poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział XI - Dwie niespodzianki

              Idę na spacer po dystrykcie. Widzę ludzi z mojej szkoły. Teraz nie patrzą na mnie jak na najgorszą, tylko jak na kogoś kogo podziwiają.
- Pokazałaś, że jesteś kimś – mówi jeden z nich.
            Nic nie odpowiadam. Oni dla mnie nadal są tymi samymi ludźmi. Teraz tak mówią, bo wygrałam. Gdybym nie pojechała na te igrzyska traktowaliby mnie nadal tak samo. Śmiejąc się ze mnie, dokuczając mi, rzucając papierkami itd. Idę na rynek. Kupuję od najbiedniejszy rzeczy, które nawet nie są mi potrzebne. Po prostu chcę, aby zarobili trochę pieniędzy. Ja teraz mam ich więcej niż potrzebuję. Podchodzi do mnie mała dziewczynka. Ma błękitne oczy,  jak Tanner i blond włosy.
- Jak się pani teraz czuje? Jest pani szczęśliwa? – pyta.
- Em… - nie wiem co odpowiedzieć. – Cieszę się, że wygrałam i jestem tutaj, ale jest też mi smutno, że straciłam przyjaciół.
- Jak to? Powinna mieć ich pani teraz jak najwięcej – mówi z zaskoczeniem.
- Moi przyjaciele zginęli na arenie, a tutaj ich nie miałam.
            Blondyneczka się do mnie mocno przytula. Nie wiem czemu do mnie podeszła, kim ona jest, ale też się do niej przytulam.
- Wiesz gdzie jest Tanner?
            Dziewczyna zaskakuje mnie swoim pytaniem. Zaraz, zaraz. To jego siostra! Niedaleko też widzę jego rodziców. Wszyscy mają blond włosy. Jest mi smutno. Przytulam jeszcze mocniej małą dziewczynkę.
- Nie wiem gdzie jest, ale mam nadzieję, że jest mu teraz tam dobrze.
            Blondyneczka mnie puszcza i biegnie do rodziców. Ci patrzą się na mnie i lekko się uśmiechają. Wiem, że jest im teraz ciężko. Strasznie się czułam kiedy zginął Tanner. Oddał swoje życie za mnie. To okropne.
            Wracam do swojego domu. W połowie drogi spotykam Harry'ego.
- Chcesz iść ze mną do lasu?
- Dzięki Harry, ale już byłam na spacerze.
- Coś się stało? Wyglądasz na smutną – łapie mnie za rękę i ciągnie mnie do siebie.
- Spotkałam właśnie siostrę i rodziców Tannera.
- Och… - przytula mnie.
            Płaczę. Jest mi naprawdę smutno. On miał młodszą, słodziutką siostrę. Czy ja będę się tak czuć w każdym dystrykcie? Przecież jak spojrzę na twarze tych rodzin to się rozpłaczę. Szczególnie w dwunastce. To dystrykt Ellie. Ja nie wytrzymam tego.
- Chodź. Wracamy do domu – mówi Harry.
            Idę wtulona w niego i cały czas płaczę. Ten idzie w ciszy i przygląda się niebu. Ciekawa jestem o czym teraz myśli.
            W domu przestaję płakać. Idę do swojego pokoju i rzucam się na łóżko. Chcę o wszystkim zapomnieć i żyć tym co teraz mam. Harry, rodzice, nowy dom. W moim życiu zaczął się nowy rozdział. Chcę spędzić ten czas jak najlepiej się da z uśmiechem. Do pokoju wchodzi Harry. Idzie do mnie powoli trzymając coś za sobą. Co on kombinuje? Klęknął. Nie wierzę.
- Emily. Nie wiem czy to odpowiedni moment… - wyjmuje pudełeczko i kwiaty – Wyjdziesz za mnie?
            Patrzę się na niego z niedowierzaniem. To chyba najpiękniejsze co mógł zrobić. Po mojej twarzy spływają łzy szczęścia.
- Tak – uśmiecham się, a chłopak zakłada mi pierścionek na palec i rzuca się na mnie.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
            Brunet całuje mnie po szyi i dociera do ust. Cały czas się uśmiecham. On sprawia, że jestem szczęśliwa. Jest cudowny. Bardzo go kocham. Siadamy i chłopak zaczyna opowiadać o tym, że jak byłam jeszcze na arenie to już kupił pierścionek. Wierzył, że wygram. Czekał tylko na odpowiedni moment, aby mi się oświadczyć. Jak zobaczył, że jestem smutna to pomyślał, że to odpowiedni czas. Miał rację. Lepiej pocieszyć mnie nie mógł. Kocham tego bruneta z lokami. Jestem taka szczęśliwa.
- To… - patrzy na mnie swoimi błyszczącymi, zielonymi oczkami – kiedy chcesz ślub? – uśmiecha się i pokazuje swoje piękne, białe ząbki.
- Do tournée jeszcze dwa tygodnie, więc… - uśmiecham się do niego.
- Cudownie! – cieszy się. – Spokojnie ja już wszystko zaplanuję – całuje mnie w rękę. – Wybacz. Muszę teraz wyjść.
            Uśmiecham się. Mimo wszystko to najpiękniejszy dzień w moim życiu. Harry jest cudowny! Schodzę na dół do taty i pokazuję mu swoją rękę. Ten uśmiecha się i mi gratuluje.
- Tak się zastanawiałem po co mu te róże, a później wybiegł taki szczęśliwy – mówi.
            Śmieję się. Chcę się tą nowiną pochwalić mojej mamie, więc całuję tatę w policzek i zakładam czarną kurtkę. Pada, więc zakładam na głowę kaptur. Na mojej twarzy cały czas gości uśmiech. Wszyscy mieszkańcy dystryktu dziwnie się na mnie patrzą. Rozumiem ich. Sama bym tak patrzyła, gdybym zauważyła jakąś dziewczynę, która chodzi z wielkim uśmiechem na twarzy w naszym dystrykcie. Tutaj rzadko kiedy zdarzają się powody do uśmiechu. Pukam do drzwi. Otwiera je moja mama. Nie wiem co się stało, ale wygląda okropnie i jest chyba pijana. Wchodzę do środka. Ma straszny bałagan. Biorę ją do łazienki i obmywam wodą. Ta krzyczy. Nie wiem co się dzieje. Po godzinie mama wraca do siebie.
- Co się stało? – pytam.
- Nic…
- Mamo – patrzę na nią surowo.
- Nie chcę, abyś poczuła się gorzej. Lepiej powiedz po co tu przyszłaś.
- Najpierw powiedz mi o co chodzi – zaczynam się martwić.
            Moja mama płacze. Ja też zaczynam.
- Mamo. Powiedz co się dzieje – mówię we łzach.
- Córko… - słowa ledwo przechodzą przez jej gardło – Ja… umieram. Zostało mi parę dni życia.
- NIE!!! – krzyczę. – Czemu?!  Mamo!
