Budzę się po trzynastej. Wstaję chwiejnym krokiem z łóżka
i udaję się do kuchni w luźniej, białej bluzce. Drapię się po głowie i ziewam.
Słyszę swojego tatę:
- Księżniczka wreszcie
postanowiła wstać? – śmieje się.
- To nie jest śmieszne
– mówię zaspanym głosem. – Niedługo zaczną się igrzyska! – przypominam sobie.
- Wiem skarbie, że
martwisz się o te dzieci.
Kiwam głową i siadam przy stole na którym czekało już na
mnie śniadanie. Szybko je spożywam i uciekam do salonu. Włączam telewizję i z
niecierpliwością czekam na transmisję z igrzysk. Wiem, że jeszcze godzina, ale
nie jestem teraz w stanie myśleć o czymkolwiek innym. Słyszę pukanie drzwi. To
państwo Joven. Przyszli sprawdzić jak się czuję. Ja ich olewam i wsłuchuję się
w głupie reklamy, które tak naprawdę mnie nie interesują. Mówią mi, żebym
oderwała się od tego sprzętu, ale nie umiem. Kiedy zbliża się piętnasta
prostuję się i przyglądam Caesarowi, który właśnie pojawia się na ekranie.
Mówi, że za parę minut zaczną się zmagania tegorocznych trybutów na arenie.
Dowiemy się kto zginie przy Rogu Obfitości. Przeżywa, że będą musieli zginąć
itd. Pewnie w rzeczywistości mało go to obchodzi. Przewracam oczami i pojawia
się arena. Góry. Cała arena to skalne wzniesienia. Na szczytach zauważam śnieg.
Pogoda pewnie będzie zmienna. Typowa na takie klimaty. Widzę przerażenie na
twarzach niektórych trybutów, w tym Noah. Ubrani są w ciepłe kurtki. Myślę, że
noce mogą być chłodne. Słyszę odliczanie. Kiedy głos dochodzi do „zero”,
trybuci szybko opuszczają platformy i biegną na Róg Obfitości. Widzę Jessicę,
która chwyta łuk i strzały oraz plecak. Kiedy zdobywa to co potrzebuje ucieka
jak najdalej. Świetne! Teraz pokazują innych trybutów. Zawodowcy zdobyli już
broń i zabijają kogo popadnie. Strzelają z łuku, rzucają nożami, wbijają miecze
w brzuchy pozostałych zawodników. Jeden o mało co nie trafia w Noah. Na
szczęście ten robi unik i biegnie w kierunku Jessiki. Unoszę lekko kąciki
swoich ust. Po paru minutach rzeź się kończy. Na Rogu widzę mnóstwo ciał. Po
chwili słyszę jedenaście wystrzałów armaty. Masakra.
Przez resztę dnia na arenie nikt nie ginie, a zawodnicy
nie robią nic ciekawego. Dopiero wieczorem pokazują Jessicę i Noah, którzy
chowają się w jaskini. Przeglądają plecaki, w których znajdują parę owoców,
wody, zapałki i śpiwory. Rozmawiają chwilę o tym co wydarzyło się na Rogu, a
później wyglądają, aby zobaczyć kto dzisiaj zginął. Widzę chłopaka z Trójki,
parę z Piątki, trybuta z Siódemki, parę z Ósemki, dziewczynę z Dziewiątki, pary
z Dziesiątki i Dwunastki. Moi podopieczni przytulają się do siebie, a później
idą wspólnie spać.
Teraz widzę zawodowców. Szukają kogoś do zabicia. Chcę
oglądać dalej, ale słyszę rodziców Harry’ego.
- Skarbie idź już spać.
Jest późno – mówi troskliwym głosem pani Joven.
- Nie – odpowiadam
stanowczo. – Ja muszę wiedzieć co się dzieje.
- Dowiesz się jutro
rano – uspokaja mnie mój ojciec.
