie. Następnie żegnamy się z jego rodzicami.
- Trzymaj się – mówi do mnie jego matka, a po mojej twarzy zaczynają spływać łzy.
- Jak nie wrócę… zajmij się Jamesem tak jak Harrym – ściskam jej dłonie.
- Przestań tak mówić! Wrócisz – podnosi lekko na mnie głos i klepie po plecach.
            Wychodzimy z loczkowatym, aby pożegnać się z moim ojcem. Dodaje mi trochę otuchy.
***
            Znajdujemy się już na scenie. Ja stoję obok siostry Edwarda, a Harry obok niego. Dziewczyna wygląda naprawdę bardzo źle. Nie wie co się dzieje i mówi coś sama do siebie. Jest mi jej naprawdę żal.
            Sophie patrzy na nas ze smutkiem. Bardzo się ze sobą zżyliśmy. Jest matką chrzestną Jamesa. Nelly miała mi to z początku za złe, ale ja tak postanowiłam. Za to Edward jest jego ojcem chrzestnym. To jest smutne. Bardzo smutne.
            Opiekunka posyła mi słaby uśmiech, a po chwili mówi o rozpoczęciu losowania. Zanurza dłoń w szklanej kuli i po chwili odczytuje nazwisko:
- Mia Montane.
            Dziewczyna unosi głowę na dźwięk swoje imienia. Rozgląda się dookoła, a po mojej twarzy spływają łzy. Sophie podchodzi do brunetki i prowadzi ją na środek i prosi o oklaski, których oczywiście nie dostaje. Widzę jak paru mieszkańców płacze razem ze mną.
            Sophie po raz kolejny zanurza rękę w kuli i wyczytuje nazwisko mężczyzny:
- Harry Joven – moje serce staje.
            Nie. Tylko nie Harry. Bez niego nie przeżyję. Zaczynam jeszcze bardziej płakać. Bez niego nie będzie tak samo. Co ja powiem Jamesowi? Jak on będzie się czuć bez ojca? Po chwili słyszę głos Edwarda:
- Zgłaszam się na trybuta!
            Biegnę na swojego męża i rzucam się na niego. Mocno go przytulam i płaczę mu w ramię. On również mnie obejmuje. Spoglądam na Edwarda i mówię do niego:
- Dziękuję.
            Ten delikatnie się uśmiecha. Podchodzi do Harry’ego i szepcze mu coś do ucha, a ten kiwa głową wyrozumiale. Po chwili trybuci oraz Sophie opuszczają scenę, a ja z loczkowatym nadal na niej stoimy wtulając się w siebie. Jestem taka szczęśliwa, że zielonooki i ja nie jesteśmy trybutami. Ale kiedy usłyszałam jego nazwisko czułam się okropnie. Bałam się, że go stracę. To było straszne.
- Emily musimy przygotować naszych trybutów – szepcze.
            Kiwam głową i powoli udaję się wtulona w męża do pociągu. Zajmujemy miejsca i oglądamy dożynki z innych dystryktów.
            W Jedynce wylosowano rodzeństwo, które wygląda na bardzo niebezpieczne i są bardzo pewni siebie. W Dwójce widzę Enobarię, która spiłowała sobie zęby, aby wyglądać groźniej oraz Brutusa, który zgłasza się na ochotnika. Przyglądam się Edwardowi. On ich zna lepiej niż ja czy Harry. Wie jakie ma szanse i jak na razie nie widzę zadowolenia na jego twarzy. Mój wzrok znowu wraca na ekran na którym pojawia się Wiress i Beetee. Obydwoje są drobni i bardzo inteligentni. Miałam kiedyś przyjemność ich poznać. Naprawdę bardzo mili ludzie. Szkoda mi ich. W Czwórce zostaje wylosowany Finnick. Naprawdę? Na mojej twarzy pojawia się łza. To jest taki cudowny chłopak. On nie zasługuje. Wylosowana zostaje również Annie, za którą zgłasza się osiemdziesięcioletnia Mags. Naprawdę jest mi jej żal. Zginie jako jedna z pierwszy. Nie ukrywajmy. W Piątce nie ma nikogo specjalnego. Za to w Siódemce wylosowano Johannę. Harry mi o niej opowiadał. Jak dzięki niej się ogarnął podczas tournee. Miałam okazję raz z nią porozmawiać. Jest dziwna, ale mimo wszystko wiem, że jest dobra. Z jej dystryktu wylosowano również Blighta. W Ósemce na trybutkę idzie Cecelia, która jest matką trójki dzieci. Ja bałam się wylosowania, mając jedno dziecko. Jak ona się teraz musi czuć? Wylosowano również staruszka o uszkodzonym uchu, Woofa. W Dziewiątce, Dziesiątce nic ciekawego. Za to w Jedenastce wylosowano Chaffa i sześćdziesięcioletnią Seeder. Obydwoje wyglądają na silnych przeciwników. W Dwunastce trybutką jest Katniss oraz Peeta, który zgłasza się za Haymitcha.
            Kiedy dożynki się kończą długo wpatruję się w ekran. Przeciwnicy są naprawdę silni, a niektórym z nich naprawdę współczuję. Żal mi starszych trybutów oraz Ceceli, która jest matką. W ogóle okropne jest to, że oni jeszcze raz wylądują na arenie. Przeżyć taki koszmar jeszcze raz od początku? Snow jest bezduszny.
            Harry mną szturcha, pytają czy jest okay.
- Tak, tak. Tylko… ci wszyscy ludzie… Edward, Mia, Finnick, Johanna, Katniss, Peeta, Cecelia… Jak ja im wszystkim współczuję. Oni zasłużyli na dużo lepszy los – szlocham, a zielonooki gładzi mnie po plecach.
- Edward obiecaj mi, że wrócisz – mówi do niego loczkowaty.
- Niestety nie mogę tego zrobić. Przeciwnicy są naprawdę silni.
            Wieczorem udajemy się do swoich przedziałów. Razem z mężem układamy się do snu. Gaszę światło i kładę głowę na jego torsie, a on obejmuje mnie swoim ramieniem. Mocno się w niego wtulam. Te igrzyska będą okropne. Czuję, że będę przeżywała je jeszcze bardziej od tych, w których brali udział Noah i Jessica.
---
Wróciłam z Warszawy! Było super. ^^
A co do rozdziału… Jak wam się podoba? Dobry jest ten pomysł z ćwierćwieczem poskromienia? I co myślicie o Jamesie?
Zapraszam na nowego bloga: http://lightanddarkangels.blogspot.com/
I oczywiście na nowy rozdział na Młodych i Walecznych (w poniedziałek już kolejny!): http://mlodziiwaleczni.blogspot.com/