            Przytulam się do niej mocno i płaczę. Co ja takiego zrobiłam?! Czemu cały czas zdarzają się jakieś okropne rzeczy. Byłam taka szczęśliwa jak Harry mi się oświadczył. Teraz wiadomość, że moja mama niedługo umrze wszystko popsuła. Dlaczego?! Nie wierzę w to co się dzieje. Moja mama głaszcze mnie po głowie i pyta:
- To po co do mnie przyszłaś?
- Mamo – szlocham. – Harry mi się oświadczył.
            Kobieta uśmiecha się, ale nadal jest jej smutno. Mi też.
- Mamo? Mogę z tobą dzisiaj zostać? – pytam.
- Pewnie córeczko.
            Siedzimy tak wtulone w siebie przez długi czas. Wieczorem do domu wchodzi Harry z moim tatą. Mówimy im co się stało. Mój tato również zaczyna płakać. Moja mama mówi Harry'emu, że chciałaby zobaczyć nasz ślub. Mój narzeczony odpowiada, że możemy wszystko przyspieszyć. Najwyżej nie będzie taki spektakularny jaki miał być. Bardzo się cieszę, że tak postąpił. Tej nocy wszyscy śpimy u mojej mamy. Ja cały czas do niej przytulona, Harry obok trzymając mnie za rękę, a mój tata na kanapie naprzeciwko. Czemu wszystko tak się potoczyło?
------------------------------------------------
Teraz chciałabym was jeszcze zaprosić na mojego nowego bloga. Nie wiem czy wam się spodoba. W sobotę wpadłam na taki pomysł, aby napisać o igrzyskach Harry'ego. Co o tym myślicie? Podoba wam się? Tutaj macie linka. Komentarze mile widziane :))

Pozdrawiam

piątek, 28 marca 2014

Rozdział X - Powrót do domu

            Wygrałam. Nadal to do mnie nie dociera. Jestem taka szczęśliwa, ale czuję pustkę w środku. Bardzo mi przykro z powodu Tannera i Ellie. Ciężko mi było patrzeć na śmierć mojego towarzysza. Całe szczęście, że nie widziałam jak zginęła moja przyjaciółka, ale obwiniam się za to, że jej nie pomogłam. Byłam taka egoistyczna.
            Teraz siedzę w salonie. Wchodzi Harry. Jest bardzo szczęśliwy, że udało mi się wygrać. Nasz dystrykt również jest bardzo zadowolony z mojego osiągnięcia. Wygraliśmy po raz drugi z rzędu. Może inne dystrykty będą się teraz trzymać na baczności? Pokazaliśmy, że jesteśmy silni.
            Nadal mnie męczy to co zrobiłam. Zabicie trybutów to okropne uczucie. I jeszcze chciałam śmierci tej dziewczyny. To straszne co igrzyska robią z ludzi.
- Harry jak się czułeś kiedy zabiłeś pierwszego trybuta? – pytam.
- Męczysz się z tym prawda? – kiwam głową. – To było straszne uczucie. Długo do mnie docierało to co zrobiłem. Poczułem się jak morderca, ale wiedziałem, że tylko tak mogłem przeżyć. Usprawiedliwiałem się tym, ale wiem, że to co robiłem było okropne.
- Zabicie drugiego człowieka jest straszne. Ja czuję się fatalnie. Jeszcze chciałam śmierci tej dziewczyny, a dzień wcześniej widziałam jak Ellie ucieka. W ogóle jej nie pomogłam. Stwierdziłam, że nawet lepiej będzie jak oni ją zabiją – płaczę. Harry mnie przytula.
- Nie płacz. To nie twoja wina. Igrzyska niestety tak działają na ludzi. Myślę, że Ellie postąpiła by tak samo na twoim miejscu.
            Nic nie odpowiadam. Czuję się okropnie. Harry cały czas powtarza, że to nie moja wina. Siedzę w jego uścisku, ale nawet to nie sprawia, że czuję się lepiej. Czy każdy kto wygrał igrzyska tak się czuł? Pamiętam, że jak Harry wrócił do dystryktu nie wyglądał najlepiej.
***
            Jestem ubrana w białą sukienkę, włosy mam splecione w warkocz. Zaraz wejdę na scenę i rozpocznę rozmowę z Caesarem na temat igrzysk. Słyszę swoje imię i wchodzę. Caesar całuje mnie w rękę i mi gratuluje. Oglądamy najlepsze momenty z igrzysk. Widzę płaczącą za Peterem Ellie, śmierć Tannera i mój atak na mordercę, moje całusy z blondynem i finał. Po mojej twarzy spływa parę łez. Caesar mnie uspokaja. „Już po wszystkim” mówi. Zadaje parę pytań o to jak się czułam na arenie, kiedy umarł Tanner i jak zabiłam pierwszego trybuta. Ciężko jest mi odpowiedzieć na te pytania bez łez, ale udaje się, lecz na mojej twarzy nie ma uśmiechu. Kończymy rozmowę na tym, że mój dystrykt jest bardzo ze mnie dumny. Schodzę ze sceny i przytulam się do Harry'ego. Ten całuje mnie w czoło.
            Siedzę w wagonie w ramionach bruneta. Nadal czuję się okropnie. Minie sporo czasu zanim wrócę do siebie.
- Martwię się o ciebie – mówi Harry.
- Nie ma o co – odpowiadam.
- Mam nadzieję, że szybko się pozbierasz – po jego twarzy spływa łza. – Wiem jak się czujesz, ale nie chcę, abyś cierpiała tak długo jak ja.
            Na te słowa zrobiło mi się jego żal. Całuję go w usta. Patrzymy sobie w oczy i wtedy chłopak odwzajemnia pocałunek. Czuję się cudownie. Chyba to był najlepszy pomysł jaki miałam. Pocałunek od razu sprawia, że czuję się lepiej.
-Nie będę i ty też już nie będziesz cierpiał – mówię, a on się uśmiecha.
            Ma taki cudowny uśmiech, jego oczy błyszczą i całuje bardzo dobrze. Nie chcę odrywać od niego swoich ust, ale wszystko przerywa nam Sophie. Mówi, że już jesteśmy na miejscu. Szybko się od siebie odklejamy. Jestem trochę zawstydzona. Harry chyba też. Patrzymy na siebie i zaczynamy się śmiać, a Sophie nie rozumie co się stało.
            Wychodzimy z pociągu. Wszyscy się na mnie patrzą z uśmiechami na twarzy. Krzyczą moje imię i mi gratulują. Szukam swoich rodziców. Widzę mamę. Stoi z boku i mi macha. Mój tato jest zaś na samym końcu. Uśmiecham się do niego, a on odwzajemnia uśmiech. Chcę jak najszybciej do nich pobiec i ich przytulić. Stęskniłam się za nimi.
            Wszyscy ustępują mi miejsce, a ja biegnę prosto na tatę. To oczywiste, że najpierw się z nim przywitam. Z nim mieszkam i wiele mu zawdzięczam.
- Moja córeczka wygrała igrzyska. Wiedziałem, że ci się uda.