- Nie rozumiecie? Ja
się nimi zajmowałam przez te dni. Teraz muszę ich wspierać oglądając ich
igrzyska.
- Pamiętaj, że jesteś w
ciąży i twoim zadaniem jest jak najwięcej odpoczywać i się niczym nie
przejmować! – krzyczy na mnie matka zielonookiego.
Patrzę na nią z wrogością i szybko chowam się w swoim
pokoju. Jestem zła. Ja muszę ich oglądać, a nie mogę. Czemu? Czemu właśnie
teraz jestem w ciąży?
- James mógłbyś się już
urodzić wiesz? – jęczę mu.
Podchodzę do okna i przyglądam się gwiazdom na niebie.
Ślicznie migoczą na ciemnym tle. Patrzę na łóżko. Nie zasnę. Za bardzo się
przejmuję igrzyskami. Całą noc będę o nich myśleć. Każdy mentor tak ma czy ja
jestem jakaś psychiczna? Kładę się na łóżku i patrzę w okno. Co oni teraz
robią? Co czują? Czy zawodowcy ich znaleźli? Zadaję sobie właśnie te i podobne
pytania przez całą noc. Chyba w końcu udaje mi się zasnąć, ale nie na długo.
Wstaję o szóstej rano. Szybko zrywam się z łóżka i idę przed telewizor. Widzę
zadowolonych zawodowców. Komentują czyjąś śmierć.
- „Zostaw go!” – śmieje
się dziewczyna. – Ona była taka żałosna.
Czy jej chodzi o Jessicę? I co mi daje sen? No właśnie.
Teraz sobie zaprzątuję tym głowę. O kim mówiła dziewczyna? Pojawia mi się
trybutka z Czwórki razem z chłopakiem z jej dystryktu. Razem wspinają się i
zrywają jagody. Nic ciekawego nie robią, więc organizatorzy igrzysk
postanawiają wrócić do zawodowców, którzy znowu na kogoś polują. Jest to chyba
dziewczyna z Siódemki. Ucieka przed nimi, ale w pewnym momencie się zatrzymuje.
Trzyma w ręku siekierę. Zawodowcy się z niej śmieją, a ta postanawia z nimi walczyć.
Dziewczyno jaka ty jesteś głupia… Sama na czterech nie dasz rady. Bum! Słyszę
wystrzał armaty i widzę trybulkę z Siódemki ze strzałą w sercu. Mówiłam…
Do salonu wchodzi mój ojciec, który jęczy, że dziwnie się
zachowuję i powinnam jeszcze spać. Zdecydowanie bardziej podobało mu się to, że
spałam do trzynastej niż teraz zrywam się jak najwcześniej potrafię. Zaciąga
mnie do kuchni, abym pomogła mu przygotować śniadanie, ale odmawiam. Cały czas
przyglądam się telewizorowi z wielkim zaciekawieniem. Pa paru godzinach w domu
pojawiają się rodzice Harry’ego.
- Cały czas nic innego
nie robi – zamartwia się mój ojciec. – Nie wiem co mam robić.
- Może to normalne…
- Harry przecież
wyjechał na chwilę jak były jej igrzyska, czyli nie trzeba siedzieć non stop
przed telewizorem – przekonuje państwa Joven.
- Szczerze… - zgadza
się mama loczkowatego.
Na ekranie ukazuje się mi Jessica. Nie widzę Noah. Coraz
bardziej wierzę w to, że zginął. Dziewczyna szykuje jedzenie. Rozpala ognisko,
które za chwilę gasi. Wraca do jaskini i siedzi bardzo długo sama zjadając
śniadanie. Nagle w jaskini pojawia się Noah. Na szczęście. Uspokajam się.
Najwidoczniej chodziło im o inną parkę. Jak ja się cieszę. Nic nie jest teraz w
stanie opisać moich uczuć. Czuję wzrok na sobie. Odwracam się do dorosłych.
