Lecąc poduszkowcem, przyglądam się znajdującym się za oknem widokom. Cały czas myślę o tym wszystkim co się wydarzyło, ucieczce, wojnie, która prawdopodobnie wybuchnie. To jest przerażające. Czemu wszystko musiało się tak potoczyć? Każdy jest teraz w niebezpieczeństwie. Ale jest możliwość, że będziemy wolni, że James nie będzie musiał brać udziału w igrzyskach. To by było coś wspaniałego. Oczywiście żeby to zdobyć musi się ktoś poświęcić i wiem, że będzie niejedna ofiara. Szkoda. Naprawdę żal mi tych wszystkich ludzi. Mam nadzieję, że zginie ich jak najmniej. Wierzę, że uda się uwolnić Katniss i pozostałych, aby móc zrealizować plan uwolnienia Panem.
Przez całą drogę słyszę różne słowa. Czasem są kierowane w moją stronę, ale nie zwracam na nie uwagi. Siedzę w miejscu, trzymając Harry'ego za rękę. Jestem roztrzęsiona.
Dochodzi mnie głos Jamesa, rozmawiającego z Darcy. W pewnym momencie słyszę swojego męża:
- Emily? - Pyta z troską i przejęciem.
- Tak? - Unoszę delikatnie głowę, aby spojrzeć na chłopaka, który ewidentnie się o mnie martwi.
- Wszystko w porządku?
- T-tak - odpowiadam mało przekonująco, ponieważ brunet patrzy na mnie surowo. - Ja po prostu się boję - zwierzam się.
- Spokojnie - obejmuje mnie, co sprawia, że wtulam się w jego tors, a łzy same zaczynają spływać. Jedna z jego dłoni głaszcze mnie po głowie, a druga ściska moją. Jest mi tak źle. Nie wiem, co bym zrobiła bez Harry'ego. - Będzie dobrze.
***
Nie wiem kiedy zasnęłam, ale teraz słyszę nad sobą pełen ekscytacji głos Jamesa:
- Mamo! Mamo! Już jesteśmy! - Krzyczy, a ja patrzę na niego z niezrozumieniem.
Próbuję sobie przypomnieć co się ostatnio działo. Zauważam, że jestem w białym poduszkowcu. Ach. Już sobie przypominam. Jesteśmy w Trzynastce. O tym mówi mój mały skarb. Unoszę delikatnie kąciki swoich ust i przyglądam się małej iskierce.
- Chodź. Wszyscy czekamy na ciebie.
- Dobrze, dobrze. Już idę - śmieję się.
Chłopczyk łapie mnie za rękę, a ja lekko się chwiejąc i ziewając kieruję się za nim i potykam się o własne stopy.
- Zwolnij James - śmieję się.
Kiedy znajdujemy się przy wyjściu zauważam swojego cudownego, przystojnego męża, który na mój widok promienieje. Moją twarz oblewają rumieńce. Teoretycznie powinnam się do niego przyzwyczaić, ale to chyba tak jest, kiedy się kogoś kocha. Nieważne ile ze sobą jesteście wasz widok zawsze będzie wywierać uczucie radości.
Mąż trzyma w dłoniach nasze bagaże i w trójkę kierujemy się do wyjścia. Ujawnia nam się zrównana z ziemią Trzynastka. To wygląda okropnie. I zapewne zginęło tutaj wielu ludzi, tylko dlatego, że chcieli wolności. Boję się, że teraz może być podobnie.
Po chwili zauważam mężczyznę, który gestem ręki zaprasza nas, abyśmy się za nim kierowali. Schodzimy na dół i widzę teraz ogromne, białe pomieszczenie oraz mnóstwo ludzi. Niektórzy się mnie przyglądają ze zdziwieniem, a inni z pozytywnym zaskoczeniem. Jestem im wdzięczna, że nie podchodzą, ale dziwnie się czuję, kiedy ich wzrok jest skierowany na mnie. To jest tak, jakbym zrobiła coś złego albo niesamowitego, a jestem nikim specjalnym. Zwykłą matką, która wygrała igrzyska.