Pozdrawiam. xx

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział XXXII - Jest już nas trójka

Rozdział zawiera sceny erotyczne, które są nieodpowiednie dla niepełnoletnich.

Leżę w łóżku już od ponad tygodnia. Nie jestem w stanie się ruszyć. Strasznie bolą mnie brzuch i głowa. Harry cały czas mi pomaga. Dodaje otuchy, przynosi jedzenie, picie, rozmawia ze mną. Czasem wystarcz tylko jego obecność. W środku czuję różne emocje. Jest mi smutno, a za chwilę robię się szczęśliwa. Zdarza mi się krzyknąć na zielonookiego tak bez powodu. Musi się strasznie ze mną męczyć.
- Harry, zimno mi – jęczę.
            Chłopak podnosi się ze swojego miejsca i kładzie na mnie koc.
- Chcesz się napić czegoś ciepłego? – kiwam głową.
- I przynieś jakieś ciasteczka! – krzyczę.
            Uśmiecha się delikatnie i posłusznie udaje się do kuchni. Siedzę w ciszy, bawiąc się swoimi rękoma. Uruchamiam telewizję. Nadal przeżywają zwycięstwo dziewczyny z Jedynki. Jest bardzo ładna, a w jej oczach widać, że jest w rozsypce. Na pewno czuje się okropnie. Przeżywa to. Może faktycznie łączy ją coś z Harrym? Chciałabym się dowiedzieć co robił po zwycięstwie. Jakie było jego cierpienie. Chciałabym to zrozumieć, ale jak będę kazała mu o tym wspominać na pewno będzie go to bardzo bolało.
***
            Ktoś lekko szturcha moim ramieniem, a ja posyłam tej osobie groźne spojrzenie, ponieważ przerwała mi sen. Patrzę na sprawcę. To loczkowaty, patrzący na mnie z troską.
- Przyniosłem kakao i ciasteczka. Jak prosiłaś – uśmiecha się słabo.
- Dziękuję – ściskam jego dłoń.
- Wszystko w porządku?
- Nie. Harry ja niedługo będę rodzić. Czuję to.
- Będzie dobrze – gładzi mnie po policzku.
- Boję się.
***
            Jest już wieczór. Mój mąż zaczyna gasić światła, a ja wtedy czuję skurcze. Jęczę i mocno ściskam rękę Harry’ego.
- To już niedługo – ledwo wypowiadam te słowa.
            Loczkowaty podnosi się z miejsca i zaczyna siebie ubierać. Następnie bierze dla mnie kurtkę i pomaga mi wstać. To naprawdę zaraz się wydarzy. Jest mi ciężko, robi mi się cieplej. Cieplej? Jest mi gorąco. Oddycham głośniej, serce bije mi szybciej, a skurcze strasznie bolą. Harry prowadzi mnie do samochodu i parę chwil później jesteśmy na miejscu. Cały czas krzyczę, dyszę. Jak ja współczuję swojemu mężowi, że musi teraz tego wszystkiego słuchać.
            Wchodzimy do szpitala i tam wszyscy szybko się mną zajmują. Ląduję na porodówce. Harry informuje mnie, że już powiadomił o tym swoich rodziców i mojego tatę. Zaraz tutaj będą. Uśmiecham się do niego słabo. Po chwile pojawiają się lekarze. Skurcze są już naprawdę silne. Boli mnie to. Panikuję. Boję się. Harry mocno ściska moją dłoń. Lekarze każą mi rozłożyć nogi, a po chwili słyszę, że mam przeć. Zaczynam krzyczeć i głośno oddycham Wypuszczam i wpuszczam powietrze jak każe mi to robić mój mąż. Ból jaki teraz przeżywam jest nie do opisania. Mocno ściskam dłoń chłopaka. Nie wiem czy nie za mocno. Cały czas mnie uspokaja, ale to nic nie daje. Nie ma pojęcia jak to boli, jakie to męczące. Są momenty, że chcę się poddać, ale mówi, że nie mogę zasnąć, mam na niego patrzeć. I wtedy moje tęczówki zatrzymują się na jego. Zaczynam mocniej przeć, krzyczeć i po chwili słyszę płacz dziecka. Mój wzrok kieruje się na pielęgniarkę, która oczyszcza dziecko z krwi. Lekarz informuje mnie, że wszystko poszło pomyślnie. Głęboko oddycham, a loczkowaty mówi:
- Już po wszystkim – uśmiecha się.
            Pielęgniarka do mnie podchodzi i wręcza mi dziecko. Jest malutki. Płacze i zaczynam go uciszać. Głaszczę go po główce. Taki uroczy, kochany. Ściska swoje malutkie piąstki. Harry przykłada swoją głowę do mojej i teraz obydwoje przyglądamy się naszemu dziecku.