Patrzą na mnie z troską. Uśmiecham się lekko do nich, ci odwzajemniają uśmiech,
ale ja wiem, że woleliby, abym teraz gdzieś wyszła.
- Idę do Edwarda –
postanawiam.
- Do kogo? – pyta mój
ojciec.
- Był mentorem Harry’ego
– odpowiada pani Joven i kładzie rękę na ramieniu mojego taty.
- Dobrze. Możesz iść –
pozwala mi ojciec i wskazuje ręką drzwi.
Podnoszę się z kanapy i idę do swojego pokoju. Powinnam
się umyć. Chwytam ręcznik w rękę i biorę szybki prysznic. Ciepła woda opływa po
moim ciele. Czuję kopnięcie.
- Spokojnie kochanie –
mówię. – Jeszcze trochę i wyjdziesz.
Wychodzę z łazienki i ubieram wielką, białą bluzkę i
ciemnoniebieską koszulę w kratkę oraz czarne spodnie. Czeszę się i idę do domu
Edwarda. Pukam do drzwi, a przede mną ujawnia się mężczyzna. Wita mnie ciepło i
zaprasza do środka. Pyta się o moją ciążę, a następnie o uczucia związane z
igrzyskami. Pytam czy to normalne, że tak się tym przejmuję. Oczywiście
odpowiedź jest taka sama jak twierdzą moi rodzice Harry’ego i mój tata. Za
bardzo się tym przejmuję. Podczas naszej rozmowy zerkam na telewizor, ale nie
zauważam swoich podopiecznych. Edward zauważa moje zachowanie.
- Spokojnie jeszcze
żyją. Są cali i zdrowi oraz bardzo mądrzy.
- Przepraszam –
spuszczam głowę. – Muszę się ogarnąć. Zająć własnym życiem. Przecież Harry im
pewnie pomaga jak może. Moim zadaniem jest odpoczywać.
- Wiem, że i tak
postąpisz inaczej.
- Nie umiem o nich nie
myśleć – wyrzucam.
- Bardzo się z nimi
zżyłaś.
- Oni są cudowni.
- Większość ludzi,
którzy idą na igrzyska jest cudowna.
Kiwam głową, a następnie razem oglądamy igrzyska. Cały
dzień nic ciekawego się nie wydarzyło. Wieczorem pokazują poległych. Zginęli
dziewczyna z Siódemki i chłopak z Jedenastki. Podnoszę się z kanapy, a Edward odprowadza
mnie do domu. Mówi, abym się o nich nie martwiła przesadnie i bardziej myślała
o sobie i o dziecku. Żeby to było takie łatwe…
Idę do swojego pokoju i przebieram się w luźną koszulkę.
Kładę się w łóżku i zasypiam błyskawicznie.
Rano budzę się o siódmej. Próbuję stosować się do rad
Edwarda. Nie przejmować się. To jest bardzo trudne, ale zamiast biec do salonu
przed telewizor idę do łazienki pod prysznic. Obmywam się ciepłą wodą i próbuję
się relaksować kąpielą. Następnie myję zęby i nakładam duży, biały sweter oraz
czarne legginsy. Wychodzę ze swojego pokoju, a w kuchni zastaję ojca. Szykujemy
sobie razem śniadanie, a chwilę później wchodzą rodzice Harry’ego. Jego matka
gładzi mnie swoją dłonią po policzku i się uśmiecha. Bierzemy śniadanie i siadamy
razem w salonie. Włączam telewizję i widzę zawodowców walczących z trybutami z
Czwórki. Dziewczynka z płaczem unika noży, strzał czy oszczepu, ale wiem, że
długo nie da rady. Wtedy chłopak z jej dystryktu krzyczy, aby uciekała. Próbuje
to zrobić, ale wtedy dopada ją dziewczyna Dwójki. Śmieje się jej prosto w
twarz, a później na nią opada. Dostała trójzębem od trybuta z Czwórki, który
nadal krzyczy, aby mała uciekała. Biegnie ile sił w nogach. Potyka się i z
trudem wspina się na górę. Cały czas płacze i wtedy wpada na Jessicę i Noah.
