czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział XXXVIII - Płacz

   Budzę się dość wcześnie. Odwracam się w stronę syna, który już nie śpi i bawi się swoimi dłońmi. Odgarniam jego włosy i uśmiecham się leniwie. Kruszyna zerka na mnie i również unosi kąciki swoich ust.
- Jak się spało, skarbie? - Pytam, ziewając.
- Dobrze - uśmiecha się. - Tato powiedział, że jak wróci to nauczy mnie strzelać z łuku - informuje.
- Naprawdę? - Udaję, że nie wierzę.
- Tak - mówi poważnym tonem.
- To cudownie - nie przestaję się uśmiechać.
   Po paru minutach rozmowy podnosimy się z łóżka i załatwiamy poranne sprawy. Kiedy już jesteśmy po śniadaniu postanawiam zobaczyć, jak się czuje matka Harry'ego. Kieruję się do jej pokoju i zastaję ją w łóżku. Mrugam kilkakrotnie oczami. Mam nadzieję, że oddycha. Serce bije mi dwa razy szybciej i szybkim krokiem, ciągnąc Jamesa, podchodzę do kobiety. Szturcham delikatnie jej ramię, a ta dopiero po paru minutach się odzywa:
- T-tak? - Pyta słabo.
- Dzień dobry - posyłam delikatny uśmiech.
- Och, witaj Emily. Gdzie Harry?
   Czy ten idiota nie raczył poinformować matki o swoim odejściu? Super. Jest niemożliwy.
- Em... - kręcę głową. - Może pójdziemy na śniadanie - unikam tematu.
- Emily - patrzy na mnie surowo.
   Biorę głęboki oddech i przymykam oczy.
- Harry poszedł na misję do Kapitolu - wyrzucam z siebie te słowa w błyskawicznym tempie.
- Co? - Robi wielkie oczy, które po chwili się zamykają.
- Pani Joven, pani Joven! - Krzyczę, szturchając kobietę. Przykładam dłoń do jej nozdrzy. Nic nie czuję. Nie oddycha. Nie. Nie. Nie.
- James, idź szybko po Kayle'a! - Krzyczę, a chłopczyk wyrozumiale kiwa głową i opuszcza pokój. - Niech pani z nami zostanie. Proszę - płaczę nad nią.
   Dopiero po paru chwilach dociera do mnie, że mogę jej pomóc. Reanimacja. Panika ogarnia całe moje ciało i nie za bardzo pamiętam, co i jak trzeba zrobić. Zanim się do tego biorę w pomieszczeniu już pojawiają się lekarze i zabierają ze sobą moją teściową.
   Stoję w miejscu, ponieważ jestem w zbyt wielkim szoku, aby się ruszyć i coś powiedzieć. W pewnym momencie czuję dotyk syna, który owija swoje ramiona wokół moich nóg, a przede mną pojawia się Kayle.
- Wszystko w porządku? - Pyta.
- T-tak - odpowiadam niepewnie. Obraz mi się rozmazuje i po chwili nic nie widzę. Czuję, jak ktoś mnie chwyta.
***
   Budzę się w białym pomieszczeniu. Słyszę, jak kogoś ratują obok mnie. To matka Harry'ego. Próbują przywrócić pracę jej serca, ale bez skutku. Po paru chwilach się poddają.
- Co?! Nie możecie jej tak zostawić! - Krzyczę, a głowy lekarzy kierują się teraz na mnie.
- Emily, uspokój się - słyszę głos Kayle'a. Szukam go wzrokiem. Stoi obok mojego łóżka. 
- To mama Harry'ego! On się zawiedzie, jak wróci i już jej nie będzie - mówię błagalnym tonem. - Proszę uratujcie ją - zaczynam płakać.
- Jej serce nie wytrzymało tego wszystkiego - informuje spokojnie.
- Jak ty możesz być taki spokojny, kiedy ktoś umiera?! - Szlocham.
- Emily... - Wzdycha, a ja przestaję go słuchać.
   Najpierw jego ojciec, teraz matka. On tego nie wytrzyma. Doskonale wiem, że już jej nie uratują, ale ta informacja nie może do mnie dotrzeć. Chłopak w tak krótkim czasie stracił swoich rodzicieli. Śmierć matki to jego wina. Gdyby nadal tutaj był nic by się nie stało. 
- Emily - słyszę głos Kayle'a. Odwracam głowę w jego stronę i kiwam wyrozumiale głową. - Chcesz o tym porozmawiać? 
- Nie. Dziękuję Kayle - uśmiecham się słabo. - Gdzie jest James? - Pytam.
- U twojej przyjaciółki, Nelly. Widziała, jak wychodziliśmy z tobą i matką Harry'ego... Ona też nie wyglądała najlepiej.
- Pewnie Chris był takim samym idiotą, jak Harry i nie raczył powiedzieć, gdzie idzie - fukam.
- Być może...
- Kayle. Czy gdybyś miał dziecko i żonę, która jest w ciąży... to poszedłbyś na wojnę? - Pytam.
- Gdyby dzięki temu najważniejsze osoby w moim życiu były bezpieczne poszedłbym - prycham. - Emily, zrozum. Harry'emu na was zależy, dlatego to robi.
   Próbuję przyjąć jego informacje do świadomości. Może ma rację. Ale... jego nieobecność  tak boli. Czuję ukłucie w sercu i przerażenie, że mogło mu się coś stać. Nie wytrzymam psychicznie, jak dowiem się, że coś mu się stało.