- Cześć James – mówię cichutko, kołysząc nim.
            Po chwili się uspokaja. Otwiera swoje zielone oczka i przygląda się nam.
- Cześć kochany. To ja twój tata – mówi loczkowaty i łapie go za rączkę, którą teraz delikatnie macha.
            Uśmiecham się.
- Jest cudowny – mówię.
- Bo nasz – całuje mnie w policzek.
            Cały czas patrzymy na nasz skarb. Jest kochany. Nie możemy się nim nacieszyć. Musiałam tyle przejść, ale warto było dla niego. Osiemnastoletni rodzice. Śmieję się.
            Po chwili pojawiają się moi teściowie oraz tato. Podchodzą do nas i patrzą się na Jamesa.
- Jest uroczy – słyszę mamę Harry’ego i posyłam do niej uśmiech.
- On ma oczy Harry’ego – komentuje mój ojciec.
- Wykapany tatuś! – śmieje się pani Joven.
            Rozmawiamy na temat malucha bardzo długo. O moich męczarniach, skurczach, porodzie. Teoretycznie jestem zmęczona, ale nie jestem w stanie zostawić teraz dziecka i pójść spać, odpocząć. Chcę się nim nacieszyć.
            Po paru godzinach żegnamy się z naszymi rodzicami i zostajemy w dwójkę rozmawiając raz o Jamesie, a raz do niego. Daję go na chwilę loczkowatemu na ręce. Na jego twarzy pojawia się ogromny uśmiech. Trzyma go w swoich objęciach. Jednym palcem zaczyna gładzić policzek malucha.
            Nie wiem kiedy zasnęłam, ale budzę się na płacz dziecka. Harry jest o mnie oparty. Trzymamy się za ręce, a teraz chcę podejść do Jamesa, choć wiem, że nie mogę. Szturcham swojego męża.
- Dziecko płacze, a ty nic – śmieję się.
            Chłopak pociera dłońmi swoją twarz i po chwili dobiega go płacz dziecka. Szybko się podnosi i do niego podchodzi. Bierze go na ręce i zaczyna uciszać, kojącymi ruchami.
- Ciii. Tatuś już jest – szepcze.
            Po chwili maluch się ucisza. Harry podchodzi do mnie i wręcza mi Jamesa.
- Cześć mały – mówię przesłodzonym głosem. – Jak się spało?
            James się wierci i chwyta mojego palca, którym się teraz bawi. Razem z Harrym jesteśmy w niego wpatrzeni jak w obrazek. Śmieję się.
***
            Minęły już dwa tygodnie od porodu. Jestem w salonie z Jamesem, karmiąc go. Zielonooki jest w kuchni, szykując nam obiad. Mały zasypia w moich objęciach i udaję się do naszej sypialni, gdzie już znajduje się dla niego łóżeczko. Owijam go w ciemnoniebieską kołderkę i głaszczę go po główce. Po chwili czuję, jak Harry mnie obejmuje i całuje w policzek.
- Jestem taki szczęśliwy – mówi.
- Ja też – kładę swoje dłonie na jego.
- Obiad czeka.
            Opuszczamy sypialnię i kierujemy się do jadalni. Zjadamy szybko posiłek, a po chwili postanawiamy pójść z małym na krótki spacer. Przy okazji odwiedzimy nasze rodziny. Zakładamy kurtki, buty. Ja idę po Jamesa, a Harry szykuje dla niego wózek. Ubieram małego w cieplejsze rzeczy, a po chwili kładę w pojeździe. Ma twardy sen. Tak jak mój mąż. Są do siebie bardzo podobni. Ciekawa jestem czy w ogóle coś po mnie ma.
            Idziemy w ciszy w kierunku rynku. Czasem podchodzą do nas ludzie. Z początku chcą tylko zdjęć albo autografów, ale kiedy zauważają malucha zadają pytania czy to nasz i zaczynają się nim cieszyć.
            W pewnym momencie spotykamy się z rodziną Tannera. Podchodzą do nas i zapraszają na obiad. Informujemy ich, że już po nim jesteśmy. Rozmawiamy chwilę o Jamesie, a ten się przebudza i zaczyna wydawać dźwięki niezadowolenia. Biorę go na ręce i zaczynam nim kołysać. Harry kładzie swoją dłoń na moim ramieniu i daje całusa w policzek. Mały łapie mnie za pierś.