- Ja też tato – uśmiecham się i mocno się do niego przytulam.
            Obok mnie jest już moja mama. Rzucam się na nią, a tato się nie obraża. W końcu to moja matka. Kocha mnie.
- Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz. Zawsze dotrzymujesz słowa.
            Uśmiecham się. Idę z rodzicami do mojego nowego domu w Wiosce Zwycięzców. Tam opowiadam im o wszystkim co się wydarzyło na arenie. Wszystkiego słuchają z wielkim przejęciem. Robi się już późno, więc oferuję mamie, aby została na noc. Mój tato nie ma nic przeciwko. „Ten jeden raz mogę z wami zostać.” mówi mama. Zjadamy pyszną kolację przygotowaną przez Harry'ego. Jest to kurczak. Nie sądziłam, że zielonooki tak dobrze gotuje. Podając mi danie, całuje mnie w policzek. Jestem taka szczęśliwa. W moim życiu wreszcie coś się dobrze ułożyło. Mam najcudowniejszego chłopaka na świecie, moi rodzice po raz pierwszy się nie pokłócili i oczywiście ja jestem cała i zdrowa. Tak, tęsknię za Tannerem i Ellie, ale coraz mniej się tym przejmuję.
            Kończę kolację i udaję się do swojego pokoju. Słyszę za sobą kroki, więc się odwracam i widzę Harry'ego.
- Mogę zostać na noc? – pyta i robi takie słodkie oczka, że trudno jest mu odmówić.
- Dobrze – uśmiecham się do niego, a na jego twarzy pojawia się wielki uśmiech.
            Idę do łazienki na bardzo długą kąpiel w różach. Wygrana igrzysk niesie też za sobą plusy. Żyję w luksusach. Szkoda, że każdy tak nie może. Ubieram się w lekką, białą bluzkę i czarne legginsy. Wychodzę z łazienki, a w moim pokoju zastaję Harry'ego w samej bieliźnie. Dopiero teraz zauważam, że ma tatuaże. Na jednym ramieniu ma klucz, a na klatce piersiowej trzy ptaki oraz napis „Stay Strong”.
- Nie wiedziałam, że masz tatuaże – mówię.
- Zrobiłem je sobie jak wygrałem igrzyska. Klucz jest najnowszy. Go zrobiłem jak ty byłaś na arenie – patrzy na mnie. – No wiesz. Ty masz klucz do mojego serca.
- Em… - czerwienię się. – A co oznaczają pozostałe? – szybko zmieniam temat.
- Ptaki to moja rodzina, a „Stay Strong” to sama rozumiesz. To był mój pierwszy tatuaż. Zrobiłem go zaraz po wygranej. Bardzo ciężko było mi się pozbierać po tym wszystkim. Za każdym razem kiedy patrzyłem na siebie w lustrze to jakoś pomagało.
- Rozumiem – odpowiadam.
            Zbliżam się do niego. Chcę się położyć. Jestem zmęczona. Harry się patrzy na mnie pytająco. Wiem o co chodzi. Chce wiedzieć czy może zostać. Uśmiecham się do niego na znak, że może. Chowamy się pod kołdrą i go przytulam. Bardzo szybko zasypiam. Czuję się cudownie.
***
- Emily, Emily – słyszę głos Harry'ego. – Wstawaj.
- Nie chcę – odpowiadam i jeszcze mocniej się do niego przytulam.
- Jesteś wielkim śpiochem. Jest już po dziesiątej.
- I co tego? Ja chcę jeszcze leżeć.
- Dobrze – uśmiecha się i całuje mnie w czoło.
            Wybija jedenasta. Wstajemy z łóżka. Ja uciekam do łazienki obmyć twarz i się przebrać. Ubieram ciemną, czerwoną koszulę, jeansy i czarne trampki. Schodzę na dół, na śniadanie. Widzę swojego tatę.
- Jajecznica. Jak lubisz.
- Ojej tato. Dziękuję. Kocham cię.
- Ja też cię kocham.
            Przytulam się do niego mocno. Bardzo go kocham. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Zawsze był przy mnie, nauczył mnie wielu rzeczy i dawał wszystko co miał, a nie mieliśmy za wiele przed moim zwycięstwem. Niestety mojej mamy już nie widzę, co oznacza, że wróciła do domu. Szkoda. Miło by było gdyby znowu do siebie wrócili, ale nic nie mogę zrobić. Oni sami muszą decydować o swoim związku. Najwidoczniej nie czują do siebie już tego samego co wcześniej. Do jadalni wchodzi Harry. Całuje mnie w policzek.
- No dobrze to ja uciekam do siebie.
- Nie. Zostań – łapię go za rękę.
- Ja też mam dom kochana – uśmiecha się. - Rodzice nie wiedzą, że tu zostałem. Pewnie się martwili.
            Robię smutną minę, a ten mnie jeszcze raz całuje w policzek i się żegna. Kocham go. Kto by pomyślał, że moje życie tak się ułoży? Jest idealnie. Jestem szczęśliwa. Wcześniej nigdy nie przypuszczałam, że może być tak dobrze. Nie sądziłam, że będę z Harrym, a teraz proszę całuje mnie na pożegnanie.
W dzisiejszym rozdziale nic szczególnego się nie wydarzyło, ale mam nadzieję, że się spodobał. I zapewniam, że kolejny rozdział będzie ciekawszy :))

wtorek, 25 marca 2014

Rozdział IX - Koniec igrzysk

                Widzę Harry'ego. Jest cały we krwi. Nie wiem co się dzieje. Jedyne co chcę zrobić to zemścić się na tym kto to zrobił. Próbuję zobaczyć kto jest sprawcą. Nie wierzę. To Tanner. Rzucam się na niego z nożem i wbijam je prosto w serce. Po chwili uświadamiam sobie co się stało. Obok mnie pojawiają się trybuci z siódemki i zapraszają do siebie. Kiedy do nich podchodzę pojawia się białe światło.
- Emily! Emily! Co się dzieje?! – pyta z przejęciem Tanner.
- Co? – zupełnie nie wiem o co chodzi.
- Cała się trzęsłaś i krzyczałaś przez sen: „Nie! Tylko nie on!”
- To był sen. Całe szczęście – mówię sama do siebie.
- Co ci się śniło?
- Nie ważne. Mam nadzieję, że już się nie powtórzy – odpowiadam i przytulam się do swojego towarzysza, a ten całuje mnie w czoło.
- Zrobiłem śniadanie – podaje mi chleb z kawałkami sarny.
- Dziękuję – uśmiecham się i całuję go w policzek.
            Jak dobrze, że to był tylko sen. Przecież to nawet niemożliwe, aby Harry się tu nagle zjawił, a Tanner na pewno by go nie zabił. Nie zrobiłby tego. On taki nie jest. I ci trybuci z siódemki. Czemu mnie do siebie wołali? Nie jestem taka jak oni. Nie zabijam bez powodu. Jeszcze nikogo na tej arenie nie zabiłam.