***
   Dzisiaj wypuścili mnie ze szpitala. Kieruję się do Nelly. Kiedy tam wchodzę James od razu się na mnie rzuca, a ja słabo się uśmiecham i mocno go do siebie przytulam. Następnie podchodzę do płaczącej Nelly i ją obejmuję, próbując jakoś pocieszyć. Jak przypuszczałam. Chris nic jej nie powiedział. Dowiedziała się o tym od Sophie. To przykre, że nasi chłopcy nie pomyśleli o tym, że my bez nich nie damy tu rady, a tym bardziej bez pożegnania.
   Popołudniu krążą różne plotki na temat śmierci Boggsa. Przysłuchuję się im, ale o nikim innym nie mówią. 
   Serce przyspiesza rytm swojego bicia i zaczynam się pocić. A co jak Harry'emu też coś się stało? Trzęsę się i próbuję powstrzymać strach, ale mi nie wychodzi. Resztę dnia spędzam w ciszy z Jamesem, spacerując po Trzynastce.
   Następnego ranka ktoś puka do mojego pokoju. To Sophie. Wygląda na załamaną. Oczy ma spuchnięte, włosy potargane, a ręce jej się trzęsą. O co chodzi? Co się stało?
- Sophie? - Pytam niepewnie, siadając na łóżku. Nie jestem w stanie się podnieść. Za bardzo boję się tego, o czym prawdopodobnie chce mnie poinformować kobieta.
- Harry... On... Zginął...
   Patrzę na nią nieobecnym wzrokiem. Nie dociera do mnie sens wypowiedzianych przez nią słów. Nie. To niemożliwe. On nie mógł zginąć. Nie zauważam, kiedy po mojej twarzy spływa strumień łez. Sophie podchodzi do mnie i mocno ściska. Swoim płaczem budzimy Jamesa, który do nas dołącza, chociaż nie wie co się stało. Obejmujemy go, próbując jakoś złagodzić ból. Po paru minutach jesteśmy w stanie powiedzieć mu co się stało i chłopiec ponownie wybucha płaczem, a my do niego dołączamy.
   Prawie cały dzień spędzamy na płakaniu. Na chwilę przychodzi do nas Kayle, aby sprawdzić mój stan. Ku zaskoczeniu nie zemdlałam dzisiaj, a miałam doskonały powód. Mój mąż. Harry Joven. Zginął. Straciłam go. Na zawsze.
   Od śmierci Harry'ego nie opuszczam pokoju, nie jem, nie odzywam się. Wszyscy się o mnie martwią. Kayle próbuje na wszelkie sposoby mi pomóc, ale to nic nie daje. Żadna rozmowa teraz nie sprawi, że poczuję się lepiej. Jedyną osobą, która byłaby w stanie mnie uspokoić jest Harry. Teraz go nie ma, więc jestem skazana na wieczny smutek. Nikt mi już nie pomoże.
   ***
   Dowiadujemy się o zwycięstwie Katniss. Snow i prezydent Coin zginęli. Nie za bardzo wiem co się stało. Jakoś mało mnie to obchodzi. W mojej głowie cały czas siedzą wspomnienia z Harrym i świadomość, że podobne rzeczy już nigdy się nie wydarzą. Nadal to do mnie nie dociera. Nie potrafię tego zrozumieć. Dlaczego on? Czemu Bóg mi go odebrał? 
  Słyszałam również, że mają być organizowane ostatnie igrzyska, w których udział będą brać dzieci z Kapitolu. Skoro chcieliśmy to zakończyć nie rozumiem po co się na nich mścimy. Tak, nasze igrzyska sprawiały im przyjemność, ale mimo wszystko nie zasłużyli na taką karę. Nie rozumiem dlaczego są one jeszcze raz organizowane.
   Popołudniu w moim pokoju pojawia się Kayle. 
- Emily. Wszystko w porządku?
   Pociągam nosem. Od utraty Harry'ego bez przerwy płaczę. Nie wiem ile już łez zdążyłam wypłakać.
- Dzisiaj wracacie do domu - siada obok mnie i kładzie dłoń na moim ramieniu. Kiwam głową na znak, że rozumiem. - Będę do was przychodzić, aby rozmawiać, pomóc tobie - informuje.
   Miłe z jego strony, że chce mnie wesprzeć, wydostać z tego smutku jaki wywołała mi śmierć Harry'ego, ale obawiam się, że już nic mi nie pomoże. Będę cierpieć do końca życia.
---
Krótki, ale tyle miało być w tym rozdziale!
To co, jeszcze epilog i koniec 70 igrzysk głodowych. Ale nie obawiajcie się. Ja mówiłam ostatnio - szykuję coś dla Was, więc czekajcie na epilog, a tam dowiecie się o czym mówię. :))
CZYTASZ = SKOMENTUJ
Pozdrawiam. xx

4 komentarze:

  1. Jednak zginął... Szkoda. No, ale cóż... Podejrzewam, że w Epilogu Emily będzie z Kayle. XD Rozdział świetny... Nie wiem co napisać. I te gify z Czarodziejów <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś zabić Harr'ego !? >.<

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne i tak sie zastanawiam co nam w epilogu szykujesz. Mam nadzieje ze Harry zyje i ze sie tylko pomylili. Chociaz watpie ale zawsze byla ze mnie pesymistkatylko opowiadania lubie optymistyczne. Heh..... Powinno mi byc szkoda Emily bo stracila meza ale tak naprawde. Szkda mi Harrego bo najpierw jego ojciec umarl potem matka a na koncu o zostawiajac zone i dwujke dzieci ( wtym jedno nienarodzone ) ale poza tym super pozdo i czekam na epilog Zaskoc mnie!!! ;D

    OdpowiedzUsuń