- Chyba jest głodny – śmieje się loczkowaty.
- Jest takim samym łakomczuchem jak ty – spoglądam na zielonookiego przymrużając oczy.
- Nic nie poradzisz, że jest taki jak ja.
- Twoi rodzice też się tak z tobą męczyli?
- Mi mówili, że byłem aniołkiem – informuje niewinnym głosem.
- Wątpię – wystawiam do niego język.
- Czego ty uczysz Jamesa! Jeszcze będzie niegrzeczny przez ciebie!
- Oj przestań – jęczę mu, a po chwili zaczynamy się śmiać.
            Uświadamiamy sobie, że nie jesteśmy sami i nadal obok nas jest rodzina Tannera. Przepraszamy ich i udajemy się w kierunku domu rodziców mojego męża.
            Rozmawiamy długo o dziecku. Już nie jeden raz przerwał mi mój sen, a Harry w ogóle nie reagował. Nie wiem jak go te krzyki nie mogły budzić. Zawsze musiałam go szturchać, aby się przebudził. Zdarzyło mi się już go ochrzanić za to, że to wiecznie ja wstaję po małego.
            Pani Joven prowadzi mnie do pokoju loczkowatego. Siadamy na jego łóżku. Kładzie swoją dłoń na moim kolanie:
- Jesteś silna. Będziesz cudowną matką, Emily.
- Dziękuję – uśmiecham się. – Mam do pani pytanie… Jak bardzo się męczyliście z Harrym?
- Ach! On był taki uroczy jak się urodził! – wzdycha. – Ale co chwilę płakał, wiercił się. Kiedy zaczął chodzić trzeba było cały czas go pilnować. Miał manię dotykania wszystko. Zbił parę talerzy, przewracał zdjęcia. Co? James go przypomina?
- Tak – śmieję się.
- Powodzenia.
- Przyda się – robię wielkie oczy, a po chwili się śmieję.
- Jak chcesz możemy go dzisiaj przygarnąć.
            Z początku myślę. Nie. Mojego Jamesa? Chcę mieć go cały czas przy sobie, a z drugiej strony myślę. Miło byłoby spędzić wieczór z brunetem sam na sam.
- Jest tego pani pewna?
- Spędzę trochę czasu z wnukiem. Powspominam jak to było z Harrym… A wy posiedzicie w dwójkę, porozmawiacie, będziecie mieć jedną, spokojną noc…
- Dziękuję – przytulam się mocno do kobiety.
            Schodzimy na dół. Podchodzi do nas loczkowaty. Jego mama informuje o tym, że porywa Jamesa na tą noc. Zielonooki chciał powiedzieć, że jego ojciec zaoferował mu to samo. Śmiejemy się. Rozmawiamy jeszcze chwilę i jeszcze raz dziękujemy za chęć opieki nad Jamesem. Podchodzimy do małego, aby się z nim pożegnać. Zajmuje nam to parę minut.
W ciszy wchodzimy do domu. Jest już późno. Długo siedzieliśmy u rodziców loczkowatego. Drapię się po głowie. Wchodzę powoli po schodach  i nagle czuję jak ręce Harry’ego obejmują mnie w tali, a jego nos łaskocze mnie po szyi. Chłopak mnie odwraca i łączy nasze usta. Języki toczą ze sobą walkę. Niektórym może się to wydawać ohydne, ale dla mnie jest to wspaniałe uczucie. Nie przerywając pocałunków wchodzimy po schodach, obijając się o ścianę. Zwalamy parę zdjęć, ale jesteśmy zbyt zajęci sobą, aby zwrócić na to uwagę. W pewnym momencie czuję dotyk zielonookiego na mojej pupie. Następnie przechodzi on pod moją koszulką na plecy. Dostaję dreszczy. Loczkowaty mi ją zdejmuje i na chwilę odrywamy od siebie usta. Harry przygląda się mojej klatce piersiowej, po której właśnie wędruje swoimi dłońmi. Masuje moje piersi, a ja wydaję z siebie jęki. Po chwili znowu całujemy się niekontrolowanie. Teraz to moje ręce wędrują pod jego koszulką, którą mu ściągam. Kierujemy się do naszej sypialni. Kiedy dochodzimy do drzwi chłopak nerwowo szuka klamki. Znajdując ją, pospiesznie otwiera drzwi i wpadamy do środka. Uderzamy o ścianę i ręce loczkowatego znajdują się przy dolnej części mojego ciała. Zdejmuje mi spodnie. Ja czynię to samo. Chłopak przywiera do mnie swoim ciałem. Ja pojękuję, a następnie opadamy na łóżko. Teraz całusy Harry’ego przechodzą na moją szyję, obojczyk, przerwę między piersiami. Następnie zdejmuje ze mnie stanik.  