            Kończę jeść i razem z Tannerem zaczynamy się zbierać. Wychodzimy i… bum! Słyszymy wystrzał armaty. Ilu nas zostało na tej arenie? Dziewczyna z jedynki, para z dwójki, dziewczyna z trójki, chłopak z ósemki, dziewczyna z dziewiątki, jedenastki, ja, Tanner i Ellie. Teraz ktoś umarł, czyli jest nas dziewięciu. Uświadamiam sobie ilu nas zostało patrzę się na Tannera ze strachem.
- Co jest mała? – pyta.
- Zostało nas już tylko dziewięciu.
- I co w związku z tym?
- Nie rozumiesz? Do finału co raz bliżej. Musimy się niedługo rozdzielić. Nie chce ciebie zabijać.
- Ja też nie, ale też nie chcę się z tobą żegnać.
- Ale musimy.
- Dobra. Jutro rano się rozdzielamy.
            Kiwam głową na znak zgody. Teraz idziemy powoli przed siebie. Zaczyna kropić deszczyk. Zimne krople opadają na moją twarz. Lubię deszcz. Czuję się wtedy jakbym brała kąpiel. Jak byłam mała zawsze z Jamesem wybiegaliśmy na dwór kiedy padało. Lataliśmy po całym dworze i wariowaliśmy. Rodzice zawsze na nas marudzili, że jesteśmy cali mokrzy i mogliśmy zachorować. Jakoś nigdy się to nie zdarzyło. Byliśmy okazami zdrowia. W życiu tylko raz byłam chora. Miałam wysoką gorączkę i nie mogłam mówić. To był mój najgorszy okres w życiu, ale James cały czas przy mnie był i mnie rozśmieszał. Och, James. Chciałabym, żebyś teraz przy mnie był.
            Widzę przed sobą zakapturzoną postać. Po chwili uświadamiam sobie co się dzieje. Widzę jak nóż leci w moją stronę. Tanner mnie popycha, a wtedy ostrze trafia prosto w niego. Ja szybko się podnoszę i rzucam oszczepem w postać. Bum! Słyszę wystrzał. Podbiegam do Tannera. Leży w kałuży krwi. Dostał w szyję. Nic nie mówi. Sprawdzam czy oddycha. Próbuję się oszukać. Przecież to niemożliwe, aby oddychał jak dostał w szyję. Kiedy nic nie słyszę już wiem, że nie żyje. NIE, NIE, NIE! To się nie dzieje naprawdę! Tanner nie mógł zginąć! Nie tak sobie to wszystko wyobrażałam. On miał jeszcze dzisiaj spędzić ze mną czas, a jutro mieliśmy się pożegnać. Nie mieliśmy nawet okazji powiedzieć sobie słów pożegnania. Czuję się okropnie. Przytulam się do Tannera cała we łzach. Ręce mam we krwi. Biorę wszystko co mam pod ręką i rzucam tym. Jestem zła, załamana. To okropne uczucie. Patrzę tylko na ten nieobecny wzrok błękitnych oczu. Całuję go w usta i zamykam mu oczy. Głaszczę go po blond włosach. Teraz ma je we krwi. No tak muszę umyć ręce. Tak trudno jest mi odejść od jego ciała. Już wiem jak czuła się Ellie przy Peterze. Lecz ja zbieram się dużo szybciej. Całuję go jeszcze raz w usta, zbieram parę potrzebnych rzeczy, biorę sarnę na plecy. Jest bardzo ciężka, ale wiem, że bez jedzenia nie dam rady. Idę teraz przed siebie, jak najdalej od tego miejsca.
            W ciszy rozglądam się po okolicy. Tracę siłę. Ciężar zwierzęcia mnie przerasta i po chwili opadam na ziemię.
***
            Budzi mnie dźwięk hymnu. Nikt na mnie nie wpadł? Przecież musiałam tutaj leżeć bardzo długo. Jestem bardzo zaskoczona, ale nikt mnie nie zauważył chociaż leżałam na środku. Może pomyśleli, że nie żyję. To bardzo możliwe. Nadal mam ręce we krwi. Patrzę na niebo, a tam pojawiają się twarze poległych. Widzę dziewczynę z jedynki, trójki, chłopaka z ósemki i Tannera. Ellie nadal żyje. A nas została już tylko szóstka. Coraz bardziej wierzę w to, że mogę wygrać. Chyba teraz pójdę się umyć. Na szczęście niedaleko jest jezioro. Obmywam się z krwi i rozpalam ognisko. Zjadam kolację i szybko gaszę ogień. Przenoszę się z tego miejsca, ponieważ pokazałam gdzie jestem. Idę parę metrów dalej i wspinam się na drzewo. Wyciągam z plecaka śpiwór, w który szybko się chowam. Powinnam się czymś przywiązać do drzewa. Przecież mogę spaść jak będę się wiercić.
            Jestem już gotowa do snu. Nagle zauważam jakąś postać na dole. Widać, że ta osoba bardzo się spieszy. Chyba przed kimś ucieka. Chwila, chwila. To Ellie! Z trudem powstrzymuję się od wykrzyknięcia jej imienia. To niemądre, abym teraz ją wołała kiedy zostało nas tak mało. Jesteśmy przeciwnikami. Widzę też trybutów z dwójki. To oni ją gonią. Nie mogę się ujawnić. Nie mogę. Lecz nie chcę, aby Ellie umarła. Ale kto ją zabije za mnie? Ktoś musi. Przecież ja nie dam rady. Mam nadzieję, że dziewczyna jednak sobie jakoś poradzi. Każdy teraz walczy dla siebie. Parę chwil później słyszę dwa wystrzały armaty. Ciekawa jestem jak ta sprawa się tam potoczyła.
            Chcę wrócić do domu. Jak wygram te igrzyska rzucę się na Harry'ego jak wariatka. Tęsknię za nim i został mi już tylko on. Tanner dzisiaj zginął. Może nawet Ellie. Ja muszę wygrać te igrzyska.
***
            Rano budzi mnie krzyk i wystrzał armaty. To zostało nas już tylko trzech… Przerażające. Czuję strach. Boję się tego z kim będę musiała walczyć. Chwilę później słyszę głos:
- Wszystkich żyjących trybutów prosimy o pojawienie się na Rogu Obfitości.
            Tam rozegra się ostateczna walka. To już dzisiaj. Finał. Boję się, ale zrobię wszystko, aby wrócić do domu. Chcę spojrzeć rodzicom w oczy i powiedzieć, że dałam radę. Nie chcę ich zawieść. Szepczę: „Nie zawiodę was”. Mam nadzieję, że właśnie teraz siedzą i na mnie patrzą.
            Rozwiązuję się, wychodzę ze śpiwora i wszystko chowam do plecaka. Właściwie… Po co to robię? Zaraz rozegra się walka. Śpiwór już mi nie będzie potrzebny. Zjadam owoce, chleb i udaję się na Róg. Ciekawa jestem kto został.
