sobota, 26 lipca 2014

Rozdział XXXIII - Trzecie ćwierćwiecze poskromienia

Informacja do wszystkich czytających tego bloga. Bardzo proszę o skomentowanie tego rozdziału. Chciałabym wiedzieć ile osób to czyta. Nawet jak nie masz konta – pisz z anonima. Proszę.
---
Minęły niecałe cztery lata od narodzin Jamesa. Przez ten czas przeżywaliśmy jego pierwsze kroki, słowa. Oczywiście wygrałam zakład z loczkowatym i jego pierwszym słowem było: „mama”. Obraził się wtedy na Jamesa. Co do malucha… Tak. Wygląda zupełnie jak Harry. Jest brunetem o lokach i pełnej zieleni oczach. Jest ogromną gadułą. Co chwile do nas mówi. Jest też bardzo ciekawski jak ja. Kiedy mój mąż wyjeżdżał do Kapitolu z trybutami ciągle zadawał pytania: „Gdzie pojechał tatuś?”, „Jak długo go nie będzie?”, „Co to igrzyska śmierci?” itd. Kiedy spytał o igrzyska płakałam w nocy. Przeżywałam, że on kiedyś też będzie miał swoje dożynki, może zostanie wylosowany. To było okropne.
            Zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że nie wracają trybuci z naszego dystryktu. Już za nimi nie płakałam jak za Noah i Jessicą.
            Poznaliśmy również Chloe Murray. Tą trybutkę z Jedynki, co wygrała siedemdziesiąte pierwsze igrzyska. Od zwycięstwa jej stan psychiczny się pogorszył, ale wiem, że w głębi duszy jest dobrą osobą i żałuje swoich czynów.
            Tegoroczne siedemdziesiąte czwarte igrzyska były bardzo wyjątkowe, ponieważ mają one dwóch zwycięzców – Katniss Everdeen, która uznawana jest za oznakę buntu, oraz Peeta Mellark. Kiedy dowiedzieli się, że może wrócić tylko jeden z nich wyciągnęli łykołaki. Już chcieli wsadzić je do ust i postanowiono uczynić ich zwycięzcami. Od tamtego czasu ludzie zaczęli wierzyć, że jeszcze wszystko może się zmienić. Poznaliśmy tę dwójkę. Są bardzo mili. Ale Katniss wydaje się taka tajemnicza, niechcąca zawierać przyjaźni. Dużo łatwiej rozmawiało mi się z Peetą.
            Niedługo po narodzinach Jamesa zostaliśmy zaproszeni z Harrym na ślub Chrisa i Nelly. Było miło, zabawnie. Oczywiście mój mąż się upił do nieprzytomności. Były z nim małe problemy, ale wszystko się dobrze skończyło.
            Teraz siedzę razem z Nelly, przyglądając się naszym maluchom. James bawi się z jej córką, Darcy. Dziewczynka ma niebieskie oczy jak Chris i brązowe włosy. Za to uśmiech ma taki sam jak Nelly.
            Chris i Harry poszli na motory, a my pilnujemy młodszych, aby nie nabroili. Zajmują się rysowaniem. Chwilę później podchodzą do nas i pokazują swoje dzieła. Uśmiechamy się na widok małych twarzyczek, które chcą się nam pochwalić swoją pracą. Na kartce, którą dostaję od małej wersji Harry’ego znajduję się ja, mój mąż i James. Trzymamy się za ręce na zielonej łące w słońcu. Oczywiście wszystko jest nieproporcjonalne jak wszystkie rysunki dzieci. Ale dla mnie to jest najpiękniejsze co widziałam. Gładzę chłopca po policzku.
- Podoba ci się mamusiu? – pyta z nadzieją.
- Jest piękne kochanie! – mówię, cały czas patrząc w rysunek.
            Jestem taka szczęśliwa. Mam cudownego syna. Często w trójkę w cieplejsze dni chodzimy na spacery po lesie, kąpiemy się w jeziorze. Spędzamy czas jak typowa rodzina. Jest cudownie.
***
            W tym roku odbędzie się trzecie ćwierćwiecze poskromienia. Z tej okazji pojawiają się nowe zasady na dane igrzyska.