Na naszych ciałach zostaje już ostatnia część garderoby, która zaraz znika. Czuję jak chłopak delikatnie zaczyna się we mnie wsuwać. Wydajemy z siebie jęki. Ruchy chłopaka przyspieszają. Nasze ciała łączą się w jedno. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę jak bardzo mi tego brakowało. Seks z Harrym to jedna z moich ulubionych czynności. O mój Boże. To jest cudowne. To uczucie jest nie do opisania. Oddycham dwa razy głośniej i szybciej. Serce wali mi jak szalone. Czasami drapię plecy swojego męża. Obydwoje wydajemy z siebie jęki, wypowiadamy nasze imiona. W pokoju nic innego nie słychać. Zapominamy o otaczającym nas świecie.
***
Budzę się naga i objęta lewą ręką bruneta w tali, a jego prawa spoczywa na mojej piersi. Dotykam opuszkami swoich palców jego prawej dłoni. Słyszę jego mruczenie i szepcze mi uwodzicielskim głosem:
- Kocham cię.
            Ja również mruczę i mówię:
- Ja ciebie też.
            Moglibyśmy tak leżeć cały dzień, ale słyszymy hałasy dobiegające z dołu. Zrywamy głowy z poduszek. Rozpoznajemy te głosy. To rodzice zielonookiego. Harry ubiera czarne bokserki i schodzi na dół. Ja zakładam jasnoniebieski top i czarne spodnie. Wychodzę z pokoju i zbieram nasze koszulki z podłogi. Schodząc po schodach podnoszę zdjęcia, które opadły podczas naszej wczorajszej zabawy.
            W salonie zastaję zielonookiego robiącego śniadanie i jego rodziców z Jamesem. Jego matka na mój widok się uśmiecha. Idę w jej kierunku i mówię do syna, którego trzyma na rękach:
- Cześć James – uśmiecham się. – Kto jest kochaniutki? – zmieniam głos na przesadnie słodki i łaskoczę go.
            Biorę chłopca na ręce, cały czas się do niego uśmiechając. Kieruję się z nim do Harry’ego.
- A co robi tatulek? – pytam bobasa. – Śniadanko dla mamusi.
            Loczkowaty odwraca się w naszym kierunku z promiennym uśmiechem.
- A ty jesteś głodny? – pytam syna.
            Harry zbliża swoje usta do mojego ucha i szepcze:
- Ja jestem głodny – a na jego twarzy pojawia się chytry uśmieszek.
- Słyszałeś? – pytam z oburzeniem Jamesa. – Tatuś chce ci zabrać jedzenie. Nie podzielimy się z nim prawda? – uśmiecham się do męża łobuzersko.
            Siadam na kanapie i opuszczam ramiączka topu i stanika. Dziecko przykleja się do mojej piersi i ssie pokarm.
            Dowiaduję się od teściowych, że chłopak był wyjątkowo grzeczny. Nie płakał w nocy. Jestem tym zaskoczona, ale się uśmiecham i chwalę malucha.
- Nie męczyłeś dziadków. Takie dobre dziecko – łaskoczę go.
            Po chwili podchodzi do mnie Harry ze śniadaniem. Zaczynamy je spożywać i rozmawiamy z rodzicami loczkowatego. Od czasu do czasu na siebie spoglądamy uśmiechając się łobuzersko. Na pewno on też wspomina teraz naszą noc. Tego czego nam tak bardzo brakowało. A jemu to już w ogóle. Często mi o tym mówił…
---
Już niedługo zakończę tego bloga… Jeju. Jak ten czas szybko mija…
Podobał wam się rozdział?
I jeszcze taka informacja. W przyszłym tygodniu wyjeżdżam (22.07-25.07), więc rozdziałów wtedy nie będzie!
I pytanko… Może polecacie jakieś fajne filmy? Chętnie bym coś obejrzała. :)) A może ktoś wie, gdzie za darmo (bez zakładania jakiś kont itd.) mogę obejrzeć Pretty Little Lies? Mam ochotę na ten serial już od paru tygodni po zakończeniu oglądania American Horror Story. Moje życie wtedy straciło sens. ;-; Byłabym bardzo wdzięczna za parę tytułów filmów albo za informację, gdzie mogę obejrzeć ten serial.
Pozdrawiam. xx

