Jest trzecia w nocy, a ja nie mogę zasnąć. Patrzę na Harry'ego. Smacznie
śpi. Nie chce mi się go budzić. Wstaję z łóżka, ubieram się i wychodzę na dwór.
Idę w stronę lasu, ale zatrzymuje mnie jakiś mężczyzna.
- Ty jesteś Emily Ature? – pyta.
- Tak. – mówię niepewnie.
- Witaj. Jestem Edward Montane. Nie wiem czy…
- Pana kojarzę? – przerywam. – Wygrał pan 60 igrzyska! Znam pana historię.
Bardzo panu współczuję tego wszystkiego co się stało. Z tego co pamiętam pana
siostra również poszła na igrzyska parę lat wcześniej i też je wygrała…
- Tak… - patrzy w ziemię. – Lecz mój brat już nie miał takiego szczęścia.
Później zginęli moi rodzice w wypadku. Moja siostra jest samotna i chora
psychicznie.
- Wiem. To jest okropne. Bardzo panu współczuję i cieszę się, że mogłam
pana poznać.
- Co robisz tak wcześnie na dworze?
- Nie mogę zasnąć. Wczoraj odwiedziłam rodzinę Tannera. Chłopaka z którym
byłam na arenie.
- Tak wiem. Oglądałem twoje igrzyska i ci kibicowałem. Wiedziałem, że coś
w tobie jest. Twoje zwycięstwo było oczywiste.
- Wszyscy mi mówią, że od początku wiedzieli, że wygram… Tylko ja tak nie
uważałam.
- Każdy trybut tak czuje. Ale uwierz, jak obejrzysz swoje igrzyska
będziesz czuła to samo. Pomyślisz „Ta dziewczyna na pewno wygra igrzyska”.
Uśmiecham się nieśmiało
do mężczyzny. Ten zaprasza mnie do swojego domu na herbatę. Opowiada mi o
swoich igrzyskach, o tym co czuł. Według mnie Harry był w gorszym stanie, ale
teraz jego życie się pięknie ułożyło, a u Edwarda wszystko było na odwrót. Miał
cudowne życie do momentu, kiedy nie udał się na igrzyska. Harry zanim wygrał tę
paskudną grę mieszkał w biedzie. To dzięki igrzyskom mogli zamieszkać w
normalnych warunkach. Później Harry poznał mnie i teraz jesteśmy razem
szczęśliwi. Edward zaś mieszkał w wielkim domu. Jego rodzice pracowali w Pałacu
Sprawiedliwości i mieli dobre kontakty z prezydentem Snowem. Dlatego nikt ich
nie lubił. Pewnego dnia wylosowano siostrę Edwarda. Wtedy wszystko zaczęło się
walić. Wygrała igrzyska, ale wróciła w okropnym stanie. Poślubiła pewnego
chłopaka, ale po paru miesiącach zmarł i dziewczyna jeszcze bardziej się
zawiodła. Później Edward poszedł na igrzyska. Też je wygrał. Myśleli, że już
wszystko się dobrze ułoży. Ożenił się z piękną Jessicą i wtedy wylosowano jego
młodszego brata. Zginął. Cała rodzina wpadła w depresję. Edward zaczął brać narkotyki
i zaczął się okropnie zachowywać. Wszyscy się go bali i nadal boją. Edward
rzadko wychodzi z domu. Parę dni po śmierci jego brata, prezydent Snow zaprosił
jego rodziców do siebie. Właśnie w drodze do niego zginęli. Edward uważa, że to
było zrobione specjalnie, ponieważ jego rodzice bardzo sprzeciwiali się temu co
się działo na arenie. Wtedy było o nim jeszcze głośniej w telewizji, ale Snow
zadbał o to, aby Edward był znany jako chory psychicznie i bardzo niebezpieczny
mężczyzna. Udało mu się.
- Nie wiedziałam, że to wszystko tak wyglądało. Wychodzi na to, że znałam
same kłamstwa naszego prezydenta.
- Nie ufaj mu. On jest niebezpieczny. Uważaj na siebie. Sprzeciwisz się mu
i sprawi, że twoje życie zmieni się w koszmar.
- Zapamiętam. Czyli… mam robić to co chce i będę bezpieczna?
- Niestety taka jest prawda. Jeśli nie chcesz stracić swoich bliskich
musisz robić to czego sobie zażyczy Snow.
Kiwam głową. Siedzę
chwilę u niego, patrzę na zegarek. Jest już po piątej. Wracam do domu i szykuję
śniadanie dla mojego męża. O szóstej wchodzi do kuchni i mnie całuje. Odwracam
się i dotykam jego klatki piersiowej. Ten łapie mnie w tali i przyciąga do
siebie. Całujemy się, a ja odsuwam się od niego i opowiadam mu o spotkaniu z
Edwardem. Ten zwierza mi się ze swoich przeżyć. Mówi, że Edward był bardzo dobrym mentorem. Świetnie się z nim dogadywał. Zna jego historię z tej
prawdziwej strony, ale uważa, że i tak na pewno jest w tym parę kłamstw, aby
nie postawić go aż w tak złym świetle.