            Wiatr delikatnie wieje. Włosy przykrywają mają twarz. Słońce pięknie oświetla las, a patki śpiewają. Czuję się jak w raju. Jest tutaj tak pięknie, spokojnie. Lecz przypominam sobie, że zaraz poleje się krew, a w raju takie rzeczy się nie dzieją.
            Wreszcie jestem na Rogu, lecz pozostaję w ukryciu, w krzakach. Nie wyjdę pierwsza. Wystawię się na cel i mnie zabiją, a ja chcę wygrać te igrzyska. Na szczęście na Rogu pojawia się dziewczyna z jedenastki. Jak mogła tak bezmyślnie postąpić? Ale dobrze, że tak zrobiła. Inaczej ta walka nigdy by się nie zaczęła, a teraz razem z trybutem z dwójki biegniemy w jej stronę. Ten strzela w dziewczynę ze swojego łuku. Bum! Pada. Teraz próbuje trafić we mnie, ale ja robię uniki. Muszę go zmęczyć. Teraz na pewno w niego nie trafię. Chłopak się ze mnie śmieje, ale po chwili uśmiech znika z jego twarzy. Potknął się! To idealne okoliczności dla mnie! Bez zastanowienia rzucam w niego oszczepem, słyszę wystrzał armaty i:
- Panie i panowie oto zwyciężczyni 70 głodowych igrzysk! Emily Ature z dystryktu szóstego!
            Cieszę się. Naprawdę. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Zobaczę Harry'ego, rodziców. Nareszcie wrócę do domu! Widzę poduszkowiec i drabinę opadającą na dół. Moje włosy latają teraz po twarzy, ale nie przeszkadza mi to. Szybko wchodzę na górę. Jestem w białym pomieszczeniu, a tam zauważam Harry'ego. Rzucam się na niego. Mocno się przytulamy.
-Wiedziałem, że wygrasz – szepcze.
Bardzo dziękuję za ponad 1000 wyświetleń! <3
Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał. Dziękuję za każdą radę. Jak zauważyliście jakieś błędy to proszę informujcie mnie o tym. :)
A kolejny rozdział będzie albo w piątek wieczorem albo w sobotę rano. :))

sobota, 22 marca 2014

Rozdział VIII - Długi, ciężki dzień

       Wstaję bardzo wcześnie w ramionach Tannera. Wygląda tak niewinnie. Jego włosy delikatnie zakrywają mu oczy. Patrzę na Ellie i Petera. Też śpią, a ja już nie mogę zasnąć, więc postanawiam się wyplątać z uścisku blondyna.
            Słońce dopiero co wyjrzało, a okolica wygląda cudownie. Jest tutaj jak w bajce. Niebo jest różowe. Piękne, zielone drzewa na jego tle wyglądają wspaniale. Najpiękniejsze miejsce na świecie. Patrzę na małe źródełko i myślę, że przydałoby się wykąpać. Tak też robię. Rozbieram się do bielizny i delikatnie chlapię się zimną wodą. Czuję się wspaniale. Po małej kąpieli udaję się na krótki spacer. Wiatr wieje delikatnie. Jego chłód jest dla mnie bardzo przyjemny. Idę cały czas przed siebie rozglądając się czy przypadkiem nie ma innych trybutów w pobliżu i znowu zaczynam uciekać myślami do Tannera i Harry'ego.
            Jak ja mogłam zapomnieć o Harrym przez te dwa dni? Przecież to on cały czas był przy mnie, pomagał mi i wspierał mnie. Chciał dla mnie jak najlepiej. Ale jakby tak dłużej się zastanowić to jestem na arenie i powinnam myśleć tylko o tym co dzieje się tu i teraz. Przecież tylko to może mi pomóc, sprawić, że wrócę do domu. Czas spędzony tutaj jak na razie jest cudowny. Wiem, że w końcu to się skończy. Mam nadzieję, że to nastąpi jak najpóźniej. Nie chcę się żegnać z Ellie. A co z Tannerem? Naprawdę coś do niego czuję, zależy mi na nim. Szkoda, że dopiero na arenie to zrozumiałam. W Kapitolu traktowałam go okropnie. Cały czas widziałam w nim zakochanego w sobie chłopca ze szkoły. Nagle moje myśli przerywają krzyki. Szybko biegnę do swoich towarzyszy. Mam nadzieję, że to jednak nie były ich krzyki, ale wszystko jest możliwe. Biegnę bezmyślnie. W drodze potykam się parę razy, ale szybko się podnoszę i ruszam dalej. Nie wybaczyłabym sobie jakby coś im się stało, a mnie akurat wtedy nie było. Muszę im pomóc.
            Kiedy dobiegam do miejsca niestety moje przypuszczenia się sprawdzają. Widzę jak trybuci z siódemki atakują moich przyjaciół. Bez zastanowienia rzucam się na dziewczynę.
- Emily! Nie! – słyszę Tannera.
            Nie słucham się go. Widziałam jak dziewczyna chce w niego rzucić nożem. Nie mogłam na to pozwolić. Teraz się szarpiemy. Niestety ona ma przewagę. Jest silniejsza i uzbrojona. Ja nie mam nic. Czuję jak ostrze zbliża się do mojej twarzy, ale wtedy dziewczyna pada i słyszę wystrzał armaty. To Tanner. Strzelił w nią strzałą. To było bardzo odważne posunięcie. Jedna pomyłka i mógłby we mnie trafić.
- Co ty sobie myślałaś wskakując na nią?! – krzyczy na mnie. – Myślisz, że to by ci pomogło?!
- Ona chciała w ciebie rzucić nożem! Musiałam coś zrobić!
            Wtedy słyszymy drugi wystrzał. Faktycznie! Jeszcze został ten chłopak z siódemki! Szybko wchodzimy do nory. Widzę Petera. Twarz ma całą we krwi. Leży z nożem w sercu. Chłopak z siódemki ma całe ręce we krwi razem z twarzą na której teraz zagościł triumf. Widzę też Ellie. Jest cała we łzach. Nie może się pozbierać po tym co się stało. Ona kochała Petera. Ja też nic nie potrafię zrobić. Jedynie Tanner celuje szybko w przeciwnika i go zabija. Kiedy uświadamiam sobie, że zagrożenie już minęło biegnę do Ellie. Ta głośno płacze. Teraz wygląda okropnie. Na jej twarzy nie ma uśmiechu. Są same łzy. Włosy ma potargane, a ręce całe w krwi. Przytula się do Petera powtarzając: „Wstawaj! Ty żyjesz!”.
- Ellie! Ellie! Spokojnie! – mówię.
- Nie! On go zabił! Ja nie wytrzymam tego! – krzyczy. – Wiesz co do niego czułam.
- Ellie. To musiało się stać prędzej czy później. Jedyne co teraz możemy zrobić to wyprowadzić go na zewnątrz, obmyć z krwi i godnie go pożegnać.
- Ja nie chcę się z nim żegnać!