Moi podopieczni są zaskoczeni jej widokiem. Wtedy blondynka do niej podchodzi.
- Co się stało?
- Zawodowcy nas
zaatakowali – szlocha.
- Chcesz nam
powiedzieć, że oni są w pobliżu? – Noah robi wielkie oczy. – Jess chodźmy stąd
– namawia.
- Nie możemy jej tak
zostawić – mówi trzymając za ramiona dziewczynkę.
- To niech idzie z
nami, ale proszę szybciej. Nie damy im rady.
- Słyszałaś? Chodź
szybko – pospiesza dziewczynkę.
Całą trójką szybkim krokiem idą jak najdalej od zawodowców.
W międzyczasie słyszą wystrzał armaty. Dziewczynka wtedy podskakuje, a na jej
twarzy pojawia się ogromny smutek. Według mnie jest jeszcze za mała na takie
rzeczy. Idą w ciszy i nagle pojawia się inna grupka zawodowców. Są wszyscy
oprócz dziewczyny z Dwójki, którą zabił chłopak z Czwórki. To już wiemy kto
zginął… To było do przewidzenia. Jeden na trzech… Wszyscy są bardzo z siebie
zadowoleni. W pewnym momencie się zatrzymują i szykują sobie kolację. Zaczyna
się robić ciemno. Czyli kolejny dzień na arenie się zakończył. To już trzeci, a
zostało ich tylko ośmiu. Na niebie pojawiają się polegli. Jest do dziewczyna z
Dwójki i chłopak z Czwórki. Nikt więcej. Jestem ciekawa jak to wszystko potoczy
się dalej.
Rodzice Harry’ego opuszczają mój dom ściskając mnie i
życząc dobrej nocy. Następnie rozmawiam chwilę z tatą na temat igrzysk. Bardzo
byśmy chcieli, żeby wygrali albo Jessica albo Noah, ale wiadomo, że zawsze może
być inaczej. Zawodowcy są bardzo silni i nieobliczalni…
---
Rozdział taki sobie,
ale innego nie jestem w stanie napisać. Tak sobie zaplanowałam i koniec.
A jak mijają wam
wakacje? Już gdzieś zdążyliście wyjechać? Mój wyjazd uważa za udany. ^^ Na
dodatek dostałam się do wymarzonego liceum, więc w ogóle jestem zadowolona z
ostatniego tygodnia. :3
Zaprasza was również do
przeczytania pierwszego rozdziału na moim nowym blogu:
Pozdrawiam xx
Ommm! Świetny rozdział! No, ale, żeby tak szybko dziewczyna z Dwójki zginęła? Głupi ten chłopak z Czwórki, że ją zabił. Trochę szkoda zrobiło mi się tej z Siódemki, bo myślała, że ma jakieś szanse. Ale i tak dogoniliby ją. No cóż... Jakoś ten Noah dziwny. Nie lubię go. A Jessica to co se myśli? Że jakaś fajna będzie jak przyjmie do sojuszu tą z Czwórki? XD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Weny,
Ja,
Ode mnie,
Ja
Było super, a zaraz lecę przeczytać ten rozdział na Młodzi i Waleczni (zaległości...) ^^ . Jestem okropnie ciekawa kto wygra. Chciałabym, żeby to był Noah, Jessika albo ta mała. I gratulacje liceum ;) Pozdrowionka i weny!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Wchodzę i patrzę, że mam dwa rozdziały do nadrobienia. Zawrotne tempo. Przyjemnie się czyta.
OdpowiedzUsuńWidzę, że trochę zmieniłaś wygląd. Super. :D
Jestem ciekawa jak potoczą się losy trybutów. Lecę czytać! :)