            Siedzę na kanapie z Harrym, które mnie obejmuje. James bawi się w swoim pokoju. Włączamy telewizję i przysłuchujemy się temu co ma do powiedzenia prezydent Snow. Po dłuższej przemowie słyszymy nową zasadę na tegoroczne igrzyska:
- W siedemdziesiątą piątą rocznicę, dla przypomnienia buntownikom, że nawet najsilniejsi z nich nie mogą pokonać potęgi Kapitolu, trybuci obojga płci zostaną wylosowani z puli dotychczasowych zwycięzców w dystryktach.
            Robię wielkie oczy. Co? Dotychczasowych zwycięzców. Ale jak? Nie. Nie wierzę w to. Zakładam, że mam nieobecny wyraz twarzy, ponieważ Harry mną szturcha.
- Emily, Emily.
            Na mojej twarzy pojawiają się łzy. Wtulam się w zielonookiego i płaczę mu w ramię. Mieliśmy być bezpieczni od momentu wygranej. O igrzyska miałam się dopiero martwić, jak James będzie miał dwanaście lat, a teraz ja i loczkowaty znowu jesteśmy zagrożeni. Słyszę małego Jamesa, zadającego pytanie:
- Tatusiu? Czemu mamuś płacze?
            Harry nic nie odpowiada tylko głaszcze mnie po plecach. James się do nas przybliża i się do mnie przytula.
- Nie płacz mamusiu – odgarnia moje włosy.
- Chodź do mnie kochanie – owijam go swoim ramieniem i całuję w czoło.
            Drzwi do naszego domu się otwierają, a w środku pojawiają się rodzice Harry’ego. James od razu do nich leci krzycząc: „Dzidziuś! Babcia!”. Po chwili również pojawia się mój ojciec do którego podchodzę i mocno się przytulam.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze – mówi kojącym głosem.
            To jakiś koszmar. Czemu my? Czemu znowu jesteśmy narażeni na takie niebezpieczeństwo? To pewnie wina tego, że Katniss się zbuntowała. Nie mam jej tego za złe. Właśnie dzięki niej pojawiła się jakakolwiek nadzieja na nowe jutro. Zawsze są jakieś ofiary, ale nie chcę, aby James stracił swoich rodziców.
            Spędzamy cały wieczór razem z rodzicami. Po dwudziestej dołącza do nas Edward, który jest oburzony tymi zasadami.
- Na pewno te słowa nie były zapisane siedemdziesiąt pięć lat temu. Wymyślili to, aby zemścić się na Katniss.
            Wieczorem żegnamy się ze wszystkimi. Czochram małego Jamesa po głowie, kiedy chce wybiec za gośćmi.
- Zobaczysz się z nimi jeszcze wiele razy – mówię.
- Wiem – obejmuje moje nogi. – Kocham cię mamusiu.
            Czuję ciepło w środku. Każda matka pewnie tak ma, kiedy jego dziecko wypowiada te słowa. Kocham Jamesa całym sercem. Zdarza się, że Harry bywa o niego zazdrosny, ponieważ poświęcam mu więcej uwagi. Kiedy mi to mówi od razu próbuję się mu jakoś zrewanżować.
            Idę z młodym do jego ciemnozielonego pokoju. Wchodzimy do łazienki i wspólnie myjemy zęby. Następnie James przebiera się w piżamę i układam go do snu. Głaszczę go po głowie, a chłopczyk zadaje pytania na temat taty, czy naprawdę są do siebie tacy podobni.
- Jesteś jego klonem jeśli chodzi o wygląd – śmieję się.
- A zachowanie?
- Masz też coś ode mnie – uśmiecham się delikatnie.
- Chciałbym być taki jak ty, mamo.
            Przytulam się do syna bardzo mocno. Nie chcę go opuszczać. Za bardzo go kocham. Spędzałam z nim każdą noc, kiedy był mniejszy, każdą chorobę. Nie będę w stanie go zostawić.
            Kiedy zasypia udaję się do swojej sypialni, gdzie już czeka na mnie mój mąż. Podchodzę do łóżka, a on łapie mnie za rękę i ciągnie do siebie. Opadam na niego. Chłopak owija swoje ręce na mojej tali, a nasze usta łączą się w namiętnym pocałunku, pełnym bólu, smutku.
- Harry, boję się – szepczę.
- Wszystko będzie dobrze – uspokaja mnie i daje kolejnego całusa, nie przestając się uśmiechać.