            Powoli się do niej zbliżam i próbuję ją przytulić. Ta tylko mnie odpycha i cały czas siedzi przy Peterze. Doskonale ją rozumiem. Podobnie się czułam kiedy zginął mój brat James. Jak zobaczyłam, że nie żyje przez tygodnie płakałam. Rodzice próbowali mnie na zmianę uspokoić, ale to nic nie dawało. Dopiero po paru latach się opanowałam. Lecz jeśli Ellie chce przeżyć musi się szybciej pozbierać. Tanner wyprowadza trybuta z siódemki na zewnątrz. Ja nadal siedzę przy przyjaciółce. Ktoś musi teraz przy niej być. Przeżywa koszmar. Mój chłopak w tym czasie rozpala ognisko i zaczyna szykować późne śniadanie. Kiedy nasz wzrok się spotyka lekko się do siebie uśmiechamy. Mam nadzieję, że dzisiaj już nic podobnego nas nie spotka.
            Dopiero kiedy jedzenie jest gotowe Ellie odrywa się od Petera. Niestety śniadanie mija w ciszy. Nikt nie chce rozmawiać po tym wszystkim co tu się wydarzyło. Moja przyjaciółka wygląda okropnie. Bardzo chcę wierzyć, że wróci do siebie, ale im dłużej ją widzę tym bardziej wydaje mi się, że jednak nie będzie już tą samą osobą.
- Myślę, że powinniśmy zmienić naszą kryjówkę – mówi Tanner.
- Uważasz, że ktoś może wiedzieć gdzie jesteśmy? – pytam.
- Za każdym razem kiedy robimy sobie jedzenie widać dym. Dlatego trybuci z siódemki nas znaleźli.
- Rozumiem. Tylko jak my się z tym wszystkim zabierzemy?
- W trójkę jakoś damy radę.
            Patrzymy na Ellie, a ona się nam przygląda jakbyśmy byli obcymi ludźmi. Słowa, które po chwili wypowiada bardzo mnie szokują:
- Nie w trójkę tylko w dwójkę. Ja nigdzie nie idę.
- Ellie czyś ty oszalała! Nie zostajesz! Idziesz z nami! – krzyczę.
- Nie! Ja chcę zostać sama. Jakoś sobie poradzę ze swoimi zającami.
- Ellie nie mów tak. Idziesz z nami – po mojej twarzy zaczynają spływać łzy. – Ellie.
- Jesteś pewna, że chcesz być sama? – pyta Tanner.
- Tak. Ja nie mogę patrzeć na kolejne śmierci. Wolę teraz działać sama. Z resztą kiedyś musielibyśmy się rozdzielić. Czemu by tego nie zrobić dzisiaj?
- Twój wybór, ale pamiętaj, że nadal możesz iść z nami.
- Co ty wygadujesz?! Ellie idziesz z nami! – chcę się na nią rzucić, ale Tanner mnie powstrzymuje łapiąc mnie w tali. Łzy spływają po mojej twarzy. Pewnie wyglądam teraz okropnie. Nie mogę uwierzyć w to co chce zrobić moja przyjaciółka. Nie rozumiem jej. Razem mamy większe szanse na przeżycie. Martwię się o nią.
            Po dłuższej chwili uspokajam się. Ellie nadal siedzi przy Peterze. Głaszcze go po głowie i się do niego uśmiecha. Ona chyba wariuje. Wymieniamy się spojrzeniami z Tannerem i kiwamy głowami. Mój chłopak podchodzi do blondynki uspokaja ją i po chwili wynosi Petera na zewnątrz. Widzę wielkie szczypce wciągające chłopaka do poduszkowca. Ellie nadal wygląda na wstrząśniętą tym wszystkim. Już nie wróci tamta promienna dziewczyna. Siedzimy długo w ciszy. Każdy pewnie myśli o tym wszystkim co się stało. Dzisiaj dowiedzieliśmy się, że nie jesteśmy bezpieczni. Znaczy to było wiadome od początku, ale doświadczyliśmy tego dopiero dzisiaj. Tanner chowa do plecaka większość naszego jedzenia. Oczywiście zostawia coś dla Ellie. Wie, że jest ona moją najlepszą i jedyną przyjaciółką. Obraziłabym się na niego gdyby zostawił jej tylko to co sama zdobyła. Bierze mniejszą część naszego dzika. Jestem pod wielkim wrażeniem.
- My na pewno jeszcze zdobędziemy jakiegoś. Ty co najwyżej złapiesz parę zająców, więc lepiej będzie jak ci zostawimy tego dzika.
- Dziękuję – odpowiada spokojnym głosem i lekko się uśmiecha.
- Emily. Czas się pożegnać.
            Podchodzę powoli do Ellie. Poprawiam sobie włosy i powstrzymuję się od łez. Tak trudno jest mi teraz się pożegnać. Po tym wszystkim co przeżyliśmy, jakie rozmowy prowadziłyśmy. To wszystko było piękne. Teraz to stracimy. Ellie się lekko uśmiecha i mówi:
- Żegnaj Emily. Powodzenia.
- Żegnaj – odpowiadam.
            Nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć. Przytulam się do niej mocno. Łzy same wylatują. Będę za nią tęsknić. Mam nadzieję, że to nie ja będę musiała jej zabić. Tanner tylko się nam przygla w ciszy i macha Ellie na pożegnanie. Nie rozmawiali ze sobą, więc nie mieli jakiś większych relacji.
            Wychodzimy z nory. Po raz ostatni widzę te piękne widoki. Przeglądam się w źródełku. Wyglądam okropnie. Na mojej twarzy widać krople krwi i mam podkrążone oczy. Postanawiam umyć twarz. Tanner nie ma nic przeciwko. Sam wykonuje tę samą czynność. Po mojej twarzy spływa zimna woda, a ja od razu czuję się lepiej.
- Gotowa? – pyta mój towarzysz.
- Tak – odpowiadam.
            Ruszamy w dwójkę nic do siebie nie mówiąc. Nie umiem. Za dużo się dzisiaj wydarzyło. Najpierw śmierć Petera. Teraz pożegnanie z Ellie. To jest strasznie.
            Idziemy tak w ciszy i nagle słyszymy szelest krzewów. Szybko się rozglądam wokół siebie. Na szczęście to sarna, a nie trybut. Tanner szybko łapie za łuk, skupia wzrok na obiekcie i w niego trafia. Podchodzimy do zdobyczy. Mój towarzysz bierze ją na plecy i udajemy się dalej. Niebo robi się coraz ciemniejsze, więc postanawiamy zatrzymać się przy jednym z wyższych i grubszych drzew.
            Tanner rozpala ognisko kilka metrów dalej i gotuje resztki dzika, które zabraliśmy. Wtedy słyszę wystrzał armaty. Szybko biegnę do miejsca, gdzie rozpalił ognisko mój towarzysz. Na szczęście to nie on zginął.
- Całe szczęście – mówi na mój widok. – Bałem się, że to ty – podchodzi do mnie i się przytula.