- To dobry człowiek i ma rację. Musimy robić to czego chce Snow, jeśli nie
chcemy siebie stracić.
- To okropne – odpowiadam.
Harry się na mnie patrzy
ze smutkiem i całuje mnie w czoło.
- Spokojnie – mówi. – Wszystko będzie dobrze.
Przytulam się do niego
mocno. Mam nadzieję, że nic nas nigdy nie rozdzieli i wszystko będzie dobrze.
Nie wiem jakbym zareagowała na śmierć swojego ojca, swoich teściów czy Harry'ego.
Na pewno źle bym skończyła. Idę na górę się przebrać. Harry proponuje mi spacer
do lasu. Zgadzam się. Przyda nam się oderwanie od rzeczywistości. Posiedzimy
wśród drzew i ptaków. Ubieramy kurtki i wychodzimy. Harry mocno mnie przytula w
połowie drogi do jeziora. Całuje mnie w usta i mówi:
- Wiesz, że tutaj uczyłem się z ojcem strzelać z łuku?
Pokazuje mi drzewo,
które jest bardzo zniszczone. Widzę, że ktoś w nie musiał strzelać.
- Zawsze celowałem w środek. Minęło sporo czasu zanim się nauczyłem dobrze
strzelać. Ojciec chciał mnie dobrze przygotować do igrzysk. Oczywiście nie
życzył mi tego, abym wylądował na arenie, ale wiedział, że wszystko może się
zdarzyć. Zawdzięczam mu wygraną. Nie wiem jakbym sobie poradził na arenie,
gdyby mnie tego nie nauczył…
Wpatruje się teraz w to
drzewo, jakby było najważniejszą rzeczą na świecie. Ja nie wiem co powiedzieć.
Myślałam, że Harry nauczył się strzelać z łuku tak jak ja rzucać oszczepem.
Dopiero w Ośrodku Szkoleniowym, a tu proszę jego ojciec uczył go od
najmłodszych lat. To bardzo wzruszające. Jego ojciec tak o niego dbał.
- Nie miałem tak wrodzonego talentu jak ty – śmieje się patrząc prosto w
moje oczy.
Nie wytrzymuję długo i
całuję go w usta. Nadal nie wiem, czemu nie jestem w stanie nic powiedzieć.
Może rozmowa z Edwardem jakoś na mnie wpłynęła? Boję się, że popełnię jakiś
błąd i wszystko stracę? Nie…
- Coś się stało? Czemu nic nie mówisz? – pyta zielonooki.
- Ja… nie wiem…
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Jesteś już bezpieczna – uśmiecha się.
- Idziemy nad jezioro? Jestem ciekawa jak wygląda zimą. Jeszcze nigdy go
nie widziałam o tej porze roku. Zawsze siedziałam w domu, pomagając tacie. Było
u nas bardzo zimno.
- Pewnie – uśmiecha się, przytulając mnie.
Idziemy, rozmawiając o
nadchodzącym tournee. To już za dwa dni. Harry wspomina spotkania z Finnickiem
i Johanną. Mówi, że inne dystrykty nie różnią się za wiele od naszego. Jedynie
jedynka i dwójka mają cudowne warunki. O nich dbają najbardziej. Tam rodzą się
prawdziwi mordercy. Szkoda, że od nich nie zaczynamy. Wolałabym zakończyć miło
tournee, a nie w miejscu, gdzie będą mnie wyzywać.
Widzę jezioro. Jest całe
pokryte lodem. Zatrzymuję się przed nim, a mój mąż wchodzi na cienką taflę
lodu. Mówię mu, aby zszedł, ale ten się mnie nie słucha. Ślizga się po
powierzchni i mnie zaprasza. Nie dołączam do niego. Boję się, że lód pęknie pod
naszym ciężarem. Jakiego ja mam lekkomyślnego męża… Podchodzi do mnie, całuje w
usta i łapie za ręce. Powoli cięgnie mnie w stronę zamarzniętego jeziora. „Nie”
mówię, ale ten mnie nie słucha.
- Spokojnie będzie dobrze. Nie bój się. Jestem przy tobie.
Wchodzę na lód. Słyszę
lekkie pęknięcie. Chcę zejść, ale Harry mi nie pozwala. Ciągnie mnie za sobą.
Po chwili przestaję się bać i ślizgam się razem z nim. Parę razy upadamy i się
śmiejemy. Jesteśmy cali obolali, ale szczęśliwi. Jestem głodna. Mówię to Harry’emu
i wtedy wracamy do Wioski Zwycięzców. Obiad jemy u mojego ojca. Opowiadam mu o
spotkaniu z państwem Bel, Edwardem. Ojciec wszystkiego cierpliwie wysłuchuje,
zadaje parę pytań.