- Wiesz jak bardzo cię kocham? – po mojej twarzy spływa łza szczęścia. Tak bardzo go kocham. Jestem mu wdzięczna za to, że zawsze przy mnie jest, pociesza mnie.
- Wiem.
***
            Zaprowadzamy Jamesa do rodziców Harry’ego. Mały oczywiście wypytuje co się dzieje. Nie ma co owijać w bawełnę. Mówimy mu, że idziemy na dożynki. Możemy długo nie wracać. Wszystko zależy od tego czy zostaniemy wylosowani. James kiwa głową wyrozumiale i mówi, że już za nami tęskni. Czochram jego włosy, a po chwili całuję w czółko. Harry trochę się z nim szarpie. Następnie żegnamy się z jego rodzicami.
- Trzymaj się – mówi do mnie jego matka, a po mojej twarzy zaczynają spływać łzy.
- Jak nie wrócę… zajmij się Jamesem tak jak Harrym – ściskam jej dłonie.
- Przestań tak mówić! Wrócisz – podnosi lekko na mnie głos i klepie po plecach.
            Wychodzimy z loczkowatym, aby pożegnać się z moim ojcem. Dodaje mi trochę otuchy.
***
            Znajdujemy się już na scenie. Ja stoję obok siostry Edwarda, a Harry obok niego. Dziewczyna wygląda naprawdę bardzo źle. Nie wie co się dzieje i mówi coś sama do siebie. Jest mi jej naprawdę żal.
            Sophie patrzy na nas ze smutkiem. Bardzo się ze sobą zżyliśmy. Jest matką chrzestną Jamesa. Nelly miała mi to z początku za złe, ale ja tak postanowiłam. Za to Edward jest jego ojcem chrzestnym. To jest smutne. Bardzo smutne.
            Opiekunka posyła mi słaby uśmiech, a po chwili mówi o rozpoczęciu losowania. Zanurza dłoń w szklanej kuli i po chwili odczytuje nazwisko:
- Mia Montane.
            Dziewczyna unosi głowę na dźwięk swoje imienia. Rozgląda się dookoła, a po mojej twarzy spływają łzy. Sophie podchodzi do brunetki i prowadzi ją na środek i prosi o oklaski, których oczywiście nie dostaje. Widzę jak paru mieszkańców płacze razem ze mną.
            Sophie po raz kolejny zanurza rękę w kuli i wyczytuje nazwisko mężczyzny:
- Harry Joven – moje serce staje.
            Nie. Tylko nie Harry. Bez niego nie przeżyję. Zaczynam jeszcze bardziej płakać. Bez niego nie będzie tak samo. Co ja powiem Jamesowi? Jak on będzie się czuć bez ojca? Po chwili słyszę głos Edwarda:
- Zgłaszam się na trybuta!
            Biegnę na swojego męża i rzucam się na niego. Mocno go przytulam i płaczę mu w ramię. On również mnie obejmuje. Spoglądam na Edwarda i mówię do niego:
- Dziękuję.
            Ten delikatnie się uśmiecha. Podchodzi do Harry’ego i szepcze mu coś do ucha, a ten kiwa głową wyrozumiale. Po chwili trybuci oraz Sophie opuszczają scenę, a ja z loczkowatym nadal na niej stoimy wtulając się w siebie. Jestem taka szczęśliwa, że zielonooki i ja nie jesteśmy trybutami. Ale kiedy usłyszałam jego nazwisko czułam się okropnie. Bałam się, że go stracę. To było straszne.
- Emily musimy przygotować naszych trybutów – szepcze.
            Kiwam głową i powoli udaję się wtulona w męża do pociągu. Zajmujemy miejsca i oglądamy dożynki z innych dystryktów.