            Jego dotyk sprawia, że czuję się fantastycznie. Zaczyna mnie całować po czole, policzku i w końcu w usta. Nie powstrzymuję go. Bardzo potrzebuję jego bliskości. Ten pocałunek sprawia, że o wszystkim zapominam.
- Nie chcę ciebie stracić – szepcze.
- Ja też.
          Nasze usta znowu się spotykają, ale tą romantyczną chwile przerywa hymn i twarze poległych wyświetlone na niebie. Widzimy chłopaka z jedynki! Zawodowiec?! Nie sądziłam, że to on mógł zginąć! Pozostałe twarze są nam znajome. To trybuci z siódemki i Peter. Patrzymy się na siebie z Tannerem i cieszymy się z tego co zobaczyliśmy. O jednego zawodowca mniej. Przytulamy się do siebie. Chociaż jedna dobra nowina na dzisiaj.
---
Perspektywa Harry'ego:
http://harryjoven.blogspot.com/2014/06/rozdzia-xx-to-naprawde-boli.html
---
Starałam się bardziej opisywać jak mi mówiliście, ale nie wiem czy mi to wyszło. Dziękuję za wszystkie komentarze. Jeśli zauważyliście jakieś błędy lub macie rady to nie bójcie się i wszystko napiszcie. Chcę poprawić swoje błędy, aby lepiej się wam czytało mojego bloga.
Pozdrawiam :))

czwartek, 20 marca 2014

Rozdział VII - Pierwsze dni na arenie

         Stoję na dachu przyglądając się Kapitolowi. To wszystko już dzisiaj zniknie. Będę na arenie. Bez Harry'ego. Za to z Ellie, Tannerem i pozostałymi trybutami. Nie wiem jak dam radę wygrać. Mam nadzieję, że to nie ja będę musiała ich zabić.
            Śniadanie zjadamy w ciszy. Nikt nie chce rozmawiać. Wiadomo dzisiaj jest smutny dzień. Trzeba się pożegnać. Przytulam się z Sophie i Harrym. Mam łzy w oczach. Bardzo się do nich przywiązałam.
            W poduszkowcu siedzę obok Ellie. Uśmiechamy się do siebie i szepcze mi „Wszystko będzie dobrze”. Cudowna dziewczyna. Czemu nie poznałam takiej osoby w swoim dystrykcie? Mick daje mi strój, w którym będę chodzić na arenie. Jest zwyczajny. Długie spodnie i kurtka. Jak na polowanie, więc arena prawdopodobnie będzie lasem. Słyszę głos, który mówi, abym weszła do cylindra. Przytulam się z Mickiem i wchodzę do tuby, która chwilę później wyjeżdża na górę. Boję się. Po raz pierwszy się boję.
            Ujawnia mi się arena. Tak jak myślałam to las. Oglądam się dookoła siebie, aby wiedzieć gdzie uciec. Przyglądam się Rogu Obfitości. Tak. Znajduję oszczep, a obok niego jest jakiś plecak. Wezmę go przy okazji. Na pewno są w nim jakieś przydatne rzeczy. Kiedy głos kończy odliczać wszyscy trybuci ruszają na Róg. Ja szybko chwytam to co chciałam i nikt nawet nie zdąża mnie zaatakować. Siedzę teraz w krzakach i patrzę co się dzieje. Nie mogę znaleźć Ellie. Widzę jak zawodowcy atakują pozostałych trybutów. Na ziemi leży już chyba pięć trupów. Nagle czuję na sobie czyjąś rękę:
- Strasznie to wygląda – mówi Ellie.
- Wystraszyłaś mnie! – krzyczę do niej.
- Przepraszam. Gdzie masz swojego kolegę?
- Nie wiem. Nie widzę go – martwię się o niego. Nie mógł umrzeć. Nie!
- Przegapiłem coś? – na szczęście to Tanner. Rzucam się na niego.
- Bałam się, że cię zabili.
- Spokojnie. Jestem tu.
- Skoro już wszyscy jesteśmy to możemy iść jak najdalej stąd? – pyta Ellie.
- Tak – odpowiadam.
            Szukamy jakiejś kryjówki. Przy okazji Ellie i jej kolega, Peter, zastawiają pułapki na zwierzęta. Ja i Tanner idziemy w ciszy rozglądając się za kryjówką.
- Martwiłaś się o mnie? – pyta Tanner.
- Oczywiście.
- Myślałem – zaczyna – że nic do mnie nie czujesz.
- No to teraz wiesz, że jest inaczej.
            Uśmiecha się. Chwilę później znajdujemy coś przypominającego jaskinię, a nie daleko niej jest małe źródełko wody. Zbieramy ją i chowamy się w norze. Sprawdzamy co znajduje się w naszych plecakach. Każdy z nas ma śpiwór. Tanner zdobył jeszcze łuk i strzały, noże, sznur i owoce. Ellie z Peterem mają noże, zapałki i trochę chleba. Ja również mam trochę owoców, drut i sznur. Zawsze coś z tego może się przydać. Jemy w spokoju kolację, a chwilę później słyszymy hymn Panem i widzimy twarze poległych. Jest to chłopak z trójki, dziewczyna z czwórki, para z piątki, dziewczyna z ósemki, chłopak z dziewiątki i jedenastki. Siedem osób. To nie tak dużo. Widać, że w tym roku zawodnicy są silni. Ellie wychodzi na dwór. Postanawiam ruszyć za nią. Mam ochotę z nią pogadać.
- Jak się czujesz? – pytam.
- Dobrze – odpowiada patrząc w gwiazdy. Ja widzę, że jest odwrotnie.
- Ellie? Na pewno?
- Nie wiem. Mnie to przerasta. Boję się tego wszystkiego co może nas spotkać. Nie chcę też nikogo z nas stracić, a wiem, że to niemożliwe.
            Nie mogę jej pocieszyć. Przecież taka jest prawda. Jedno z nas może przeżyć i nie wiadomo kto to będzie. Nie wiem też czy ona chce przeżyć czy woli umrzeć, więc postanawiam nic nie mówić i podziwiać z nią gwiazdy. Wpatrujemy się tak w niebo i zaczynamy kolejne, długie rozmowy na temat naszych rodzin, dystryktów, różnych, zabawnych sytuacji i poprawia nam się humor. Czujemy, że jest już późno więc wchodzimy do naszej kryjówki. Peter już śpi, a Tanner siedzi w ciszy. Ellie się do mnie uśmiecha i kładzie obok swojego kolegi z dystryktu. Prawie się do niego przytula. Ja podejrzanie na nią patrzę, a ta zaczęła się śmiać. Mamy kolejny temat naszych rozmów. Odwracam się do Tannera. Ten patrzy na mnie z powagą. Próbuję go rozśmieszyć robiąc głupie miny i żartując, ale to na niego nie działa. Przytulam się do niego.
- Co jest? Chodź. Połóżmy się już spać. Jest późno.
- Dobrze – odpycha mnie i chowa się w swoim śpiworze.
            O co mu chodzi? Jeszcze niedawno cieszył się, że się o niego martwię. Teraz mnie odpycha. Nie rozumiem go, ale postanawiam nie zaprzątać sobie tym głowy i kładę się spać.