W pewnym momencie zatrzymujemy się przed drzwiami, na które wskazuje mężczyzna, prowadzący nas przez ten cały czas. Harry naciska klamkę i ujawnia nam się mały, biały i skromny pokoik. Wszystko jest w nim białe i nie ma okien. Nie pasuje mi, że wszystkie pomieszczania w Trzynastce są takie jasne. Myślę, że mój mąż się z tym dobrze nie czuje, bo jest wielbicielem ciemnych odcieni.
Wchodzimy do środka, zamykając za sobą drzwi. James od razu rzuca się na dwuosobowe łóżko, które jest jedynym w pomieszczeniu. Po chwili mój mąż, który odkłada bagaże dołącza do małego i zaczyna go tarmosić. Ja cały czas się im przyglądam. Zakładam, że wzrok mam nieobecny. Czuje się dziwnie, że my tutaj jesteśmy, a pozostali mieszkańcy naszego dystryktu, również i innych, siedzą w domach i nie spodziewają się tego co może się wydarzyć, a może ich spotkać taki sam los, jak mieszkańców Trzynastki. Niejednokrotnie słyszałam o zamieszkach na ulicach, a to Snowi się nie podoba.
Z zamyśleń odpędza mnie Harry, który mnie podnosi i jestem teraz przez niego trzymana. Dopiero po chwili dociera do mnie, że moje stopy nie mają kontaktu z podłogą i zaczynam zwracać brunetowi uwagę. Ten, jak zwykle nie przejmuje się tym i wybucha śmiechem. Uderzam go w klatkę piersiową, a on kieruje się na łóżko, na które po chwili opadamy. Zielonooki, jakby zapomniał o obecności Jamesa zaczyna mnie całować po obojczyku, szyi, policzku i w końcu dociera do ust. Nasz pocałunek jest bardzo ciepły i namiętny. Przepełniony troską. Dobiegają mnie dźwięki niezadowolenia Jamesa.
- H-Harry - mówię między pocałunkami, którymi mnie obdarza. Na mój głos odrywa się na chwilę i patrzy na mnie pytająco z wielkim uśmiechem, który również znajduje się teraz na mojej twarzy. - Chyba James domaga się naszej uwagi - śmieję się, a do loczkowatego docierają moje słowa i się ze mnie podnosi z wypiekami na twarzy.
Zajmujemy miejsca na łóżku i przyglądamy się zdezorientowanemu synowi z wielkimi uśmiechami.
- To jak młody? - Harry próbuje pozbyć się dziwnej atmosfery, która teraz nastała w naszym pokoju. - Jak wrażenia? Podoba ci się tutaj? - Chłopczyk delikatnie kiwa głową.
- C-co wy robiliście? - Pyta niepewnie, a my wybuchamy śmiechem, co wprawia syna w jeszcze większe zakłopotanie.
- Okazywaliśmy sobie miłość - odpowiada Harry.
- D-dotykałeś mamę ustami... - Jąka się. - Eee...
Zanim zdąża cokolwiek powiedzieć słyszymy huknięcie drzwi, w których pojawia się Chris z załamanym wyrazem twarzy. Co się stało? Zatrzymuje się przed nami i kładzie dłoń na ramieniu Harry'ego. Patrzymy na niego z ciekawością, a w pokoju robi się poważnie.
- Mia i Edward... Nie żyją - informuje.
Wydaję z siebie jęknięcie i zakrywam dłonią usta. Nie. Czemu? Edward był cudowny. Zauważam na twarzy Harry'ego pojedynczą łzę. Łapię go za policzek i odwracam do siebie. Ocieram mokrą substancję z jego twarzy i gładzę ją kciukiem. On również łapie mnie za policzek i pocieramy swoimi nosami. Daję mu krótki pocałunek na pocieszenie, a chwile później dochodzi mnie smutny głos syna:
- W-wujek n-nie żyje? I-i t-ta pani t-też?