            W Jedynce wylosowano rodzeństwo, które wygląda na bardzo niebezpieczne i są bardzo pewni siebie. W Dwójce widzę Enobarię, która spiłowała sobie zęby, aby wyglądać groźniej oraz Brutusa, który zgłasza się na ochotnika. Przyglądam się Edwardowi. On ich zna lepiej niż ja czy Harry. Wie jakie ma szanse i jak na razie nie widzę zadowolenia na jego twarzy. Mój wzrok znowu wraca na ekran na którym pojawia się Wiress i Beetee. Obydwoje są drobni i bardzo inteligentni. Miałam kiedyś przyjemność ich poznać. Naprawdę bardzo mili ludzie. Szkoda mi ich. W Czwórce zostaje wylosowany Finnick. Naprawdę? Na mojej twarzy pojawia się łza. To jest taki cudowny chłopak. On nie zasługuje. Wylosowana zostaje również Annie, za którą zgłasza się osiemdziesięcioletnia Mags. Naprawdę jest mi jej żal. Zginie jako jedna z pierwszy. Nie ukrywajmy. W Piątce nie ma nikogo specjalnego. Za to w Siódemce wylosowano Johannę. Harry mi o niej opowiadał. Jak dzięki niej się ogarnął podczas tournee. Miałam okazję raz z nią porozmawiać. Jest dziwna, ale mimo wszystko wiem, że jest dobra. Z jej dystryktu wylosowano również Blighta. W Ósemce na trybutkę idzie Cecelia, która jest matką trójki dzieci. Ja bałam się wylosowania, mając jedno dziecko. Jak ona się teraz musi czuć? Wylosowano również staruszka o uszkodzonym uchu, Woofa. W Dziewiątce, Dziesiątce nic ciekawego. Za to w Jedenastce wylosowano Chaffa i sześćdziesięcioletnią Seeder. Obydwoje wyglądają na silnych przeciwników. W Dwunastce trybutką jest Katniss oraz Peeta, który zgłasza się za Haymitcha.
            Kiedy dożynki się kończą długo wpatruję się w ekran. Przeciwnicy są naprawdę silni, a niektórym z nich naprawdę współczuję. Żal mi starszych trybutów oraz Ceceli, która jest matką. W ogóle okropne jest to, że oni jeszcze raz wylądują na arenie. Przeżyć taki koszmar jeszcze raz od początku? Snow jest bezduszny.
            Harry mną szturcha, pytają czy jest okay.
- Tak, tak. Tylko… ci wszyscy ludzie… Edward, Mia, Finnick, Johanna, Katniss, Peeta, Cecelia… Jak ja im wszystkim współczuję. Oni zasłużyli na dużo lepszy los – szlocham, a zielonooki gładzi mnie po plecach.
- Edward obiecaj mi, że wrócisz – mówi do niego loczkowaty.
- Niestety nie mogę tego zrobić. Przeciwnicy są naprawdę silni.
            Wieczorem udajemy się do swoich przedziałów. Razem z mężem układamy się do snu. Gaszę światło i kładę głowę na jego torsie, a on obejmuje mnie swoim ramieniem. Mocno się w niego wtulam. Te igrzyska będą okropne. Czuję, że będę przeżywała je jeszcze bardziej od tych, w których brali udział Noah i Jessica.
---
Wróciłam z Warszawy! Było super. ^^
A co do rozdziału… Jak wam się podoba? Dobry jest ten pomysł z ćwierćwieczem poskromienia? I co myślicie o Jamesie?
Zapraszam na nowego bloga: http://lightanddarkangels.blogspot.com/
I oczywiście na nowy rozdział na Młodych i Walecznych (w poniedziałek już kolejny!): http://mlodziiwaleczni.blogspot.com/

Pozdrawiam. xx

4 komentarze:

  1. Omg. Nie wiem czemu, ale prawie się poryczałam na wspomnienie o Katniss i Peecie. To takie tragiczne jest ;_: James jest słodki. Ogółem rozdział bardzo fajny, czekam na następny ;3 Weny!
    Pozdrawiam,
    Ja <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, nie spodziewałam się, że nawiążesz do ćwierćwiecza poskromienia *.* Rozdział jest świetny :)) Czekam na next :D Weny, pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  3. Komentuje dopiero teraz, gdyż jestem strasznie wkurzony. Ale uspokoiłem się czytając. ;-; Fajnie opisałaś małego Jamesa. Trochę szkoda mi było niektórych trybutów. Ciekaw jestem, czy zabijesz Edwarda i Mie od razu, tak jak w książce, czy pod koniec. Już myślałem, że wylosują Emily albo ona zgłosi się za Mie. Albo, że Edward nie zgłosi się za Jovena. Szkoda mi tej siostry Edwarda, ona nawet nie wiedziała o co chodzi. Ciekaw jestem, czy rebelianci zabiją Emily i Jovena, bo będą posądzani o współpracę z Kapitolem, czy Kapitol ich zabije. Pozdrawiam,
    weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział!! :D

    OdpowiedzUsuń