            Rano budzi mnie uśmiechnięta twarz Ellie.
- Wstawaj, wstawaj! Nowy dzień! Myślisz, że jak będziesz wiecznie spała to wygrasz? – śmiejemy się.
- Oooo czuję śniadanie.
- Tak! Parę zająców wpadło w nasze pułapki.
- Smacznie!
            Szybko się podnoszę i cieszę się naszą zdobyczą. Są przepyszne! Myślałam, że na arenie nie będzie takiej miłej atmosfery, a jednak. W dobrym towarzystwie jest cudownie. Co chwilę sobie żartujemy, opowiadamy różne, ciekawe historie. Jest świetnie! Lecz Tanner jako jedyny z nas nie jest pogodny. Kiedy siedzi sam postanawiam do niego podejść i porozmawiać.
- Uśmiech proszę – mówię.
- Po co?
- Masz zamiar przez cały czas chodzić ze smutną miną? Nie pozwalam ci.
- Czemu mam się uśmiechać? Przecież któreś z nas zginie.
- Nie myśl o tym. Nie pozwól, aby nasze ostatnie dni były w smutku. Nasze nastawienie do tego wszystkiego może sprawić, że czas spędzony na arenie będzie udany. Patrz jak na razie wszystko pięknie się układa.
- Może…
            Siedzimy tak chwilę w ciszy i Tanner mnie do siebie przytula i całuje w czoło.
- Masz rację. Muszę korzystać z tych ostatnich dni.
- Nareszcie wraca nasz Tanner! – śmiejemy się.
            Dzisiaj razem z moim towarzyszem udajemy się na małe polowanie, a Ellie z Peterem zostają na miejscu i pilnują naszych rzeczy. Rozglądamy się za zwierzyną, ale przez dłuższy czas nic nie znajdujemy. Tanner cały czas spogląda na mnie i wysyłamy sobie całusy, śmiejemy się. Lepiej spędzić czasu na arenie nie mogłam. Mam najlepsze towarzystwo. Ciekawa jestem jak spędzają ten czas inni trybuci. Kiedy zauważamy sarnę słyszymy wystrzał armaty, który ją płoszy.
- Musiał akurat teraz ktoś zginąć?! – marudzi Tanner i w tym samym czasie słyszymy drugi wystrzał.
- Gdzieś chyba odbyła się mała walka – mówię i czekamy chwilę w ciszy, aby dowiedzieć się czy nie zginie ktoś jeszcze, lecz po dłuższym oczekiwaniu nic nie słyszymy, więc postanawiamy szukać dalej.
            Kiedy stwierdzamy, że już nic nie znajdziemy trafiamy na dwa dziki. Oczywiście atakujemy je. Nie wiem jak damy radę je donieść, ale jedzenia jest teraz dużo i wystarczy na kilka dni.
- Przynajmniej na koniec dnia jakiś sukces – cieszy się Tanner.
            Bierzemy dziki na plecy i wracamy do naszej nory. W krótkim czasie znajdujemy się na miejscu, a Ellie z Peterem na widok naszej zdobyczy skaczą z radości.
- Nie sądziłam, że zdobędziecie coś aż tak wielkiego. Teraz nie musimy się martwić o jedzenie – mówi Ellie.
- O wodę też nie. Mamy ją tak blisko – mówię.
- Dokładnie! Lepiej chyba być nie mogło! – cieszy się moja przyjaciółka.
            Chowamy się w naszej norze. Opowiadamy sobie co wydarzyło się dzisiejszego dnia. Ellie i Peter widzieli trybutów z siódemki, ale na szczęście oni ich nie zauważyli. Mówią, że byli uzbrojeni po zęby. Najpierw nie byli pewni czy to na pewno siódmy dystrykt. Zazwyczaj dobrze uzbrojeni są zawodowcy. W tym roku najwidoczniej nie tylko oni są największym zagrożeniem. Podczas naszych opowiadań słyszymy wystrzał. Oznacza to, że dzisiaj zginęły trzy osoby. Tanner z Peterem postanawiają zrobić kolację, a ja z Ellie wychodzimy na dwór na kolejne rozmowy. Tym razem o chłopakach.
- No to jak jest z tobą i Peterem? – uśmiecham się.
- Wiesz… Dobrze. Chyba się do mnie przekonuje. Kiedy was nie było starałam się z nim rozmawiać jak najwięcej, ale on jest taki nieśmiały – śmieje się. – Ale to jest w nim urocze. A jak z tobą i Tannerem? Dzisiaj już nie jest taki ponury jak wczoraj. Ja nie rozumiem jak on mógł się nie śmiać z twoich min. Ja ledwo się powstrzymałam od śmiechu!
- Tak. Powiedziałam mu, że ostatnie dni powinien spędzić jak najlepiej, a nie tylko się smucić. Chyba zrozumiał.
- Mamy ciekawych chłopaków.
            Tak. Szkoda, że nie możemy być razem na zawsze. Czemu akurat nas spotkał taki los?
- Wiesz. Jak chodziłam do szkoły to jakoś nigdy nie zauważyłam Petera. Zawsze byłam otoczona różnymi chłopakami, którzy podobali się wszystkim dziewczyną w szkole. Owszem mnie też, ale żaden z nich nie sprawiał, że czuję się cudownie. Z Peterem jest inaczej i żałuję, że go wcześniej nie poznałam.
- A myślisz, że ty jemu się podobałaś?
- Po nim trudno to rozpoznać. Jest bardzo nieśmiały i ukrywa swoje emocje. A jak było z tobą i Tannerem?
- Ja w swoim dystrykcie zawsze byłam wyśmiewana, nie miałam przyjaciół, a Tanner w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Dopiero dzień przed dożynkami zdał sobie sprawę, że istnieję. Szczerze ja za nim nigdy nie przepadałam. Zachowywał się okropnie. Był niemiły i uważał, że wszystko mu się należy.
- Niemożliwe. Teraz to zupełnie inny człowiek. Gdyby nie to, że ty mi to mówisz nigdy bym w coś takiego nie uwierzyła.
- Też w to z początku nie wierzyłam. Nie sądziłam, że mogę się w nim zakochać.
            Trochę się śmiejemy i idziemy do nory. Zjadamy pyszną kolację przyrządzoną przez naszych chłopaków i chwilę później wyglądamy przez dziurę, aby zobaczyć poległych. Wyświetla się twarz chłopaka z czwórki oraz pary z dziesiątki. To oznacza, że zostało nas czternastu.
            Powoli układam się do snu. Przytulam się do Tannera, a ten całuje mnie w policzek. W tym momencie przypominam sobie o Harry. Tęsknię za nim.
---
Perspektywa Harry'ego:
http://harryjoven.blogspot.com/2014/06/rozdzia-xx-to-naprawde-boli.html
---
Chciałabym polecić jeszcze pewne stronki, które na pewno spodobają się fanom ‘Igrzysk Śmierci’:
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. :)