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział XXXI - Miłość to piękne uczucie

            Budzę się w objęciach swojego męża. Jego loki łaskoczą moją szyję. Śmieję się. Próbuję się wydostać z jego uścisku. Po chwili udaje mnie się to i już siedzę na łóżku. Podnoszę się i kieruję do łazienki, aby obmyć twarz zimną wodą. Następnie ubieram się w duży, biały T-Shirt i szare dresy. Schodzę na dół po schodach do kuchni i zaczynam szykować nam śniadanie. Chwilę później pojawia się w niej Harry w samych dresowych spodniach. Widok nagiej klatki piersiowej chłopaka, sprawia, że czuję motylki w brzuchu. Wygląda pociągająco, ale jednocześnie na niewyspanego. Pociera oczy i idzie w moim kierunku. Obejmuje mnie w tali i całuje po szyi. Przechodzą mnie przyjemne prądy. Kocham jego dotyk. Kładę swoje dłonie na jego i uśmiecham się sama do siebie.
- Dziękuję skarbie – szepcze mi do ucha.
- Nie ma za co – odpowiadam odchylając głowę do tyłu, aby spojrzeć na bruneta. Wtedy nasze usta się łączą w namiętnym pocałunku. – Wyspałeś się?
- Miałem problemy ze snem, ale nie martw się – posyła mi uroczy uśmiech.
- To przeze mnie? – czuję się winna.
- Nie, nie – uspokaja mnie, kręcąc głową, ale ja wiem, że jest inaczej.
            Kiedy śniadanie jest gotowe udajemy się przed telewizor, na którym pojawia się Róg Obfitości. Pokazują raz dziewczynę o czarnych włosach, która jest z Jedynki, chłopaka z Dwójki, który wygląda jeszcze groźniej niż na wywiadzie z Caesarem oraz trybuta z Trójki, który wygląda niewinnie i wydaje się być bezbronnym. Nie pokazywali go wcześniej albo przynajmniej nie znajdował się na ekranie, kiedy ja oglądałam igrzyska. Podejrzewam, że on po prostu nie natknął się na nikogo, kto mógł go zabić lub miał sporo szczęścia uciekając. Ale raczej przez większość czasu na arenie musiał się chować. Myślę, że zwycięzcą będzie albo dziewczyna z Jedynki albo chłopak z Dwójki. Zaraz się okaże, który z nich jest silniejszy.
            Razem z zielonookim dokładnie przyglądamy się trybutom. Chwilę później zaczyna się akcja. Na środek wychodzi czarno włosa i krzyczy:
- No co się boicie? – śmieje się psychicznie. – Ewentualnie możecie zginąć. Co w tym strasznego? – ona zwariowała.
            Na Róg wbiega teraz chłopak z Dwójki, który próbuje trafić mieczem w dziewczynę, ale ta robi unik. Trybut z Trójki tylko im się przygląda z krzaków. Czarno włosa cały czas się śmieje i mówi różne rzeczy do chłopaka, który patrzy na nią jak na chorą psychicznie. Szczerze na igrzyskach można stracić rozum. Może właśnie to się z nią stało. Nawet mi jej żal. W pewnym momencie dziewczyna rzuca się na chłopaka i próbuje wyrwać mu miecz z rąk. Szarpią się tak z pięć minut. Obydwoje ranią się mieczem, chcąc go mieć w swoim posiadaniu. W końcu dziewczynie udaje się go zdobyć. Chłopak leży na ziemi plecami do trybutki, która chwilę później wbija w niego miecz. Wybucha śmiechem.
- No dalej! Chodź kolego! Czas już skończyć tę dziecinadę! – prycha.
            Dziewczyna rozgląda się po krzakach. Chłopak w pewnym momencie chce uciec i przez to trybutka go zauważa. Biegnie prosto w jego stronę, trzymając w ręku ostrze. Uśmiecha się i krzyczy do chłopaka. Na jego twarzy pojawiają się łzy, przez które nie widzi drogi i co chwile się potyka. Dziewczyna jest już bardzo blisko swojego celu. Przewraca chłopaka i śmieje się mu prosto w twarz, a po chwili wbija miecz w jego serce i słychać:
- Panie i panowie oto zwyciężczyni siedemdziesiątych pierwszych igrzysk głodowych! Chloe Murray z Dystryktu Pierwszego!
            Harry wyłącza telewizję, ale nadal patrzy w ekran. Zerkam na niego. Nie cieszę się, że to ona wygrała, ale chłopak z Trójki nie miał szans. Był za słaby. Kładę rękę na ramieniu męża. Wtedy odrywa wzrok od sprzętu i patrzy na moją dłoń.
- Wszystko w porządku? – pytam.
- T-tak – odpowiada.
- Harry?
- Emily nie masz się o co martwić – uśmiecha się słabo i przykłada moją dłoń do swoich ust, delikatnie ją nimi muskając. Po chwili opuszcza salon i zostawia mnie samą na kanapie.
            Przypominam sobie igrzyska loczkowatego.