- Tak. Ale nie płacz skarbie - informuję, zauważając łezki w jego oczach. - Oni są teraz w lepszym miejscu - szybko puszczam swojego męża i zajmuję się dzieckiem. Przyciągam go do swojej klatki piersiowej i głaszczę po głowie. Płacze w moją pierś. Moczy mi moją koszulkę, ale to teraz nie jest najważniejsze. Nich się wypłacze, wypuści cały ból, kryjący się w nim. Po chwili unosi głowę, aby na mnie spojrzeć.
- T-tam gdzie James? - Odrywa się ode mnie i ociera łzy.
- Tak - uśmiecham się pocieszająco. - Może się spotkali.
- M-myślisz, że się polubią?
- Na pewno - gładzę jego policzek.
Odwracam wzrok w celu znalezienia swojego męża. Rozmawia z Chrisem, siedząc przy stole. Tematem jest pewnie śmierć Edwarda i Mii. Harry nadal jest załamany. Nie dziwię się. Bardzo się lubili z Edwardem i na pewno dał mu wiele dobrych rad. Był cudowny. Naprawdę jest mi go szkoda. I James. On jest bardzo do mnie podobny. Nie znał Mii za dobrze, a było mu jej żal tak samo, jak mi każdego, zranionego człowieka lub zmarłego. A Edwarda kochał całym sercem. W końcu to był jego ojciec chrzestny. Spędzali razem dużo czasu.
Jeszcze raz zerkam na Harry'ego i Chrisa, a następnie na Jamesa. Powinniśmy pójść do Nelly. Ja sobie z nią o wszystkim porozmawiam, zwierzę się jej, a mój syn pobawi się z Darcy, może poprawi mu się humor. Jest teraz troszkę zdołowany śmiercią bliskich. Ja też. Bardzo mi przykro z tego powodu. Nie znałam Mii, ale wiem, że była cudowną osobą. Na pewno tak było. Edward był wspaniały, a w końcu to jego siostra, więc musiała być równie niezwykła jak on.
Podnoszę się z łóżka i chwytam małą kopię Harry'ego za rękę. Pytam się Chrisa, gdzie znajduje się ich pokój. Następnie kieruję się z małym do przyjaciółki u której jesteśmy chwilę później. Na mój widok dziewczyna posyła mi pocieszający uśmiech i zaprasza gestem, aby zajęła miejsce obok niej. Zamiast tego rzucam się na nią i zaczynam płakać. Tak mi przykro. Pierwsze śmierci na tych igrzyskach. Wiedziałam, że będę przeżywać to bardziej niż igrzyska Noah i Jessici. To było oczywiste. Tam znam dużo większą ilość ludzi. Finnick, Mags, Johanna, Peeta, Katniss, Beetee... Nie chce ich śmierci. Są zbyt wyjątkowi.
Zwierzam się ze wszystkiego przyjaciółce, szlochając. Ona stara się mnie uspokoić. Doceniam to, ale nie jest w stanie mnie pocieszyć. Nie znała tych ludzi. Nie wie jacy są.
James, jak słyszę również zwierza się Darcy ze śmierci swojego wujka. To urocze. Dzieli się z nią ze wszystkim, a kiedy słyszę jego słowa "Bardzo mi żal wujka. Kochałem go. I ta pani... miła była." wybucham jeszcze większym płaczem, który dociera do mojego syna i się do mnie przytula.
- Mamuś nie płacz - ociera moje łzy. - Sama mówiłaś, że są teraz tam gdzie twój brat - mówi z troską.