- Jaki jest ten Edward?
- Em… wygląda na zaniedbanego, ale według mnie jest wiarygodny.
- Na podstawie tego co wiem to jest świrnięty.
- Prezydent Snow zadbał o to, aby każdy tak o nim myślał. Jest dla niego
niebezpieczeństwem. Jak nie będziemy się sprzeciwiać prezydentowi wszystko
będzie w porządku. Nie bój się tato – mówię na widok strachu w jego oczach.
- Kocham cię córeczko – mówi, a ja go mocno przytulam.
Po dłużej rozmowie ja i
Harry wychodzimy. Udajemy się do paru domów z jedzeniem i ubraniami. Tacy
wspaniali ludzie.
Dzień kończymy miło na
rozmowie z rodzicami zielonookiego. Opowiadamy o tym jak minął nam dzisiaj
czas. Jutro spotykamy się z Sophie i Mickiem, aby obgadać jak przebiegnie całe
tournee. To już za dwa dni. Boję się.
***
- Wstawaj kochana – szepcze mi do ucha Harry. – Śniadanko dla ciebie –
uśmiecha się.
- Ojej dzięki – odpowiadam i całuję go w policzek. – Jesteś kochany!
- Wiem – śmieje się.
Jemy śniadanie, śmiejąc
się i opowiadając różne, ciekawe historie. Opowiadam mu o czasie spędzonym z
bratem. Harry mówi, że zawsze chciał go poznać, ale nie miał okazji. Wstydził
się do niego podejść w szkole. A później umarł, więc…
Po południu przychodzą
Mick i Sophie. Rozmawiamy o tym co już niedługo się zacznie. Mówią, że mam
zachowywać się naturalnie i czytać to co przygotowała mi Sophie. Są cudowni.
Mick przygotował mi parę stylizacji na ten czas. Wszystko jest prześliczne.
Razem z Harrym opowiadamy im co wydarzyło się u nas przez ten czas. Mick chwali
się, że od teraz jest najbardziej znanym stylistą w Panem. Wszyscy są
zachwyceni jego sukienką, którą przygotował mi na ślub. Cieszę się, że mu się
powiodło. U Sophie też wszystko jest dobrze. Wszystkie jej koleżanki gratulują
tak dobrą opiekę na trybutami, czyli nade mną i Harrym. Przygotowała już dwóch
zwycięzców. Może teraz będzie trzeci?
Nadchodzi wieczór.
Jestem zmęczona. Idę się wykąpać. Harry szykuje kolację. Jest przepyszna. Chwalę
swojego męża, a ten się czerwieni. Całuję go w policzek.
- Jak się czujesz? – pyta.
- W porządku – odpowiadam z uśmiechem.
- To dobrze. Ja jak byłem na twoim miejscu nie miałem takiego wsparcia i
czułem się okropnie. Żal było mi wszystkich co zginęli i tournee było dla mnie
jednym, wielkim koszmarem.
- Domyślam się…
- Cieszę się, że ty masz lepiej. Zasługujesz na to – mówi i całuje mnie w
usta.
Udajemy się do sypialni
i nagle Harry zadaje mi pytanie:
- Chciałabyś mieć dzieci?
- Co?! – jestem zaskoczona. – Nie wiem…
- Ja bym chciał mimo wszystko.
- Nie wiem jakby się czuła ze świadomością, jakby któreś z nich wylądowało
na arenie, a myślę, że na pewno by któreś wylądowało…
- Rzeczywiście… - odpowiada, gasząc światło.
Po tym co powiedział mój
mąż myślę cały czas o tym jak to by było mieć dzieci. Przecież przeżywałabym
koszmar jakby, któreś z nich poszło na igrzyska. Chyba nie chcę ich mieć… Ale z
drugiej strony, miło by było być taką prawdziwą rodziną. Ja, Harry i dzieci.
--------------------------
I kolejny rozdział… Jak się podobało? Zapraszam do komentowania :))
I w dalszym ciągu zapraszam na mojego drugiego bloga www.harryjoven.blogspot.com
Pozdrawiam xx
nie było ślubu ;_: no nic. opisuj to bardziej kobito i niech oni się tak cały czas nie całują bo to traci znaczenie, albo to opisuj tak bardziej ;_: mam dzisiaj krytyczne usposobienie, wybacz xD
OdpowiedzUsuńciekawy rozdział, czekam też na nowy na tym drugim blogu ^-^ to słodkie, że oni się tak ciągle całują, ale... nie za dużo tego? XD oczywiście nie mogę się doczekać następnego! weny i zapraszam do mnie http://welcomehogwart.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńmi te całusy pasują xD ale ok ograniczę to haha :))
OdpowiedzUsuńJest super.
OdpowiedzUsuńNie wiem co więcej napisać, bo nawet nie mam za co się przyczepić.
Super, jeszcze raz super.