Widzę arenę, która cała pokryta jest kamieniami i piachem. Słońce oświetla Róg Obfitości, chłopak z mojego dystryktu siedzi pod jedną z kolumn. Po chwili słyszę jego niski głos:

            - No dalej. Nie mamy nic do stracenia. Najwyżej umrzemy.

            Chłopak zaczyna się śmiać jak wariat. Jest mi jego naprawdę żal. Nie wygląda najlepiej. W jego oczach widzę smutek, ból. Na pewno jest mu przykro z powodu śmierci jego przyjaciół. O n musiał ich zabić, jeśli chciał przeżyć. To musiał być dla niego koszmar.

            Może dziewczyna z Jedynki przypomniała Harry’emu o jego igrzyskach? Też mu wtedy trochę odbiło. Było mi go naprawdę żal. Zastanawiałam się czy uda mu się wrócić do siebie po tym wszystkim co przeżył. Z mojej perspektywy wszystko wyglądało okropnie. Widziałam w nim ból. Przeżywał koszmar.

Siedzę w wagonie wtulona w zielonookiego. Czuję się okropnie po igrzyskach. Wspomnienie ciała Tannera i to, że nie pobiegłam pomóc Ellie bardzo mnie boli. Każda śmierć. To było straszne. Igrzyska są okropne. Doprowadzają ludzi do tragicznego stanu.

- Martwię się o ciebie – mówi brunet, a w jego oczach widzę troskę i jednocześnie wielki ból.
- Nie ma o co – odpowiadam.
- Mam nadzieję, że szybko się pozbierasz – po twarzy chłopaka z burzą loków spływa łza. – Wiem jak się czujesz, ale nie chcę, abyś cierpiała tak długo jak ja.

Nie chcę, abyś cierpiała tak długo jak ja.
Nie chcę, abyś cierpiała tak długo jak ja.
Nie chcę, abyś cierpiała tak długo jak ja.

W mojej głowie krąży cały czas to zdanie. „Tak długo jak ja”. Ile on się musiał nacierpieć. Po mojej twarzy spływa łza.
- Harry – mówię cicho, bawiąc się rękami.
            Rozglądam się dookoła siebie. Nikogo nie ma. Podchodzę do pułki i wyjmuję z niej kawę. Gotuję wodę i chwilę później w dwóch kubeczkach pojawia się woda. Ja oczywiście do swojego kubka wlewam dużo mleka. Nie przepadam za gorzką kawą. Kładę napoje na tacy i udaję się do naszego pokoju. Nie łatwo jest mi otworzyć drzwi. Nieźle się z tym męczę, ale brunet po chwili mi pomaga. Patrzy na tacę, przymrużając oczy. Nic do siebie nie mówimy. Kieruję się z napojami na łóżko. Kładę je i po chwili upijam łyk swojej kawy, delikatnie uśmiechając się do męża, który nie do końca rozumie co się dookoła niego dzieje. Zapraszam go gestem, aby zajął miejsce naprzeciwko mnie. Po chwili wykonuje moją prośbę i przygląda mi się.
- Harry ja nie chcę, abyś cierpiał – mówię.
- Skąd pomysł, że tak jest?
- A jakie myśli teraz krążą w twojej głowie?
            Loczkowaty kręci głową. Patrzy jeszcze raz na tacę, na mnie. Teraz to ja nie rozumiem co robi.
- Po prostu ona mnie przypomina. Znaczy… nie do końca. Ale też mi tak odbiło na igrzyskach.
- Tak, wiem, ale proszę nie wspominaj tego. Widzę, że to cię boli – mówię z troską.
- To nie jest łatwe tak o tym zapomnieć. To był najgorszy rok w całym moim życiu – opada na łóżko.
            Odkładam kawę na tacę, którą przesuwam, aby być bliżej męża. Kładę swoją rękę na jego torsie. Na jego twarzy pojawia się delikatny uśmiech, co sprawia, że ja również podnoszę kąciki swoich ust.
- A ten rok? Jaki był?
- Cudowny – łapie mnie za rękę i zaczyna ją gładzić, a po chwili muska ją swoimi ciepłymi ustami.
- To może myśl o nim, a nie o tamtym? – unoszę brew do góry.
- Emily?
- Hm?
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.