Robi mi się w środku ciepło. James jest taki dojrzały, jak na swój wiek, ale to pewnie dlatego w jakich okolicznościach się znajdujemy. Musiał tak szybko dorosnąć. Zawsze byliśmy z nim szczerzy. Nie było co go okłamywać. Prędzej czy później i tak dowiedziałby się o wszystkim. Powinien wiedzieć na czym stoi, że znajduje się w niebezpieczeństwie. Nelly nigdy tego nie pochwalała, ale się jej nie słuchałam. To moje dziecko i wychowam je tak jak ja chcę. Harry się ze mną zgadzał, że kiedy James zapyta: "Co to Igrzyska Śmierci?" mamy mu odpowiedzieć zgodnie z prawdą. Pamiętam ten dzień doskonale. Jego słowa od razu wywołały u mnie smutek i rozpacz. Chłopak z początku tego nie rozumiał. Tato na mnie krzyczał, kiedy pozwalałam mu oglądać zmagania trybutów na arenie. Może to było głupie. Nie wiem. Według mnie powinien wiedzieć, jak to wygląda. Jest naprawdę silny. Zupełnie jak Harry.
Po południu w pokoju pojawia się Chris. Postanawiam wtedy pożegnać się z przyjaciółką i razem z Jamesem kierujemy się do wyjścia. Syn zagaduje mnie jakimiś drobnostkami, które odpędzają mnie od myśli o tym co się tutaj dzieje i gdzie się znajduję. Jestem mu za to wdzięczna.
Kiedy jesteśmy w pokoju Harry od razu mnie obejmuje. James dołącza do naszego uścisku, a z moich oczu chcą się wydostać kolejne łzy. Mam cudownego męża, którego obecność zawsze sprawia, że czuję się wyjątkowo. Nawet nie zdaje sobie sprawy ile mu zawdzięczam. Sprawił, że każdy dzień był cudowny i poprawiał mi nastrój. Nie wiem jakby wyglądało moje życie bez niego. I James. Najcudowniejszy syn na świecie. Lepszą dwójką świat nie mógł mnie obdarzyć.
---
Dobrze. To na początku wyjaśnienia czemu w takiej dziwnej formie. Laptop mi padł, a raczej dysk (tak przypuszczamy), więc wszystko, co tam miałam właśnie straciłam. Wczoraj zaczęłam pisać ten rozdział i zapewne byłby o wiele lepszy niż jest teraz. Starałam się go odtworzyć, ale chyba mi nie wyszło... I Młodzi i Waleczni ... Miałam wiele do przodu napisane, a teraz będę musiała pisać wszystko od nowa... Czemu ja?
Nie ma co się tu żalić, bo nikogo to nie obchodzi...
Ode mnie tyle. Przepraszam za rozdział. Jest taki sobie i krótki.
Pozdrawiam. xx
Hej! Rozdział wcale nie jest taki krótki. Jest długi i przyjemnie się go czyta. Ciekawy i bogaty w treść.
OdpowiedzUsuńPokazuje uczucia i przeżycia ludzi, którzy zmienili zupełnie swoje otoczenie i zaczynają się do niego przyzwyczajać.
Szkoda mi Emily. Dużo się napłakała przez to wszystko. Wojna. Śmierć Edwarda i Mii.
I oczywiście bardzo polubiłam małego Jamesa. :)))))
Życzę Weny!!
Świetne. Rozdział bardzo fajny. James jest fajny i słownictwo ma bopgate. Fajne było, jak on zwierzał się Darcy(swoją drogą, dziwne imię xD). Spadam czytać. Cześć!
OdpowiedzUsuńMasz cos do Darcy? XD szczerze to ja tego imienia najpierw nie lubilam. XD
UsuńJA CHCE CO TEN TEGES NO. ŻEBY BYŁO STRASZNIE BUHAHAHAHAH. TRZYNASTKA. ŻYCIE. XDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńWENY!
Pozdrawiam,
Ja <3
Fajny rozdział- krótki ale zwięzły. Nie spodobało mi się tylko że tak szybko przechodzisz od informacji o śmierci do normalności ( ale w sumie potem też trochę płakała) Bardzo lubię czytać Twojego bloga ^^ Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :3
OdpowiedzUsuń