            „Jak chodziliśmy razem do szkoły czułem, że jest coś w tobie wyjątkowego. Dlatego cię broniłem. Kiedy wyjechałem czasami myślałem o tobie. Teraz jak cię wylosowali zrobiło mi się ciebie żal. W szkole nie miałaś cudownego życia, a teraz idziesz w miejsce, gdzie możesz zginąć. Od pierwszego dnia już coś do ciebie poczułem. Z dnia na dzień to uczucie rosło. Jesteś bardzo mądra, miła, skromna, śliczna. Przy tobie czuję się jakoś inaczej. Jeśli nic do mnie nie czujesz, ja to zrozumiem. Dla mnie najważniejsze jest to, abyś była szczęśliwa.”

            Wspominam wyznanie uczuć Harry’ego w dzień przed moimi igrzyskami. „Dla mnie najważniejsze jest to, abyś była szczęśliwa.”. Jestem szczęśliwa. Udało mu się.
Miał wtedy rację. W szkole moje życie do cudownych nie należało. Byłam smutna, że nikogo nie mam. Nikt mnie nie wspierał. Później to minęło, ale oczywiście kto lubi samotność? A utrata brata jeszcze bardziej bolała. To był koszmar, a wyśmiewający się ludzie w szkole nie pomagali. To bolało. Igrzyska były czymś odmiennym. Uciekłam wreszcie z miejsca, gdzie nie traktowano mnie poważnie. Harry dał mi poczucie, że komuś na mnie zależy, że nie tylko rodzice się o mnie martwią, ale i on. To było piękne uczucie. Zdaję sobie sprawę, że zamiast mu pomóc to go potwornie raniłam okazując uczucia Tannerowi. On też pięknie w życiu nie miał. Ale spójrzmy na to co się dzieje teraz. Mieszkamy razem, jesteśmy małżeństwem, szczęśliwym małżeństwem, jestem w ciąży i niedługo na świecie pojawi się nasz synek. Będziemy w trójkę. Uśmiecham się pod nosem. W tym domu będzie się wiele działo. Płacz dziecka nocami, zabawy, urodziny. Na pewno też nie jeden raz się będziemy kłócić, ale to nie jest ważne, ponieważ zawsze, mimo jakichkolwiek problemów będziemy razem szczęśliwi. To czego nam tak bardzo brakowało ofiarujemy sobie nawzajem poprzez słowa, nasze czynności. Kochamy siebie i wiem jakie to uczucie jest piękne, kiedy dzieli się nim z odpowiednią osobą.
---
Rozdział krótki i coś mi się wzięło na wspomnienia, ale mam nadzieję, że wam się podobał.
Jesteście zadowoleni, że wygrała dziewczyna z Jedynki? Czy rzeczywiście Harry był do niej podobny?
Na blogu również pojawił się nowy wygląd. Mam nadzieję, że nie przeszkadzają wam ciągłe zmiany. Ja już tak po prostu mam. Nie zmienicie tego.
Pojawiła się również zakładka „tutaj mnie znajdziesz”, więc jeśli ktoś z was chce mnie obserwować na TT lub lubi przeglądać tumblry to zapraszam. :))
Pojawił się drugi rozdział na moim najnowszym blogu. Zapraszam: http://mlodziiwaleczni.blogspot.com/
Dziękuję za wyświetlenia i komentarze pod ostatnim postem. Trochę się polepszyło i mam nadzieję, że to nie będzie jednorazowe.
Ode mnie jak na razie wszystko.
CZYTASZ = SKOMENTUJ

Pozdrawiam! xx